czwartek, 29 grudnia 2011

Game 2 vs. Boston Celtics



Drugi mecz za nami. Welcome back Mr. Jack! Dla mnie to najważniejsze wydarzenie meczu, że JJ2 wrócił po krótkiej, ale odczuwalnej przerwie. Jak zwykle spotkanie  rozpoczęte zostało od trzęsienia ziemi. Tuż przed meczem dowiedziałem się, że Gordon nie zagra... (w drużynie Bostonu najpoważniejszym brakiem od początku sezonu jest niedyspozycja Paula Pierce'a). Mimo to nadal WIERZYŁEM! AJM IN! Trzęsieniem ziemi była też dla mnie trójka rzucona przez Rajona Rondo w pierwszej kwarcie. Na szczęście na linii rzutów osobistych wrócił nasz stary, dobry, poczciwy Rajon (2/4). I z początkowego runu Bostonu 9-2 nic nie zostało. Przewagę energii pod koszem zauważyłby nawet Stevie Wonder (a na głośnikach Part Time Lover - shame on you)! O'Neal i Garnett wyglądali jakby mieli po 50 lat i zdobyli w sumie 10 punktów, zebrali 13 piłek, zablokowali 3 rzuty i sami zostali zablokowani również trzykrotnie. W ogóle Garnett w tym sezonie to cień siebie. Na ich tle Okafor, Landry, Kaman i Smith wyglądali bardzo dobrze i akurat formacja podkoszowych w Nowym Orleanie jest BARDZO solidna! JJ2 od samego początku zabrał się do odkupywania win za dyskwalifikacje i świetnie uzupełnił lukę na pozycji PG, która aż raziła po oczach w meczu z Phoenix. Boston nie radził sobie strasznie, gdy na boisku brakowało RR9. Keyon Dooling popisał się podaniem a'la Markieff Morris. Iwona Pavlović nigdy nie wypełni chwilowej luki po Paulu Piercie. Przepraszam, chodziło mi oczywiście o Sashę Pavlovica. Marquis Daniels na BANK JARAŁ PRZED MECZEM. Gość jest najbardziej zblazowanym gościem jakiego widziałem na oczy. Wygląda jakby nie ogarniał ABSOLUTNIE NICZEGO! Dostał 4 czapy, bo pchał się niepotrzebnie pod kosz. A propos czap to ten mecz był obfity w efektowne bloki. Mistrzem okazał się Greg Stiemsma z Bostonu (jedyna pozytywna postać), który podobno urodził się w 1915 roku. 6 bloków w 20 minut. I TO JAKICH BLOKÓW! Szczęka opada. Szkoda, że gość nazywa się Stiemsma, a nie np. James, bo od razu jego bloki zawitałyby w TOP10. Emeka nie pozostał dłużny i zanotował 5 bloków, równie efektownych. Najlepszą akcje w meczu zaliczył jednak Kevin Garnett, której niestety nie znajdziecie w skrócie spotkania, ale na ILP jak najbardziej. Masakryczne kroki. Sam KG zdziwił się, że nie było gwizdka. Słabe spotkanie zagrał Brandon Bass, po którym spodziewałem się dużo więcej. Myślałem, że chociaż poderwie do walki Celtów, jednak nic z tego. JaJuan Johnson zaliczył najlepszy debiut z możliwych i oddał swój rzut w boczną część tablicy. SCARY! Po stronie Nowego Orleanu raczej do niczego nie mogę się przyczepić (jakbym mógł). Wreszcie osobiste w przyzwoitej ilości na przyzwoitym procencie. Dobrze było usłyszeć LilDŻONOWSKIE 'OK' gdy trafiał Mek. Dobrze było widzieć flagi Włoch, po trafionych trójkach Belinelliego (marna podróbka głów Peji btw). W ogóle dobrze być już w domu, w NO. Kibice nie zawiedli. Była wrzawa. Największa chyba, jak ich ulubieniec, Carldell Johnson trafił osobistego i zdobył swój pierwszy punkt w NBA! WELCOME HOME Squeaky. Ariza jak zwykle zapisał się w prawie wszystkich statystykach, ale znów miał głupiutkie rzuty. Vasquez wyglądał bardzo pewnie, czasem aż za bardzo. Kaman megasolidnie z ławki, ale na słabym procencie skuteczności, podobnie do Smitha. Aminu znów bez punktów, ale gdy przebywał na parkiecie Hornetsi byli +14. Trey Johnson i Lance Thomas po prostu zadebiutowali. Ayon siedział w jeansach na ławce. I na koniec Landry. KOZAK. 11 zbiórek w tym 5 w ofensywie. Wnosi energię do drużyny. Tenks Karl. Ogólnie jestem bardzo zadowolony z takiego przebiegu spraw, ale jest za wcześnie na jakiekolwiek dalekosiężne wnioski. Hornetsi dalej zmierzają po bilans 66-0, a Bostonowi bliżej do 0-66. Dobrze wykorzystali absencję Pierce'a, dobrze zagrali bez Gordona. Powinno być tylko lepiej!

MVP: Jarret Jack. Jak napisałem na początku, welcome back Mr. Jack. 21 punktów i 9 asyst + 2reb i 2bl. Dziś był człowiekiem instytucją.
Najlepszy występ z ławki: Greg Stiemsma. Co gość odpieprzał w D to szok. Gdzie on się uchował?
Najsłabszy występ: Rondo. Jakiś taki niewidoczny. Po fajnych pierwszych dwóch meczach jakoś tak wyparował.
Gwizdki: Troszkę się skompromitowali nie gwiżdżąc tych kroków, ale głównie chyba przychylnym okiem  patrzyli na Nowy Orlean. Jak mógłbym się przyczepić?
Krajobraz po CP3: Jarret Jack, pokazał, że da radę. Mam nadzieję, że na dłuższą metę. Bo dziś, braku Chrisa nie widziałem. Poza tym Clippersi zebrali baty od San Antonio. NAD CZYM SIĘ TAK ZASTANAWIASZ PANIE PAUL?
Damian na dziś:

 
- czego nie ma Hedo?

wtorek, 27 grudnia 2011

Game 1 vs. Phoenix Suns


Zaczęło się panie i panowie! Dziś o godzinie 3.00 Nowy Orlean rozpoczął zmagania w sezonie 2011/12 i zarazem swój marsz po bilans 66-0. Mimo problemów z ILP pierwszego dnia, dziś działał on bez zarzutów. Jakże miło było zobaczyć znajomych komentatorów - Bob'a Licht'a i Gil'a McGregor'a, a nie jakichś STRONNICZYCH komentatorów z Phoenix. Jeszcze przed meczem było hitchcockowskie trzęsienie ziemi. WŁOCH NA POZYCJI ROZGRYWAJĄCEGO! Zapomniałem, że nie ma Chrisa Paula. NIE MA CHRISA PAULA? TO KTO BĘDZIE ROZGRYWAŁ? AAA JEST JACK! UFF. ZARAZ ZARAZ, NIE MA JACKA! Gdyby Jack sobie nie popił, to zagrałby w tym meczu i pewnie byłoby troszkę łatwiej. No ale popił, wybaczam mu. Najbardziej z drużyny przeciwników bałem się duetu Nash-Gokart. Pierwszy pick'n'roll nie wyszedł im kompletnie i spodziewałem się dalej tych samych akcji. Myliłem się jednak i nasz PoliszHammer zawitał po takiej akcji do TOP3! Szkoda, że tak wstrzymuje rękę, no ale pamiętajmy o kontuzji kciuka. Niestety show Polakowi zabrał Robin Lopez. Po pierwsze fryzurą, po drugie zagrał nawet więcej minut! I zdobył przyzwoite 21 punktów. Ile w tym było szczęścia, a ile umiejętności to nie wiem... Jego każdy niecelny rzut to była całkiem ładna cegła, można powiedzieć, że książkowa. Grant Hill pomylił boisko do koszykówki z lodowiskiem i poza efektownym lądowaniem na parkiecie był raczej niezauważalny na boisku. Całkiem fajny występ z ławki zaliczył Greivis Vasquez, Wenezuelczyk. Podobno wraz z Gustavo Ayonem z Meksyku mają ułatwić obywatelom Ameryki Środkowej i Łacińskiej przejście przez granice do Ziemi Obiecanej i ściągnąć jakiegoś nowego gracza, tym razem z Peru lub Urugwaju. W oczy rzucała się ilość nowych zawodników Nowego Orleanu, oraz ten sam poziom osobistych co w zeszłym sezonie. 62% MUAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA. Ariza jak zwykle miał kluczowe osobiste i był 0/2. Okafor był dwukrotnie na linii FT. Za pierwszy razem był 2/2. Wiedziałem, że coś nie gra, zacząłem się martwić, ale za drugim razem to był stary, dobry, poczciwy Emeka 0/2! UFF! DZIĘKI MEK, WIEDZIAŁEM, ŻE WRÓCISZ! Całkiem niezły mecz zaliczył Markieff Morris, bez którego nie byłoby tego zwycięstwa. Problem w tym, że to nie jest nowy zawodnik Hornetsów, a gość z drużyny Suns. Zaliczył kluczowe podanie i kilka dołożył do wygranej kilka CEGIEŁEK. Z pozostałych nowych twarzy w NOWYM ORLEANIE, a nie pomocników z Phoenix Kaman wyróżnił się całkiem fajną grą tyłem do kosza. Szkoda, że tak szybko złapał faule. Carldell 'Squeaky' Johnson zapisał się fryzurą, a Al-Farouq Aminu tym, że się w ogóle pojawił. Oczywiście zagrał także Eric Gordon, nowy lider drużyny z Luizjany. Bez jego 20 punktów i ostatniego rzutu Nowy Orlean nie podołałby Suns. Jestem mega zadowolony z jego gry, no ale musi koniecznie się wstrzelić zza łuku. WIERZĘ, że będzie tylko lepiej. Za 3PT był dziś 0/6, a za 2 był 9/12. Imponował wjazdami pod kosz, gdzie nic nie pomagał wzrost Gokarta i Lopeza.  Szkoda głupich strat, szczególnie Vasqueza, który grał z gorącą główką. Ogólnie mecz był toporny, ale to początek sezonu. Kibice w U.S. Airways Center nie pomagali, a na meczu było strasznie cicho, że przez chwile słyszałem nawet kibiców w Oklahomie!!! No więc tak jak pisałem, początek sezonu nie był porywający poza ostatnią akcją i jednym reversikiemlejapikiem Włocha. Najważniejsze jest zwycięstwo, które nastraja dobrze, przed jutrzejszym meczem z Bostonem.

MVP: Gordon. Solidne spotkanie, następnym razem bardziej się skupi na rzutach z dystansu, a w Nowym Orleanie i tak jest szersza obręcz, więc spokój. Dobry debiut 20pts, 3ast, 4reb, 1st, 1bl. Szkoda, że nie ma jego akcji w TOP10 plays. To był GAME WINNER! Jak Rose rzucił GW przedwczoraj, wylądował na 1 miejscu...
Najlepszy występ z ławki: Robin Lopez. Robin Lopez? Tak, Robin Lopez. 21 punktów, 7 zbiórek i parę cegieł.
Najsłabszy występ: Shannon Brown. W 20 minut 2 punkty i 8 oddanych rzutów. Myślałem, że lepiej wkomponuje się w drużynę Suns.
Gwizdki: Sporo gwizdali, bez większych błędów. Pisałbym inaczej, gdyby NOH przegrali i pewnie zwaliłbym to na sędziów, za decyzję, kiedy w 4 kwarcie Lopez faulował w ofensywie Arize, a te barany gwizdnęły bloka. Lopez dokończył and1 i było gorąco!
Krajobraz po CP3: Akurat dziś, wyjątkowo nie było komu asystować. Zabrakło Jacka. W SUMIE 10 ASYST! CAŁY TEAM! Tyle co CP3 w jednym meczu :)
Damian na dziś: 
 - o kwestii żydowskiej i prawdopodobnie komisarzu NBA

środa, 17 sierpnia 2011

OKS - Pogoń

Już na wstępie zaznaczam, że OKS wygrał z ogórkami 1-0 a bramkę na wagę zwycięstwa strzelił w 108 minucie dogrywki Michał Świderski. Był to dopiero mój pierwszy obejrzany mecz w tym sezonie, gdyż nie było mnie w Olsztynie, kiedy odbywały się poprzednie mecze. Po losowaniu i wylosowaniu Pogoni miałem nadzieję, że do mojego miasta przyjedzie choć część podstawowego składu z Edim Andradiną na czele, jednak ten pseudotrener Salas Kutas zabrał głównie rezerwy i miał w dupie swoich kibiców, którzy stawili się na meczu w całkiem licznej grupce, ale zbojkotowali mecz po pierwszej połowie. Mecz stał na całkiem niezłym poziomie. Sędzia w MIARĘ się spisał, bo co to za sędzia który nie jest kutasem? No kto mi powie. Świderski w dogrywce podymał całą obronę paprykarzy i wpakował cud brameczkę. Szczęście, że nie było karnych, bo chyba musiałbym wyjść ze stadionu. Moje nerwy by tego nie wytrzymały. Suchy latał jak opętany i znów był najlepszym zawodnikiem zespołu. Trochę szok był, że Erwin van der Sak zaczął mecz w pierwszym składzie, ale w końcu obronił jedną setkę także SPOKÓJ. Teraz przyjeżdża jakaś drużyna z ekstraklasy. Oby Legia, oby Legia oby LEGIA TE ZŁAMASY! Wracając do domu miałem zdarte gardło na maksa, ale nie zawsze rzucam mięsem na meczach. Dziś trzeba było. Robert Dziuba, chyba trener bramkarzy. Winowajca. Siwy złamas. Środkowy palec dla tego pacjenta. Ma wyrysowany kwadrat po którym może się poruszać to niech go pilnuje, a nie świruje pawiana przy linii bocznej. Jeszcze wiadro rozwalił. ODKUPUJESZ FRAJERZE LISIE FARBOWANY! 1/16 błagam Legia!

środa, 11 maja 2011

DERBY!

AHHHHHHHHH CÓŻ TO BYŁ ZA MECZ!
Środa, godzina 17.00! Data godna do zapamiętania! Derby Warmii i Mazur w piłkę nożną. Naprzeciw siebie wyszły dwie znienawidzone drużyny OKS 1945 Olsztyn i Olimpia Elbląg. Piękna pogoda, zapach kiełbaski, godzina 17 gwizdek! Kibice gości powoli doczłapywali do popularnej 'klatki' (miejsce, gdzie siadają kibice drużyny przeciwnej). Smaczku dodawała pozycja Elbląga, który przed tą kolejką był liderem. Liderem. Hahahahahahhahahahahahahahahahaha. Humor się ich trzyma, ewidentnie cała liga lubi sobie żartować. Cwelbląg nie istniał! Minuta 18, rzut wolny. Egzekutor stałych fragmentów, Paweł Głowacki przysrał taką brameczkę, że o mały włos, a narobił bym w gacie. Rzadko ogląda się bramki takiej urody podczas rozgrywek drugiej ligi ;). Myślę sobie, jest szansa odprawić ogórków z kwitkiem. Łubudu, 30 minuta, Robert Tunkiewicz decyduje się na strzał z daleka po ziemi. Piłka leci, leci, a raczej toczy się, toczy się i WPADA OD SŁUPKA! Pan Robert tylko to potrafi, choć dziś zagrał mecz życia ;). Spoglądam na zegarek, czekam na przerwę, a tu jeszcze rzut wolny/rożny i dośrodkowanie Jakuba Kowalskiego. Koprucki głową dogrywa w zbieraninę wszystkich zawodników, a do szatni frajerów z kwitkiem odprawia PAWEŁ ALANCEWICZ! Ten przegość gra chyba tylko sercem. Prawie w każdym meczu strzela bramę z dupy, ale liczy się tylko wynik! 3-0 do przerwy, kiedy ja ostatnie takie cuda niewidy widziałem?! Początek drugiej połowy to kopanina, do czasu wejścia ulubieńca kibiców Eduardo. Edi rozruszał trochę niemrawą odsłonę spotkania, a w 87 minucie wyłożył jak na tacy piłkę Pawłowi Łukasikowi, który nie miał prawa się pomylić. 4-0. Poczułem się jak w NIEBIE! 4-0! z Liderem! z pajacami z Elbląga. Po tym golu słychać było głośne NA KOLANA! NA KOLANA! Nie było może tak kibicowsko, jak na derbach z sisiorakiem Iława, ale co poradzić. Piłkarze zrekompensowali się w 100%! Byle doczekać do niedzieli i meczu z Wigrami. Po tym meczu OKS wskoczył na 5 miejsce i do Olimpii traci 7 punktów. Nie mam pojęcia co Elbląg robi tak wysoko, boisko powinno wszystko weryfikować, albo piłkarze się obsrali!
HIT NA PIŁSUDSKIEGO! OBY WIĘCEJ TAKICH MECZY!

środa, 4 maja 2011

Game 6

Wybaczcie za spóźnioną notkę, no ale majówka i te sprawy. Trzeba było odreagować ;)
No, ale od początku. Po tym meczu czułem i radość i smutek. Smutek, ponieważ to już koniec PO i uciekła szansa na wyeliminowanie tych ogórków. Radość, ponieważ Hornetsi, mimo iż bronili się przed wpadnięciem w PO na Lakersów pokazali kawał dobrej koszykówki i nie ma wstydu w postaci wyniku 4-0. Pierwsza połowa była naprawdę obiecująca, a podopieczni Monciaka byli tylko -6. Druga połowa to kompletny odjazd Lakersów, ale co poradzić, byli po prostu lepsi. Miało być NO L.A. ale niestety się nie udało. Szkoda, że CP3 był tak mało agresywny, że Ariza nie miał swojego strzeleckiego dnia, ale nic się nie poradzi... nie można mieć wszystkiego. Fajnie w mecz wszedł JJ2, który połamał kostki Zombiemu i miałem nadzieję na zryw w tamtym momencie, bo CP3 aż wyskoczył z ławki rezerwowych, co w całej serii rzadko się zdarzało. Paul zagrał najwięcej ze wszystkich i na możliwe 288 minut zagrał 250. Emeka znów miał paręfajnych akcji, ale to były tylko przebłyski. Fajny było to wsparcie kibiców, którzy tak jak ja mają nadzieje, że Hornetsi zostaną na dłużej w Nowym Orleanie, tak jak wiemy, że Kings zostali w Sacramento. Mbenga na boisku od razu robił różnice i zebrał 2 piłki w ataku w 7 minut. Niestety, to wszystko na co było go stać

środa, 27 kwietnia 2011

Game 5

Ogólny smutek. Pobudka jak zwykle 4.30, ale nie ma siły na to, a przynajmniej jest na co patrzeć za oknem. Jak zwykle napalony, jak zwykle z tymi samymi wypiekami na twarzy. Artest dał znać o sobie od początku strzelając w łeb Belinelliego i muszę mu za to podziękować, bo Włoch zagrał najlepszy ofensywny mecz w serii zdobywając 21 punktów na skuteczności 57%. O Gasolu tym razem nic nie złego nie napiszę, bo go w tym meczu po prostu nie widziałem. Wiem, że zdobył 16 punktów i 8 zbiórek, ale był po prostu niewidoczny poza jedną akcją and1 i poza byciem ogranym przez Landrynę ze 2 razy. Przypomniał o sobie jak zwykle Zombie Blake, który wygląda po prostu przekomicznie w tej opasce. Przed meczem, więcej niż o samej serii rozwodzono się o kontuzji Kobasa. Po ośmiu minutach pierwszej kwarty wszyscy byli strasznie zaniepokojeni. Oto ich gwiazdor opuścił boisko dość wcześnie, nie zdobywając punktów. Pomyślałem, że faktycznie było coś na rzeczy. Do tego pierwsza kwarta zakończyła się wynikiem 32-23 dla NOH przy skuteczności 81%! Szok, szok i jeszcze raz szok. Miałem ciepło w gaciach! Początek drugiej kwarty i od razu kubeł zimnej wody. Do tego Kobe biegał jak jakiś psychol, a jego poster na Emece był nie z tej ziemi. Dobre aktorzenie z tą nogą, albo był po prostu na takich prochach, że szok. Bardziej skłaniam się do opinii, że wykreował z siebie bohatera i trochę przyświrował pawiana, którego heroiczna walka z własną słabością pomogła mu zagrać bardzo dobre zawody. W przerwie w studio także mowa była tylko o jego rzekomej kontuzji. No cóż, haters gonna hate ;). Willie Green chciał być gorący, ale sędziowie mu na to nie pozwolili, o czym później. Ariza zagrał kolejny wielki mecz ofensywnie, a troszkę słabszy defensywnie, choć nie dawał się zbytnio ogrywać, gdy był na parkiecie. Trzecia kwarta to delikatne problemy z FT u Landryny (który zagrał słabo w ofensywie) i do tej pory nie trafił tylko jednego osobistego i był 24-25. Poza kolejnym słabym meczem na linii osobistych głównym powodem przegranej były straty, często baaaardzo bezsensowne. Im bliżej końca meczu tym przewaga się powiększała. Czwarta kwarta to już zabójstwo koszykówki, bo prawie każda akcja kończona była faulem i mecz dłużył się niemiłosiernie. Ostatecznie skończyło się -16, co uważam za zbyt dużą przewagę ogórków. Kolejny świetny mecz zagrał CP3, ale nie jest zbytnio oszczędzany przez Monciaka i w serii zagrał już 206 minut (dla porównania, najdłużej z Lakersów zagrał Gasol. Who?) więc nie ma zbytnio czasu do odpoczynku.  Przed, mam nadzieję przedostatnim meczem, trzeba spiąć się na maksa. Ograniczyć straty, poprawić FT i grę pod koszem (Emeka w 156 minut kiedy przebywał na parkiecie zebrał tylko 13 piłek na swojej tablicy). CP3, Ariza i Belinelli zagrają znów na +20, dojdzie do tego Landryna. Emeka double-double i spory zastrzyk energii z ławki i mamy game7 w LA! Oby tak się stało.

MVP: Do tej pory jestem w szoku po tych paczkach Kobasa, także niech będzie on.
Najlepszy występ z ławki: Nie lubię Lamara Odoma, dlatego mój głos idzie na Luke Waltona, który całkiem dobrze prezentował się na ławce, zawsze jest uśmiechnięty, w końcu walczy o pierścień! Poza tym dobry był Willie Green i EWING JR.! W minutę rzucił trzy punkty! Może tajna broń? I pytanie, gdzie był Mbenga?
Najsłabszy występ: Sorry Emeka, ale hahahahahahahahahahahahaha zostałeś wzięty na poster.
Gwizdki: MASAKRA! Prócz trzeciej i czwartej kwarty do których nie mam zastrzeżeń, to po pierwszej kwarcie byłem bardzo gorący. Gwizdki przeciw NOH, faule w ofensywie i gdy już chciałem zobaczyć na powtórce, czy sędziowie mieli racje tych brakło! Skutecznie ograniczyli Greena. Gdy gwizdnęli coś dla NOH, szybko oddawali Lakersom dług. Sporne gwizdki dla LAL, ale wynik pozwolił mi zapomnieć o pracy tej trójki. Mieli szczęście, że techniczny poszedł temu pajacowi Brownowi i tym częściowo odkupili swoje winy :)
Damian na dziś: 
 klasyk, na temat Nelsona,




 zawsze służy pomocą.


wtorek, 26 kwietnia 2011

Game 4

Tragiczne są te godziny... pobudka 3.30 to w tej parze jest norma. Początek nie zwiastował niczego dobrego, gdyż Gasol trafił dwa kosze z gry i bałem się, że przestanie z nami grać... Świetnie w początkowej fazie gry spisywali się Ariza i Artest, a po trójce tego drugiego troszkę zwątpiłem w końcowy sukces... Poza tym RonRon grał przeciw Marco Belinelliemu, który w tej serii cegli, że aż miło, a obrońca z niego żaden. Czekałem tylko na rzut za trzy punkty Hiszpana i powolne pakowanie się na ryby. To się jednak nie stało, głównie za sprawą Chrisa Paula, który rozegrał kolejne genialne zawody i robił z ogórkami z LA co chciał. Co innego Kobe, który pierwszą połowę zakończył z zerowym dorobkiem punktowym, a w obronie nie dawał rady Arizie, który raz ładnym spinem ograł Kobasa (co dziwne, po połowie było tylko +4 dla NOH). Niepokojące może być zjawisko, że zawsze coś z oczami dzieje się graczom Hornetsów. Zaczął jeszcze David West w RS, potem dwukrotnie JJ2 i Landryna. Wczorajszej nocy był to CP3, który dostał z łokcia od Artesta i na czasach myślałem czasem, że jestem na pojedynku bokserskim, bo Paul był 'naprawiany'. Zombie Blake jak zwykle musiał dorzucić swoje trzy grosze i trafił dwie trójki. Na szczęście ławka Lakersów nie wspomogła zbytnio swoich starterów, zdobywając tylko 18 punktów, tyle samo ile ławka Hornetsów. Niestety JJ2 nie był tym samym zawodnikiem, co w meczu numer jeden i był 0-5 do czasu końcówki, o której nieco później. W międzyczasie były takie hity jak reklama piwa Corona, która rankiem narobiła mi niesamowitego smaku :). Kobas próbując kryć tego dnia Paula mocno się przeliczył. Paul w jednej akcji złamał mu kostki, ale zaraz później dostał faul techniczny, bo odpowiedział coś ogórkowi na zaczepki... Na szczęście Kobe spudłował osobistego. CP3 wkręcał każdego jak chciał i tylko czekał na odpowiednie mismatche, a gdy wkręcił w ziemie Bynuma, wiedziałem, że musi się dobrze skończyć ;). Najlepiej podsumował tamtą akcje Mo Williams na swoim twitterze: . Tak, to były łyżwy. Kluczowe były też zbiórki w ofensywie, gdzie NOH wygrali 12-9, wygrywając całe tablice 39-32. Gasol znów był mięciutki, ogrywany przez bardzo dobrego w tej serii Landryniaka. Na początku drugiej połowy drugi faul był dziełem Emeki i krew znów by mnie zalała, ale spostrzegłem się, że to jednak nie pierwsza kwarta. Widocznie w przerwie coś się wydarzyło, bo Kobe zaczął chodzić na linie osobistych i zdobywać punkty. Koperta poszła bankowo. Czekałem tylko na DJ Mbenge, aż pokaże jak się gra twardo, a gdy się pojawił zdobył dwa łatwe punkty właśnie chyba na twardzielu Gasolu. Końcówka czwartej kwarty to ostry dym, ale jednak przewaga Hornetsów, a szczególnie Chrisa Paula którego triple double mogło robić wrażenie. Na samym końcu bohaterem był jednak jego najlepszy przyjaciel Jarret Jack, który wiedział gdzie się ustawić i trafił do kosza, kończąc marzenia Lakersów. Akcją meczu było jednak przyjęcie piłki na klatę przez Paua Gasola w crunch time! HIT! CP3 dedykował ten mecz kibicom, którzy ponownie nie zawiedli, a koszykarze pokazali niedowiarkom, którzy stawiali przed serią na szybki sweep, bądź tylko jedno zwycięstwo Hornetsów, a tak seria wróci jeszcze do Nowego Orleanu i oby była zwycięska! Oby tylko Kobe zagrał w game 5, bo nikomu źle nie życzę.

MVP: Chris Paul 27 pts, 15 ast, 13 reb, 2 st i kadra łyżwiarzy z Los Angeles
Najlepszy występ z ławki: Z przebiegu gry absolutnie nikt, ale za końcówkę to Jarret Jack! Oraz Joe Smith, za to że oszczędził nam pojawienia się na parkiecie!
Najsłabszy występ: Lamar Odom, od którego wymaga się duuuuuuużo więcej,
Gwizdki: Bzdurne gwizdanie fauli w drugiej połowie, tzn. za dużo, za dużo. Techniczny chyba za dobrą grę dla CP3. Koperta poszła bankowo, jak już wspominałem, ale obyło się bez rażących błędów. Emeka bez foul trouble i to się liczy!
Damian na dziś: 
Dziś potrójne combo!  
  Damian szpanuje angielskim,



Ewidentnie nie lubi B.Roya, nawet za to co zrobił z Dallas,


I wyczuwalny sarkazm, kiedy mówi o Lebronie Jamesie!







sobota, 23 kwietnia 2011

Game 3

Kolejna pobudka, 3.30. Nadzieje takie same jak zwykle, na utarcie nosa Lakersom. Zaczyna się jak zwykle obiecująco. Gasol gra z nami, kroki, zbiera czapy, nie trafia, w końcu i tak zalicza 17 puntów w tym mega farciarską trójkę. Uparci będą mówić, że się obudził, ale to był stary dobry Gasol z tej serii. Kto widział mecz ten wie. Najlepsza akcja to hak, który nie doleciał do obręczy, a zamienił się w podanie do Artesta. Must See! Pierwsza kwarta to głównie dziura pod koszem i mimo, iż Emeka nie wyłapał szybkich fauli i zagrał naprawdę solidne zawody, to zawodnicy z Miasta Aniołów często kończyli akcje z góry. Kobe szalał od początku, tak jak Ariza (12 pts i 12 reb w całym meczu + niezła defensywa) po stronie NOH. Niestety to tempo wytrzymała tylko Mamba. Poza wsadami Lakersi często kończyli akcje and łanami i po połowie prowadzili dziewięcioma punktami. Bynum znów dominował pod koszem, ale gdy raz upadł po akcji i złapał się za kolano wszyscy zamarli. Nie życzę nikomu źle, więc miałem nadzieje, że nic mu się nie stało. Na szczęście postraszył tylko kibiców Jeziorowców i kontynuował grę. Cieszyć mogło to, że Landry często chodził na linię osobistych (nad FT powinien za to popracować CP3, który w tej serii spudłował już dziewięć osobistych i rzuca ze skutecznością 69%, podobnie do Dwighta Howarda!), a po jednym jego wsadzie po podaniu Kupona (Pondexter'a) miałem nadzieję na jakiś zryw, co się jednak nie stało, bo Lakersi kontrolowali grę prze cały mecz... Podobny zryw mógł być po celnych rzutach cichego w tej serii Jasona Smitha. Czwarta kwarta to podkreślenie dominacji, choć mimo wszystko Zen Master trzymał swoich ludzi przez dłuższą część ostatniej odsłony. Na koniec wpuścił jednak weterana Joe Smitha (numer 1 draftu z 1995r. wybranego m.in. przed KG) , którego airball był gwoździem do mojej trumny. Rozwalił system!

Podsumowując mecz numer trzy jestem pełen obaw o kolejne spotkanie, bo wygrana będzie konieczna, jeśli podopieczni Monciaka myślą o awansie dalej, lub przedłużeniu serii do więcej niż pięciu spotkać.Trzeba ograniczyć Kobasa, aby nie rzucał farciarskich trójek i Gasola, aby obudził się z letargu i nie odważył się na zdobycie więcej niż 8 punktów!

MVP: Chyba jednak Kobe. Z przebiegu meczu ciężko wybrać takową postać, więc zerknąłem na boxscore. 30 pts i 6 reb, oraz Joe Smith za rzut, który pozamiatał wszystko!
Najlepszy występ z ławki: Lamar Odom 13 pts i 9 reb oraz DJ Mbenga który nie patyczkował się z tymi pajacami
Najsłabszy występ: Marco Belinelli za okropne ceglenie. Panie Włoch, obudź się pan! Chcesz oglądać te flagi, gdy sypiesz trójki, więc trafiaj!
Rozczarowanie: Ławka, poza Jasonem.
Gwizdki: Nie pozwalali Mbendze na ostrą grę przeciw Gasolowi, a szkoda, bo pokazałby mu co to znaczy twarda gra :) I nie powinni uznać kosza Gasola za 3, bo jego trójki się w tej grze nie liczą. Na plus jedynie brak gwizdków dla Okafora na początku, choć mogli od tak, dla zasady pierdyknąć mu szybkie dwa.
Damian na dziś:
na temat testu szóstoklasisty.
 

czwartek, 21 kwietnia 2011

Game 2

Pobudka 4.30, mało snu, ale podekscytowanie olbrzymie i nie boje się tego powiedzieć, ale miałem nadzieję na wynik 2-0 po tym meczu.
Zaczęło się obiecująco, bo x-factor z poprzedniego meczu, Aaron Gray pojawił się w składzie i po kontuzji nie było śladu. Znów zalała mnie krew, gdy gwizdnęli Emece wątpliwy jak dla mnie drugi faul, co spowodowało, że koszmar z poprzedniego meczu, czyli problem z faulami powrócił. Kobas powiedział przed meczem, że bierze na siebie odpowiedzialność za defence na CP3. Przywitał go nawet kilkoma łokciami ;). Na szczęście na gwiazdora Hornetsów działało tylko podwojenie, bo Black Mamba nie dawał sobie zbytnio rady i często na Chrisie lądował Derek, oraz wracający po chorobie Steve Blake (na szczęście wyzdrowiał ;). Bałem się, że gra tylko po to, aby zarazić część graczów Hornetsów), który rozegrał całkiem niezłe zawody, zaliczając szybkie 5 asyst. Od początku w ekipie z Nowego Orleanu grał też nasz najlepszy zawodnik Lakersów, Pau Gasol, który zaliczył zawrotne 8 punktów i 5 zbiórek, co daje mu w dwumeczu całkiem niezłe double-double 16 punktów i 11 zbiórek! (Świetnie jego postawę skwitował Jax, który na pytanie Cheryl Miller, czy Pau był/będzie agresywny w tym meczu odpowiedział krótkie: nie, bez ogródek, bez zbędnego gadania, dziwne tylko, że tak długo trzymał go na parkiecie). Gdy na krótkie fragmenty wracał Okafor, tylko po to, by wyłapać faul, to spisywał się całkiem nieźle w defensywie, a w 4 kwarcie przypomniał sobie jak zdobywać punkty i zdobył w niej swoje wszystkie 7 punktów. LAL ładnie dzieliło się piłką i na początku, na 19 trafionych koszy z gry, miało 16 asyst. CP3 był bardzo clutch w końcówkach kwart 2 i 3 i trafił dwa ładne buzzery. Został też dwukrotnie sfaulowany przez gamonia KB24 podczas rzutów za trzy, ale nie był to jego dzień na linii osobistych. Sam trafił tylko 7 z 12 prób, a cała drużyna rzucała z mierną skutecznością 62,5% i ten aspekt trzeba poprawić przed meczem numer 3. Bryant dziś z kolei zaliczył słaby rzutowo dzień trafiając 3/10 (uparci powiedzą, że za bardzo skupił się na defensywie ;)), a gdy trafiał rzut Kevin Harlan (komentator meczu) robił z tego straaaaaaaszny raban. Poza tym, pod koniec 4q Kobas pchał się na linie, aby zdobyć upragnione podwójne zdobycze punktowe, a towarzyszyły temu nieodstępujące go na krok okrzyki 'MVP' (buehehehehehe). Gorzej podopiecznym Monciaka grało się, gdy Kobe'go nie było na boisku i gdy zszedł w 3 kwarcie zacząłem się poważnie martwić, a moje przepowiednie się sprawdziły... Największy pozytyw w grze Nowego Orleanu, to postawa Trevora Arizy, który odważnie ścinał do kosza, trafiał z dystansu i świetnie bronił na Bryancie. Zawód to z kolei Belinelli, któremu wyraźnie nie siedział rzut tego dnia i tylko 2/9. W drużynia LAL wyróżniali się przede wszystkim Andrzej Bynum, Ron Ron i Lamar Kardashian.

Po dwóch meczach w Los Angeles mogę powiedzieć tylko tyle, że jestem mega zadowolony z rezultatu 1-1, choć równie dobrze mogło być 2-0. Piątkowy mecz w Nowym Orleanie trzeba wygrać, a Paul musi zagrać ostrzej niż dzisiejszego dnia i bardzo przydałaby się ławka, oraz przychylne gwizdki ;)

MVP: Andrew Bynum 17 pts i 11 reb
Najlepszy występ z ławki: Lamar Odom 16 pts i 7 reb
Najsłabszy występ: I tu niespodzianka, Pau Gasol 8 pts i 5 reb w 36 minut gry
Rozczarowanie: Cee-Lo Green kibicujący Lakersom, miast NOH... ;)
Gwizdki: Bywało lepiej, Emeka dymany jak zawsze...

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

PO czas zacząć!

CO ZA MECZ!
Wczoraj, o jakże niecodziennej dla nas porze spotkań z Los Angeles, mieliśmy okazję obejrzeć wspaniały spektakl skazywanych na pożarcie zawodników ekipy Monciaka Williamsa, przeciw murowanym faworytom do obrony misia.
21.30 czasu polskiego z wypiekami na twarzy zasiadłem (w koszulce CP3, a jakże) przed komputerem szukając dobrych streamów, co zajęło mi chwilę, ale efekt był od początku był powalający. 12-4. CP3 przejął mecz od początku, kreując jak zawsze role playersów dookoła. Potem mecz się wyrównał, ale cały czas na minimalnym prowadzeniu byli zawodnicy ekipy z Nowego Orleanu. Pau Gasol był baaaaaardzo miękki tego dnia, ogrywany przez Landry'ego. Szkoda tylko szybkich faulów twardo grającego Emeki, bo radził sobie dobrze w defensywie przeciwko Bynum'owi. Jego zastępca, Gray zagrał naprawdę świetne zawody i mam tylko nadzieję że ta kontuzja kostki nie jest poważna. Monty powiedział, że to delikatne zwichnięcie i powinien być gotowy na najbliższy mecz, gdzie bardzo by się przydał pod 'nieobecność' Gasola i Odoma. Ariza był tylko 2-13, ale nie punktów od niego wymagaliśmy, tylko skutecznego ograniczania Bryant'a. Niestety lider LAL trzymał wciąż swój zespół w grze pakując się pod kosz i łapiąc faule. Kroku dotrzymywał mu jedynie Ron Ron, który dorzucił 16 punktów i był liderem zbiórek notując ich 11. btw. Lakersi mieli zmiażdżyć Hornetsów na deskach (co poniekąd się im udało 41-33) i wykorzystać przewagę wysokich, czego jednak nie potrafili zrobić. Paul cały mecz grał wybornie, a gdy go brakło JJ2 rozgrywał bardzo udane zawody i to pokazało jaką Nowy Orlean ma przewagę na pozycji PG. Najlepiej ujął to Trevor Ariza: “Unbelievable, single handedly took over the game at the end. That’s why he’s one of the best point guards in the NBA.”

Pierwszy mecz i od razu niespodzianka. Nie wiem czy LAL zlekceważyli Hornetsów (w RS był sweep). Jeżeli nie poprawią krycia na obwodzie, a Gasol z Odomem gdzieś znikną, to Phil Jackson może mieć poważne kłopoty z sięgnięciem po three-peat.

MVP: Chris Paul 33 pts, 14 ast, 7 reb, 4 stl w 40 minut gry,
Największe zaskoczenie: 
-Aaron Gray 12 pts, 1 stl i 1 reb w 20 minut gry,
-3 straty całej drużyny Nowego Orleanu,
-fadeaway jumper DJ Mbengi ;),
Najlepszy występ z ławki: Jarret Jack 15 pts, 5 ast i 4 reb w 22 minuty gry,
Najsłabszy występ: Pau Gasol  8 pts (2-9), 6 reb i 6 ast w 38 minut od gracza, który miał być kluczem w tej serii.
Gwizdki: poprawne, ale Kobas za często wymuszał faule, nie to co zawodnicy z NO ;)




GEAUX HORNETS!