wtorek, 31 stycznia 2012
Game 20 vs. Atlanta Hawks
Ten mecz to definicja dramatu. Ale ja wiem coś, czego Wy, drodzy czytelnicy, nie wiedzieliście do tej pory. Ten mecz równie dobrze mógł się nie odbywać. A wszystko dlatego, że był to swoisty rewanż za ten draft z roku 2005 (dzięki za Marvin'a!). No i za te zwycięstwo Nowego Orleanu w zeszłym roku w Atlancie 100-59. Tak całkiem serio mówiąc, mecz był tragiczny dla mnie do oglądania. Początek to ostra sieka, wszystko Atlancie wpadało, a Hornetsom absolutnie NIC, poza tym grali zupełnie bez pomysłu, rzuty nieprzygotowane zupełnie. Przez chwilę w 1q było -21, a bałem się, że nie wyjdą z dziecięciu przez te dwanaście minut. Skończyło się na season low, jedensatu punktach. Potem nastąpiła szalona pogoń i było nawet -6 już, ale nigdy nie jest tak dobrze, aby nie mogło być lepiej. Skończyło się na -22. Po prostu głowa mała, no ale takie mecze też muszą się zdarzać i są wkalkulowane w ten sport. Marvin Williams zaczął mecz od trójki, ale nie miałem mu tego za złe. W ogóle to Atlanta powinna być moja ulubioną drużyną za ten 2005 rok. Rzut za trzy Marvin'a tak się spodobał innym zawodnikom Hawks, że nie chcieli być gorsi, od DRUGIEGO numeru i w całym meczu trafili 12/23 za trzy. Teague 4/4, Green 4/7, Johnson 0/4 hehehe. Ogólnie to liczyłem na największą przewagą Nowego Orleanu właśnie na pozycji PG. Jeff skutecznie rozwiał moje nadzieje. Wyrównał swój rekord kariery, zdobywając 24 punkty i cały mecz był ON FAJER (9/11). Marvin w sumie też jako tako był on fire. Zdobył 14 punktów i był aktywny w defensywie, przechwytując trzy piłki. Joe Johnson i Josh Smith (dobry defence, wiadomo) musieli być smutni patrząc na ekipę z Luizjany i bardzo chcieli przedłużyć nadzieje kibiców Nowego Orleanu. Joe (4/15) i Josh (3/10) ceglili na potęgę i ŻADEN z nich nie przekroczył 10 punktów, bo skupili się na zbieraniu (odpowiednio 9 i 8), a mimo to Hornets przegrali. NO JAK JA SIĘ PYTAM? Zaza Paczuszka nie przeszkadzał na boisku. Zebrał 7 piłek, zdobył 5 punktów i zablokował 2 rzuty. Z ławki najbardziej pomógł Willie Green. Willie Green, nad którym tak ubolewa Monty, że nie udało się przedłużyć z nim kontraktu. Willie Green nad którym ubolewam i ja. Jest KOZAKIEM, choć co prawda czasem zdarzy mu się rzucić NIEPOTRZEBNIE zupełnie, ale jak już siądzie to nie ma bata. Dobrze było znów Cię zobaczyć w Nowym Orleanie! Ivan 'Groźny' Johnson robił na boisku dużo dobrego dokładając 9 punktów. Kirk Hinrich niewidoczny, wyróżniał się tylko goglami (jak ja hehehe). Tracy patrzył na mnie cały czas swoimi oczami, dlatego nie spałem pół nocy... Collins zbierał na atakowanej tablicy, a trójka Stackhouse, Pargo, Radmanovic grała ogony w 4 kwarcie. Jerry wracaj do telewizji, a nie w NBA grasz. Po stronie Hornets najbardziej wyróżnił się chyba Emeka Okafor wraz z Vasquez'em, bo o Ayon'ie nie muszę chyba wspominać. Mek zaliczył świetną drugą kwartę, gdzie NOH byli najbliżej Atlanty. Zdobył 13 punktów i zebrał 8 piłek. Wenezuelczyk z ławki otarł się o double-double. 10 punktów i aż 8 asyst. Świetne podania, ma to coś, jest ten błysk, jest gorąca główka (4 straty niepotrzebne). Ayon to po prostu największy kozak (nawet gdy mecz był przegrany nikomu nie odpuszczał, nawet Ivan'owi - a mogło się to źle skończyć), ma ósme PER w całej lidze. W CAŁEJ LIDZE (był +7 w 25 minut - jak to przegrali?). 6 punktów, 7 zbiórek, 3 bloki, 2 asysty. MISTRZ. Chodzą słuchy, że Stern ma anulować nagrodę MVP dla LeBron'a i dać ją właśnie obywatelowi Meksyku. Nie mam nic na przeciwko! Belinelli popisał się nawet klawym wsadem, ale CO Z TEGO? skoro grał tylko 12 minut i był 2/6. On też w kolejce do trejdu razem z Kaman'em chyba wiadomo :). Jason Smith jak zwykle zszedł szybciutko, a potem próbował zyskać w oczach. Niestety się nie udało, 4 punkty i 3 zbiórki. MARNOŚĆ. Ariza grał swoje, czyli nic nie widać w boxscorze. Jack marny mecz, spodziewałem się po nim dużo więcej. 10 punktów (3/9) i 4 asysty w 30 minut. No nic, nie wyszło, nie będę płakał przecież.......... ;(. Landry MAŁO, w 14 minut był 0/4 i ani razu nie był na linii. Aminu spore minuty, ale znów się podpalał i rzucał głupiutko (raz nie trafił w tablice LOL). 2/8, ale defensywa wiadomo, na poziomie. Summers, Henry i Squeaky grali głównie pod koniec, ale jak powszechnie wiadomo, nie odwrócili losów spotkania... Ogólnie to wielki smutek, a w perspektywie był przecież mecz back-2-back w Miami. Czekam z wypiekami co też wymyśli Dell Demps za Kaman'a, czy będzie to trade z Clippers'ami i czy oprócz Paul'a, Griffin'a i Evans'a przyjdzie ktoś jeszcze? Liczę przede wszystkim na picki i w sumie Jordan by się przydał. Tak, zdmuchnąłem wszystkie świeczki i właśnie O TYM pomyślałem. Razem ze mną urodziny obchodził DeSagana Diop, król osobistych! STO LAT!
MVP: Teague. Miał nie grać, a robił co chciał, dziurawił siatkę, że aż miło było patrzeć. KLASA!
Najlepszy występ z ławki: MOTZNO rozdarty jestem, Green i Ayon kozaki na całego są :) Vasq ------> gdyby nie te straty...
Najsłabszy występ: Joe Johnson, ale HAJS ma przynajmniej prawidłowy!
Gwizdki: Raz Zaza w pysk oberwał i gwizdnęli mu faul, ale to chyba tylko dlatego, że jest Gruzinem. Poza tym spoko!
Krajobraz po CP3: Chris wrócił do wielkiej formy, kosztem Jack'a chyba. MARNIUTKO, ale liczę na poprawę!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz