środa, 1 lutego 2012
Game 21 vs. Miami Heat
Jedyny mecz tych drużyn w tym sezonie. Jak wszyscy pamiętają, Nowy Orlean w zeszłym sezonie zagrał przeciw Miami jeden z najlepszych meczy. Niestety, tej nocy się to nie powtórzyło mimo iż miałem JAKĄŚ nadzieje, bo jak wiadomo ona umiera ostatnia. Mecz mimo wszystko przeszedł po części moje najśmielsze oczekiwania. Ale podzielił się na dwie części. Ogólnego rozradowania i ogólnego smutku. Niestety koniec był bez happy endu. Co start zaliczyli to się w pale nie mieściło, budowali jako taką przewagę, która była non stop niwelowana (sporo OFF zbiórek Miami), ale wciąż to była delikatna PRZEWAGA (pikniki z Miami siedziały cichutko). W 2 kwarcie nastąpił run Miami pod koniec, który przeciągnął się także na dramatyczną trzecią kwartę. W czwartej było za późno, by ograć ósmy garnitur Heat. Przyszła porażka, już siedemnasta, ale trzeba grać dalej i trzeba wciąż myśleć gdzie wytrejdować Kaman'a. Chris Bosh od początku meczu głupkowato się uśmiechał, chciałem go pobić... Na szczęście rzucił tylko 12 punktów i zebrał 3 piłki, ale nadaj był pajacem bo blanciku :). Wade na dobre wrócił po kontuzji i dobrze, bo jego nie hejtuje MOTZNO. 22 punkty i 5 asyst (w 24 minuty, świetna druga kwarta), zaliczył kilka ciekawych akcji, no ale nie miał na przeciw siebie Arizy, tylko Włocha. LeBron gra po prostu swoje, gra sprawia mu przyjemność, gra pod publiczkę, statystyki robi nieziemskie (poza stratami). Nie myślałem, że to powiem, ale jest kozakiem i to sporym. HATERS GONNA HATE mimo wszystko, więc jest ogórkiem :). Mario 'Charmeleon' Chalmers był ON FIRE w kluczowej, trzeciej kwarcie, ale największy smutek to Joel Anthony, który zdobywa OSIEM punktów przeciw obronie Hornetsów. No tak, zapomniałem, że to nie jest sezon 2010/11 i byle placki robią co chcą... Smutek. Dużo dobrego dała Miami ławka, na czele z Cole'm i Miller'em. Jeden z ciekawszych rookies w tym sezonie rzucił 12 punktów i rozdał 4 asysty, a biały Mike dorzucił 14 oczek. Haslem z ławki mało widoczny. James Jones gra coraz mniej, co mnie smuci, bo lubię gościa. Howard robił to, co do niego należało, był najstarszym zawodnikiem. Battier w defensywie wiadomo, ale jakoś do tej pory nie mogę się przyzwyczaić, że wybrał Miami i gra w koszulce drużyny z Florydy. Zagrał nawet Eddy Curry, któremu w 'udanym' powrocie pomógł Gustavo Ayon, gdyż zaliczył goaltending na piłce, która nie zmierzała do kosza. Curry zaprosił podobno po meczu Meksykanina na jakieś jedzonko. Nowy Orlean zawalił przede wszystkim zbiórki, skoro Okafor zebrał tylko 2 piłki. 2 piłki w 27 minut! O dziwo lepiej zagrał w ofensywie, gdzie przy skuteczności 6/7 zdobył 13 punktów. Smith niewidoczny, poza tym, że jest wielki i jest biały. 5 punktów i 4 faule w 18 minut. Ariza WIADOMO TZO robił, ceglił (4/12), bronił i O DZIWO asystował najlepiej w drużynie. 8 kluczowych podań od zawodnika z pozycji SF (ale za to jaki przegląd pola, palce lizać, BELLIssimo). Nie najlepiej świadczy to o reszcie. Jack miał tylko jedną asystę, a poza tym rzucił 14 punktów, więc słabiutko. Włoch był Włochem (nietrafiony layup na czysty kosz) i O DZIWO [2] był najlepiej zbierającym w drużynie z 5 zbiórkami. Ahhhh ten czarny humor hehehe. Grał też w opasce na nadgarstek więc go rozumiem z autopsji WIADOMO WYBACZAM ZAWSZE. Ławka przyzwoicie o dziwo. Landry po meczu - pomyłce rzucił 14 punktów. Vasquez znów zagrał spore minuty, rzucił 11 punktów i asystował 4 razy (współpraca Wen---> Meks). Henry poceglił, ale ma potencjał. Aminu w 23 minuty miał +/- PLUS 5 z sześcioma punktami i czterema zbiórkami. Summers i Squeaky grali ogony, a jeśli druga drużyna gra ósmym składem, to ma się wtedy lepsze statystyki. Znów z ławki najwięcej dał EL TITAN. Ayon to gość z innej planety, dziwne, że tak późno trafił do NBA. Wiadomo, że jestem nim zauroczony i dałbym mu statuetkę MVP, ale mam w tym trochę racji. 18 minut, na plusie 9, 8 punktów, 2 zbiórki, 2 przechwyty, blok i asysta. Gość jest wszędzie z ÓSMYM PER W LIDZE (zjada Bosh'a hehe). Monty, dawaj mu więcej minut. Już ostrze sobie zęby na pojedynek Meksykanina z Polakiem. Będzie się działo! Aaa i osobiste to parodia jakaś, 58% 11/19 Pasta 0/2, Vasq 1/3, Ayon się tylko nie myli, ale tej nocy nie rzucał hehe. O CZYM MY WIĘC ROZMAWIAMY? Pozytyw taki, że Monty nie zbił piony z ERIKIEM KOZAKIEM SPOLESTRĄ!
MVP: LeBron... :) 22 punkty, 11 zbiórek i 8 asyst w 30 minut. MVP ligi oficjalny? NIEEEE!
Najlepszy występ z ławki: Ayon wiadomo, no i Miller, co miał do trafienia trafił, rąsia nie drżała.
Najsłabszy występ: Nie mam kozła ofiarnego :( no dobra, Włoch. Ale to tak na wyrost, aby się motywował bardziej, bo wiem, że czyta tego bloga.
Gwizdki: LeBron z łokietkiem wchodził i nic, a Jack przewracał się sam i gwizdali i tak faul przeciw Miami (Zdjęcie). SPOKO!
Krajobraz po CP3: Jack niewidoczny, nie wziął meczu na klatę. Paul w formie OSTREJ JEST!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz