piątek, 30 listopada 2012

Game 14 vs. Utah Jazz



To był bardzo ciężki, przez swoją toporność, mecz do oglądania i jak ktoś to wątpliwe widowisko przegapił niech nie żałuje. Nie warto.

Argumentacja jest prosta. Po pierwsze sędziowie gwizdali każdy kontakt. Tylko osobistych to dawno nie widziałem, strasznie przeciągały grę... No i pozwalały Utah odskoczyć. Utah, dla których nie zagrał Mo Williams. To już szczyt. Do tego zastępujący go rozgrywający rozegrali świetne zawody. Nie imali się rzutów. Szok! Tinsley przez 31 minut rzucił za 3 i to z daleka. Watson przez 17 minut nie oddał rzutu. Coś niesamowitego. Bardzo liczyłem na to, że Roberts i Vasquez pograją sobie na staruszkach z Jazz, ale niestety sami nie mogli nic zrobić.

Nie wiem czemu Hornets po meczu z Clippersami tak się podpalili tymi trójkami... Tym razem tylko 5/21, ale próbowali non stop, bo co, ma wpadać przecie. Większość niedoloty... Do tego początek 2 kwarty to była jawna kpina i kompromitacja. Dopiero na 5 minut przed końcem Hornets zdobyli pierwsze punkty! Matko, co to była za miazga dla oczu. Jeszcze to wszystko odbywało się przeciwko drugiemu garniturowi Mormonasów. A kto na ratunek mógł przyjść? Tylko Robin Lopez i to zdobył punkty z osobistego. Brrr... dobrze, że się potem jako tako odblokowali i do połowy już porzucali normalnie.

Utah poza osobistymi wygrała jeszcze pod koszem. Choć na starcie to Hornets wszystko walili pod kosz, ale z czasem obudził się Big Al i skończyło się wyrównane granie... niestety. I tym sposobem Jazz wyrównali serię w sezonie. 1-1.

PRZEJŚCIE

AMINU - Jak nie łapie alleyów, to nie może rozegrać dobrego spotkania. Autentycznie nie mam pojęcia kiedy stracił te 6 piłek, ale coś było na rzeczy, skoro później grał za niego Miller. 
ANDERSON - Tu Monciaka nie rozumiem, czemu trzymał go aż tak długo na parkiecie... Ewidentnie to jeden z tych meczów, kiedy nic nie idzie. I jemu nie szło. Niby trzymał wysokich Jazz od kosza, ale i tak nie przynosiło to zamierzonych efektów. 
LOPEZ - Dostawał te podanka na czysty kosz, trafiał je, ale NIC na Big Alu nie potrafił wybronić. Przecież musiał wiedzieć, że Jefferson potrafi odpalić z mid-range i robi to dość często. Bez odzewu ze strony Robina...
MASON - Zadziwiające. Jedyny zawodnik który był na plusie. WOW. To wciąż ten sam, słaby SG z pierwszego składu Hornets... 
VASQUEZ - Jedyny na placu boju. Szkoda, że asysty nabija tylko do przerwy między połowami. W innym przypadku szybko by przeskoczył Stocktona :D. Rzuca pewnie, asystuje pięknie, coś tam zbierze. Ubolewam nad tym, że słabo przechwytuje... Wszakże jest tylko jeden MAN OF STEAL!
SMITH - Mierny start, do tego stopnia, że kiedy był kompletnie czysty, to nie rzucał, tylko oddał piłkę. Mimo tych cegieł i tragicznych strat (wszyscy kleju zapomnieli, bo piła uciekała) zebrał aż 9 piłek, co w jego przypadku jest świętością. 
RIVERS - Pierwsze punkty zdobył i pomyślałem, że chyba coś drgnęło u niego. Potem zatracił tą zaciekłość i nie trafił trzech kolejnych trójek. Miernie  w ostateczności. 
MILLER - Częściej zagrywki pod Millera! Przecież to naturalny talent do rzutów trzypunktowych! No i jedyny blok z całego Nowego Orleanu. 
ROBERTS - Nie było Vasqueza, to sam zabierał się na ciągnięcie wyniku. Jakoś to wyglądało, no ale on rozgrywającym w tej lidze nie będzie. Teraz, gdy jest na boisku po prostu nie ma do kogo podać piłki. Wszystko robi sam. 
THOMAS - Byłoby fajnie, przyzwoita akcja and1, ale Favors zablokował go jak juniora. 

Marvin rozegrał solidne zawody, trafił dwie trójki z rzędu, zabił Lopeza tym wsadem, który jest w topce, a w zamian Lopez zabił Marvina. Co to był za straszny widok, jak wyrżnął głową w parkiet. Mogło być baaaaaardzo nie dobrze, a to dlatego, że Marvin nie uczęszcza ze mną na AWF na judo i nie umie amortyzować głowy przy upadkach. Makabra... Oby wrócił szybko. Millfap na początku poceglił, ale dostawał się na linię, więc Corbin go trzymał. Big Al na miękko ogrywał każdego wysokiego Hornetsów. Foye na szczęście marnił. Tinsley i Watson to wiadomo 0/1. Hayward uratował Jazz od porażki w końcówce, bo rozegrał całkiem koncertową 4 kwartę. Za marniaka Foye'a oczywiście. A na początku myślałem, że pomoże...Favors to bestia z ławki i drugi najlepszy rezerwowy rebounder. Ta czapeczka na Thomasie pierwsza klasa. Kanter niestety nie radzi sobie z rywalizacją w drużynie i gra mało. No i Carroll grał, zamiast Burksa kochanego ;(. 

O gwizdaniu było, masakryczna częstotliwość. Dobrze, że przy każdym gwizdku komentator nie krzyczał BINGO, bo chyba bym długo nie wytrzymał. No i przy wypierniczeniu głową przez Williamsa zatrzymali grę na kontrze 3 na 1 Hornetsów... Dawno nie widziana decyzja, ale prawidłowa. Jak ktoś prawie umiera, to trzeba przerwać grę NATYCHMIAST!

Przerwa w grze, aż do grudnia, a potem znów Oklahoma... Cienszkie to fszystko pszet Ornetami...


I coś do posłuchania:


środa, 28 listopada 2012

Game 13 vs. Los Angeles Clippers




To był wielki mecz! To było arcyważne zwycięstwo, bardziej potrzebne od tlenu i internetów. Od kiedy w Clippersach gra Paul to chyba chce pomóc Hornetsom w odbudowie. Po tym poznaje się wybitnych zawodników.

Tak się obawiałem, że teraz wszystko poleci na łeb na szyję. Każdy kolejny mecz miał być cięższy. Nic z tych rzeczy. Potrafią spiąć tyłki i bez Davisa i Gordona! Przegrana tylko ostatnia kwarta, ale cały mecz przeprowadzony ZAWODOWO. Podczas przerwy między połowami byłem w dużym szoku, że Hornets są jeszcze w grze! Na szczęście wyglądało to tak, jakby Hornets mieli kontrole cały mecz. LAC dwoili się i troili, stawali na głowie, ale nie pomógł nawet rekord trójek Carona Butlera (zawsze jakiś laps musi zacząć swoje show...). Trójek... trójek. Tylu trójek to dawno na oczy nie widziałem (jakieś rekordy na bank padły!), tak samo jak % za 3. I to z jednej jak i z drugiej strony. Dlatego wybaczę te 18 trójek które wrzucili. Co by było z Kliperami, gdyby nie te trójki to jestem w szoku. Wpadały im seriami i tylko dzięki temu trzymali się w grze. Bo pod koszem nie radzili sobie zupełnie. Niby zaczął DeAndre i chciał zdominować szybciutko Lopeza, ale mu coś nie wyszło. Pierwsze punkty z gry zdobył dla podkoszowych Hollins... Nie wspomniałem jeszcze o Blake'u, ale to nie błąd. Zagrał jeden z najgorszych meczów w swojej karierze. WOW. Trafił tylko jeden rzut z gry (oczywiście alley pod koniec 3q), skończył z marnymi 4 punktami, 6 zbiórkami, 4 stratami, a do tego został wyfaulowany. Tego to się nie spodziewałem.

Sama końcówka, czyli pogoń Clippersów bardzo emocjonująca i porywająca. Ta akcja, gdzie rzucali cztery trójki z rzędu (każdy po kolei: Barnes, Paul, Butler, Crawford) po prostu wywaliła mnie z butów. Cały mokry byłem, ale na szczęście nie przyniosła ona żadnego rezultatu :)

Monty miał to szczęście, że dostał olbrzymią pomoc z ławki, która to wygrała w cuglach pojedynek z rezerwowymi z Los Angeles. Niby najmocniejsza ławka w lidze (LAC), ale wciąż muszą czekać na Hilla i Billupsa.

PRZEJŚCIE

AMINU - Dobrze, że na początku się spiął, bo chciał pokazać Kliperom, że jest już dużo lepszym graczem niż był jeszcze w Los Angeles. Start miał mocny, potem trochę przycichł, był bezradny z fartem Butlera (do tego głupi faul na and1 z trójką...). No i zagrał bardzo fajny statystycznie mecz. Choć już miałem się załamywać jak akcja po akcji najpierw nie trafił pięknej paczuszki, a potem od razu Paul zabrał mu piłkę. To mógł być impuls dla LAC, ale na szczęście okazali się gamoniami. 
ANDERSON - Ryan tej nocy pod koszem raczej miał problemy, nawet z kurduplami z Los Angeles. Na szczęście na dystansie to stary dobry Andersonik. Rzuca tak na maksa z dupska (odpowiadał Butlerowi), ale robi to skutecznie. Nic więcej nie trzeba. A tak się bałem, że Blake mu pokaże kilka paczuszek.
LOPEZ - Nie przeszkadzał na szczęście, a komentarz non stop porównywał go z Brookiem. Wiadomo co to były za porównania. 
MASON - Co to się dzieje, że teraz gra gorzej od Riversa. Ten pierwszy airball mistrzowski... Klątwa pierwszego składu na SG dalej obecna.
VASQUEZ - Zaliczył za nerwowy start, CP ładnie na nim bronił i sprawił, że Vasquez otarł się o quadruple double. Ze stratami oczywiście (aż 8...). Poza tym kolejny wyborny ofensywnie mecz. Znów 25 punktów (rekord kariery), dodane 10 asyst i 6 zbiórek. Do tego rzucił daggera na 13 punktów przewagi w samej końcóweczce. Nie bał się rzucać przez rączki za 3, a co najważniejsze trafiał. MAGIA. 
SMITH -  Wróg publiczny numer jeden w Los Angeles. Matt Barnes poczęstował go łokietkiem, za co zobaczył flagranta. Non stop ktoś go chciał z równowagi wyprowadzić. Oczywiście nie obyło się bez filmiku jak miażdży Blake'a. Komentator obsrany na maksa, że coś znów by zrobił. Sędzia w końcu trochę się ugiął i gwizdnął bardzo wątpliwą zasłonę w samej końcówce, co tylko spotęgowało moje nerwy... Ale Jason zamknął mordy hejterom i zagrał koncertowo. 17 punktów na luzaku, śmiałe wejścia pod kosz.
RIVERS - No i to był wreszcie mecz, w którym Rivers pokazał co nieco dobrego. Nie tylko, że dołączył się do rzucania trójek (nie bał się rzucać z przeciwnikiem w pobliżu!), ale trafiał swoje wejścia pod kosz i O DZIWO pięknie dzielił się piłeczką. Faktycznie Monty coś tam tworzy. Tylko te osobiste...
THOMAS - Wobec tak biernej postawy wysokich Clippers dał sobie radę przez te 10 minut. A jakby trafił tą dobitkę... Zabiły. 
ROBERTS - Szkoda, że tylko 11 minut, ale swoje robi cały czas. Komentatorzy nie mogli się go nachwalić, widać widzieli go pierwszy raz na oczy. 
MILLER - Nie bał się pojedynków z Blakiem. Bo trafił nawet na niego. Gość daje radę i jestem mocno w szoku. Wciąż zaskakuje tylko na plus!

Butler jak pisałem, rekordową noc zaliczył... Pobił dotychczasowy rekord innego marniaka, Foye'a i zamiast 8 teraz jest 9 trójek do pobicia. Fart. Griffin najsłabszy, Jordan prawie nic. Willie Green ranił mnie tymi trójkami... ale fajnie, że znów gra z Paulem. Paulem, który jest najwybitniejszy i wierzę, że już niedługo wróci do Nowego Orleanu. Ładny mecz zagrał, był on fire, jak zaczął trafiać to robił to automatycznie. A mógł rzucać tak cały czas. Miał litość. Barnes bardzo pomógł. Dwa flagranty, faul techniczny. Dobrze, że takie świry dalej się w lidze trzymają. Bledsoe zaliczył masakryczną dobitkę znad Andersona, ale w TOP10 nie było dla niej miejsca. A tu niespodzianka, na drugim był alley do Griffina. Zwykły alley... Czemu Erica nie ma w Nowym Orleanie? Crawford na szczęście się nie obudził, bo mogło być słabo. A Odom wygląda tragicznie. Nie wiem, może nie zauważyłem że zrobił coś przez te 20 minut dobrze. Chyba nic. 

Komentarz niestety tragedia, bo to był mecz trójek. A wiadomo jak się reaguje na to w Los Angeles. Najtragiczniejsze BINGO w historii. Słyszane chyba miliard razy. Raz szedłem już wymiotować... BINGO...

Gwizdki bardzo fajne! Nie bali się gwizdać rzezimieszkowi Barnesowi! Oczywiście coś tam na Smitha i offens na Vasqueza w końcówce po prostu musieli. Ale to do wybaczenia. Szczególnie, że nie gwizdnęli ostatniego offensa. OK!

Czas na kolejny mecz z Mormonasami. Hornets zostaną on fire po tym wspaniałym zwycięstwie?


I coś do posłuchania:


wtorek, 27 listopada 2012

Game 12 vs. Denver Nuggets




Zaczynają się arcy ciężkie czasy dla Nowego Orleanu, aby nie uniknąć totalnie kompromitującego startu w lidze (co i tak już ma miejsce). Przed nimi 7 bardzo trudnych meczy, a ten, który grali ostatnio, z Denver, nie może świadczyć absolutnie nic dobrego.

Davis wypadł do grudnia na bank, a kto wie czy nie na dłużej. To był pewniak, można było iść do buków i ustawić się do końca życia... Zakładam, że wróci na niezwykle prestiżowy mecz z Miami Heat. Tylko, że wtedy bilans będzie wyglądał 3-129. Najsłabszy w historii...

To tyle czarnowidztwa, przejdę do faktów. Mecz był żenadny i nie ma o czym pisać zbytnio. Początek jeszcze jako taki, Denver odskakiwali, Hornets doganiali, Denver odskakiwali, Hornets doganiali. W końcu jednak graczom Nuggets skończyła się cierpliwość i tuż przed końcem pierwszej połowy zaliczyli początek większego skoku (większość przez pomalowane, skończyło się -10, a Hornets dwa razy doganiali z -8). Druga połowa to już kompletny odjazd i Nowy Orlean zawdzięcza tylko rezerwowym to, że nie było 35 punktowego blowoutu. I cud, że Denver przerwali paskudną serię +10 trójek przeciwników Hornets. Rzucili tylko 5. Ale byłaby rzeź, gdyby rzucali jeszcze te trójki 'normalnie'...

Strasznie smutno się to oglądało, nieporadność w ataku, nieporadność w obronie (bardzo szybko Nuggetsi byli w bonusach), więc Monty litował się nad swoimi jak tylko mógł, wiedząc że w back2back czekają już Clippersi. To będzie dopiero ciężka przeprawa. CP3 już czeka, a mi przyjdzie wstać o zwalonej 4.30. DRAMAT.

No i coraz bardziej przykro jest i patrzeć na Monty'ego. Serio mu współczuje. Widząc tą jego zafrasowaną minę, bo po prostu z takiego gówna bata nie ukręci... Nadal najlepszy trener w najsłabszej drużynie. Szacuneczek.

PRZEJŚCIE

AMINU - Fatalny występ, Faried pokazał mu, kto ładniej lata nad obręczami (piękne zdjęcie UP - to była czapeczka). Tylko 15 minut na parkiecie.
ANDERSON - Porzucał sobie, zagrał zaskakująco długo (31 minut) jak na tak wcześnie rozstrzygnięty mecz. I jak na początku dawali mu rzucać, tak później szło mu gorzej. Dalej gra jednak solidnie. 
LOPEZ - Ma śmietnik w tej swojej głowie. Bez sensu wchodzi pod ten kosz, rzuca z dupy na maksa... Fajnie, że jest duży i pozbiera w ofensywie, że zablokuje paru karłów, ale poza tym na nic się nie przydaje. Czemu oddał aż 12 rzutów w meczu?
MASON - Miał bronić Igoudale? Wolne żarty...
VASQUEZ - Jak dziecko we mgle. Strasznie zagubiony, zupełnie go nie poznawałem, a Monty na szczęście oszczędził mu czasu na parkiecie. Bolały te straty, oj bolały.
RIVERS - Młotek. Rzuci za 3 tylko wtedy kiedy KOMPLETNIE nikt nie broni. Boi się rzucać nawet gdy stoi przy kibicach, aby ci go nie zablokowali. Stąd te słynne już jego nic nie wnoszące wbitki. Ale się stara... taaaaa....
HENRY - Cegiełka is back. :D Piękne te rzuty!
SMITH - Wystąpił w tym meczu, a to było najważniejsze. Rzadko kiedy gracz ze statusem questionable z drużyny Hornets występuje w meczu. Znaczy przeżył operacje na otwartym oku. Jednak tej nocy nie zabrał swojego rzutu mid-range z domu. 
THOMAS - No niestety, zaliczył przykre 0/2 z osobistych, a jak nie tam to gdzie?
ROBERTS - Nasz kochany U-Bot znów rozegrał przyzwoite zawody i był nawet najlepszym zawodnikiem tego dnia. Ładny ma ten rzut i często znajduje drogę do kosza. Nie boi się odważnie wjeżdżać. Ogarnia, byleby dostawał duże minuty. Monty, chwytaj się brzytwy. 
MILLER - Razem z Robertsem najwięksi wygrani tego meczu? Wreszcie dostał takie minuty (szkoda, że przy blowoucie) i pokazał, że jest MEGA inteligentnym zawodnikiem. Od razu widać, że przeszedł przez wszystkie lata na uczelni i nie uciekał prędko z NCAA. 7 asyst, 8 zbiórek, przez 27 minut był jeden punkt na plusie! Klasa. Jedyne co mnie w tym meczu trzymało przed wyłączeniem, to właśnie gra Millera, chyba aktualnie mojego ulubionego zawodnika z Nowego Orleanu. I czemu nie ma go w 2k13... :(

Tak jak przewidziałem, Faried bez Davisa zebrał wszystkie piłki jakie były do zebrania, zjadał wszystkich po obu stronach parkietu. Od zawsze wiedziałem, że będzie przekotem w tej lidze. Kosta zaliczył kompromitujące Hornets +/- +34. Iggy rzucał zdecydowanie za dużo za 3 jak na siebie. No, ale Mason... Ty Lawson był po prostu od wszystkich szybszy. Gallo cichutko. Miller (Andrzej) jest po prostu jednym z najmądrzejszych zawodników w lidze. Nie musi nic rzucać, aby być produktywnym na boisku. McGee jak zwykle dostarczy rozrywki. To byłby duet z Lopezem. Te jump shoty. MAGIA. Corey poceglił, ale nadal wymiata. Moja miłość do niego jest za duża. Hamilton tym wsadem na koniec pogrążył i tak przybity Nowy Orlean. Mozgov nie wiedzieć kiedy poleciał za faule. Fournierowi chyba nie służy te 10 minut, które dostaje średnio. A Anthony Randolph chyba już przepadł...


I coś do posłuchania:


niedziela, 25 listopada 2012

Game 11 vs. Phoenix Suns



“After visiting the Suns, the impression the organization made on me was incredible,” Gordon told ESPN.com. “Mr. (Robert) Sarver, Lon Babby, Lance Blanks, the Front Office Staff and Coach (Alvin) Gentry run a first-class organization, and I strongly feel they are the right franchise for me. Phoenix is just where my heart is now.” 
                                                                                                             Masz swoje Phoenix marniaku...


Czy to nie za wcześnie, aby porozmawiać o drafcie? Fajni wysocy do wzięcia! Wystarczy tylko grać tak dalej, czyli przegrywać w KRETYŃSKI sposób. Moja głowa tego nie ogarnia, Ryan i Greivis zagrali chyba mecze życia, a nie wystarczyło to na PHOENIX. Tak dalej pójdzie, to przewiduje spadek do D-Leauge... I się zaczną cięcia...

Jeszcze koło połowy trzeciej kwarty Hornets prowadzili DZIEWIĘTNASTOMA punktami. To jest dużo! Nawet przyłapałem się na tym, że uśmiechnąłem się po dwudziestej trafionej trójce Andersona (Ayon, wybacz...). Stwierdziłem, że tego nie da się przegrać (pierwsza kwarta to w ogóle procentowy majstersztyk, byłem w szoku - wszystko wpadało! inna sprawa że wszystko odwróciło się w drugiej połowie...), bo pierwszy garnitur Suns dostawał ostre bęcki. Stwierdziłem, że wreszcie się odbudują i że potrafią jednak grać bez Mewuni. Niestety, jeszcze w tej samej (tak, w tej samej) kwarcie gracze z Arizony zeszli na 4 punkty. SZALEŃSTWO!

4 kwarta to już odjazd na całego Suns, ale i pogoń Nowego Orleanu. Wspaniałe tempo pojedynku, fajny mecz do oglądania i doczekaliśmy się drugiej z rzędu dogrywki Hornetsów. Niestety, znów przegranej, ale na szczęście nie zaczęło się 10-0. Za to przez prawie 4 minuty nie znaleźli drogi do kosza. DRAMAT.

Pomijam to, że Suns są kolejną drużyną, która rzuciła 11 trójek. To będzie prześladować Hornets do 21 grudnia (ehehe). Pierwszy skład po prostu wyglądał źle. A tu proszę, jak ich ławka spięła tyłki to mało. Z ławki Ornetów poza Thomasem ZERO wsparcia. Czemu do chu*a nie zagrał Miller?

No i kwestia komentarza. Ludzie z Phoenix to zawodowcy. Panowie Albercie i Johnsonie, kłaniam się niziutko. Nie irytowali! Wesley idź się doedukować marniaku!

PRZEJŚCIE

AMINU - Alley oop na sam start meczu. Piękna współpraca jego i Generała. Znów oglądanie Chiefa to była czysta przyjemność. Wjazdy pod kosz, runnery (trafione! NA KOZAKU), świetne panowanie nad piłką. Rozdał nawet 5 asyst. No i powstrzymał się przed pobiegnięciem do kontry. Coś nowego!
ANDERSON - Zanim narzucał tych trójek wykonał prześmieszną akcje :D. Jak wziął piłkę, aby ją wyprowadzić z połowy, tak sobie przebiegł boisko jak gdyby nigdy nic i podał do Thomasa, zupełnie nie atakowany. :D To trzeba zobaczyć, nie da się tego opisać :D. No i już przechodząc do meritum. Ten kot narzucał 8 trójek (część kompletnie z dupska), już kibice ze łzami w oczach wychodzili, ale jednak się pozbierali. Anderson rekordowe dla siebie 34 punkty i coś mi mówi, że jeszcze trochę porzuca w tym sezonie. 
LOPEZ - Ten jego rzut (końcówka 4, albo już OT) powinien być pokazywany wszędzie, a nie jest. TO BYŁ WALONY SAMOBÓJ. Poczuł się jak Nowitzki, ale nie trafił. Nie tyle że do kosza, co nawet w tablice. Rzucił w zegar. Dramat. :D :D :D Myślałem, że będzie chciał pokazać coś swoim byłym kolegom. Dostarczył im beki. A tak ładnie zaczął, jak tam zjadł blokiem Morrisa. Mógł być w topce zamiast Horforda, ale to Lopez. I mógłby być bohaterem, jakby w ostatniej akcji regulaminowego czasu wziął czas, byłaby sekunda. Zapomniał... Hahaha i jeszcze jak zaje*ał z główki w O'Neala :D :D :D. Chodząca kopalnia beki. 
MASON - Wooooow, zaczął w pierwszej piątce! Fajna decyzja Monciaka, ale niestety, ta pozycja w Nowym Orleanie jest przeklęta. Przejął ceglenie od Riversa, wyglądał po prostu źle. Trzy trójki wpadły, fajnie, ale niestety Roger w tym meczu nie ogarnął. Jak już próbował wbitki, to go blokowali... Eric proszę Cię!
VASQUEZ - Pierwsza połowa 7/7 z gry. Vasquez już na dobre ogarnął rzuty (ten rzut za 3 na remis w końcówie 4q, ręka nie drży). Do tego rekord punktowy i rekord asyst. 25 i 14. Kandydat do MVP i MIP. Beka z tych co chcieli Riversa w S5 na PG... A jak przeżył ten mecz... Widać WIELKIE zaangażowanie. Po tym poznaje się tych wielkich. 
SMITH - Poniewierany przez wszystkich. Teraz wróg publiczny numer jeden, Markieff Morris wsadził mu palucha w oko. To były bolesne 32 sekundy na boisku dla Jasona...
RIVERS - Nie zaczął w S5 i to była jego najlepsza akcja z tego meczu. Chyba zakotwiczy tu na jakiś czas. +/- najtragiczniejszy, bo -20 w 15 minut. Do tego rzucał te swoje zje*ane runnery, z których nic nie wynika...
THOMAS - Pięknie nam lata w tej defensywie. Każdego podwajał, nawet Alvina Gentry'ego. Lance - jedyny pozytywny aspekt z ławki w tym meczu. I oczywiście był na linii osobistych. 
HENRY - 100% za 3 w tym sezonie. Niech nie psuje dobrego wrażenia...
ROBERTS - Przegrał niemiecki pojedynek Z KRETESEM. Co bronił na nim Tucker, to do tej pory jestem w szoku. Suns mają szczęście do graczy w goglach. Roberts miał szczęście, że tej nocy Vasquez przeszedł samego siebie. 


B-Easy na szczęście się nie wstrzelił. Stary dobry pomocnik z czasów pomagania Hornets w Minnesocie. Morris i jego brat, Morris to moi dwaj najwięksi wrogowie w NBA. No nie trawie gości (tak jak tego przemarnego Browna).Do tego musiał sfarcić i rzucić 23 punkty, do tego tak ważną trójkę... Gortat co zagrał tragedie, to aż nie chce się pisać. Jedyny pozytywny aspekt to ta zbiórka w ofensywie ładnie wywalczona. Jak wszedł na koniec 4q niewątpliwie pomógł w osiągnięciu przez Hornets OT. Dragic zaliczył tak marny początek, ale potem się ogarnął... I trafiał swoje pokraczne rzuty (do tego wpadały mu tróje w 3q), choć jak raz poczęstował cegłą, to byłem naprawdę syty. Scola wszedł pod koniec 1q dopiero, co mnie zaskoczyło, ale i tak zagrał na swoim poziomie. Czyli ofensywnie fest, defensywnie marnie. JO KLASA. Niedługo wygryzie Gokarta. Ruszał się pięknie (raz prawie zmiażdżył Lopeza, ale wypadł ten wsad...), wyglądał młodziutko, nie bał się brać piły w swoje ręce (ostatnia akcja w 4q). Dobrze, że już zdrowy! Dudley dorzucał tych trójek, ale tej najważniejszej w 4q nie trafił i chwała mu za to. No i na deser P.J. Tucker. Wielka przyjemność oglądania takich zawodników. Całe serce na parkiecie, wielka mądrość na boisku. Do tego odrobina szczęścia, ale na to też zapracował. Ważne zbiórki w ofensywie, trafiał nawet za 3! Przed tym przez 12 meczy rzucał za trzy tylko raz! Teraz 2/3. 15 punktów, 7 zbiórek i 3 asysty. Bez faulu, bez straty, nie został zablokowany. A bronił wybitnie!

Co do sędziowania, to mógłby być gwizdnięty goaltend na Masonie. No i nie lubię tych gwizdków, kiedy ktoś inny jest faulowany, ktoś inny wykańcza akcje, a ten faulowany rzuca osobistego i robi akcje and1. NO NIENAWIDZĘ TEGO ZJE*ANEGO GWIZDKA.

Czas na Denver, mecz w Nuggets, czyli na wyjeździe. Jeśli nie wróci Davis, to Manimal zje całą organizacje Hornets... Przykra sprawa...


I coś do posłuchania:


piątek, 23 listopada 2012

Game 10 vs. Indiana Pacers



Lepszego zdjęcia nie ma, Rivers i tak ten rzut spudłował...

'Nie nie nie nie nieeeeeee...' (cytat z Toy Story). Jak można przegrać z Indianami? Przecie oni bez Collisona i Grangera wyglądają na razie tak dramatycznie słabo, że głowa mała... No, ale Hornets rozpoczęli tankowanie po jakiegoś centrzyka, bo to niedopuszczalne tracić tyle punktów i tak frajersko przegrywać mecz...

Dobrze przepowiedziałem, że nas skunksy zarzucają na śmierć trójkami. Rzucili 15, z czego większość w drugiej połowie. No dramat. KAŻDY PRZECIW HORNETS RZUCA ZA TRZY. Tym razem z 56% skutecznością... Już zacieram rączki na mecz z 76ers w przyszłości, aby Bynum mógł pokazać swoje umiejętności w tym aspekcie. Walone farty, wszystko im się udawało, a i tak optyczna przewaga była Nowego Orleanu. Fajny start, jako taka kontrola. JAKO TAKA. Co z tego, jeśli OT zaczyna się od przegrywania 10-0. MASAKRACJA.

Oczywiście mecze życia Hipcia i Dżordża, bo bez takich przypadkowych występków nie można grać z Hornets... Chyba cała liga się ustawia, żeby dopiec Lopezowi... A tak gnałem z imprezki, żeby na mecz zdążyć... Kto ustala mecze na godzinę 01.00 w nocy? Niewdzięcznicy...

Oczywiście nie zagrał Davis, co niedługo będzie normą. Dwie szklaneczki się dobrały...

PRZEJŚCIE

AMINU - Znów przeplatana z jego strony. Mecz przyzwoity, bo nie robił głupich rzeczy i nie grał z gorącą głową. DD na plus jak najbardziej, trafił nawet coś z mid-range, ale matchup z Georgem przegrany... Z kretesem.
ANDERSON - Poszedł w ślady Thomasa i także wymusił faul w ataku. Widać ta zagrywka trenowana! Ten mecz zagrany na cymes, aż szkoda, że nie rzucał więcej, a do tego poleciał za faule w OT... Brakowało go w pogoni. 
LOPEZ - Je*any marniak... A nie, przepraszam. JAKA LINIJKA 21/13/4. Niby pięknie, ale jest druga strona medalu. Skuteczność z gry 3/17 to najgorsza skuteczność we Wszechświecie. Jak Robin Lopez rzuca tyle razy, to wiedz, że nie da się tego wygrać. Podawali mu nawet w OT, pewnie dla beki. Pytanie skąd te 21 punktów? Czy Robin rzuca za 7 punktów? Otóż nie! Je*any lis był 15/17 z osobistych. Czemu nie przełożyło się to na skuteczność z gry? Aha i otarł się o TD. Został zablokowany 8 razy. NIKT W NBA JAK LOPEZ. 
VASQUEZ - Gdyby Lopez trafiał chociaż 1/654 jego podań, to Vasquez biłby na głowę Rondla. Niestety ma w drużynie tego kaleczniaka, a linijka asyst wygląda tylko przyzwoicie. 
RIVERS - Dalej boi się jump shotów. To trochę martwi, bo to miał być jeden z jego atutów. Dalej przebojowe wjazdy pod kosz, ale częściej bije głową w mur, niż coś z tego wynika...
SMITH - Fajnie, że trafiał swoje rzuty, ale kto do chu*a dał mu rzucać aż 21 razy. DWADZIEŚCIA JEDEN! Tak, to Jason Smith. Nadzieja białych. W 26 minut! Prawie co minutę rzucał LOL. 
THOMAS - Znów pokazał się w pierwszej kwarcie! Gra coraz lepiej, a i tak Monty trzymał go tylko marne pięć minutek... Oczywiście osobiste w tym czasie się odbyły. Nie ma gry bez tego. No i wymusił chyba pierwszy w sezonie ofensywny faul przeciwnika. Kłaniam się w pas.
MILLER - Cóż nasz kochany premier Leszek może zrobić w 7 minut? To nie Lance Thomas!
ROBERTS - Fajnie rzuca po pickach. Szkoda, że grał tak krótko. 
MASON - Jak zwykle stary lis za Riversa w końcówce. Niestety, SG największa bolączka... Gordon wciąż tylko w 2k.

George i wszystko jasne. Zero skilla, ciągle farci... Pierwsza połowa okrutnie słaba (część przesiedział za faule), żeby w drugiej rzucić miliard punktów. Jak żyć panie premierze?
Points 37 vs. New Orleans 11/21/12 37 vs. New Orleans 11/21/12
Field Goals Made 13 vs. New Orleans 11/21/12 13 vs. New Orleans 11/21/12
Field Goals Attempted 21 vs. New Orleans 11/21/12 21 vs. New Orleans 11/21/12
Three Point Field Goals Made 9 vs. New Orleans 11/21/12 9 vs. New Orleans 11/21/12
Three Point Field Goals Attempted 13 vs. New Orleans 11/21/12 13 vs. New Orleans 11/21/12, teraz tak jego rekordy wyglądają... West jest po prostu najlepszy w tej Indianie. Ile bym oddał za niego... I usłyszeć bezcenne 'END ŁAN' przy rzucie! George swoją drogą mecz życia, a Hipcio zablokował wszystko i wszystkich. Pierwsze TD w karierze... Cud, że skuteczność 3/12. TO BYŁ MECZ CENTRÓW! Stephenson w S5, takie gorące nazwisko, co to nie grało nic rok temu... Bieda w Indianie. Hill na PG trochę mi śmierdzi... Nie pasuje tam... Dla Greena mecz bez hajlajta to mecz stracony. Psycho T jak zwykle rozpierała energia i gonił Lopeza w osobistych. Mahinmi i DJ zupełnie niewidoczni. Oj biedna Indiana...

Sędziowanie jak zwykle po chu*u... :D Monty z technicznym musiał skończyć...Standard z tymi oszustwami, cała liga kupiona pewnie... 

Jak Davis nie wróci na piątek, to będzie dramat. Gokart zje wszystko i wszystkich. Phoenix zawsze ciężkie, a tak słabe Phoenix będzie jeszcze cięższym przeciwnikiem...



I coś do posłuchania: 


środa, 21 listopada 2012

Game 9 vs. New York Knicks




Pojedynek najstarszych (wszyscy rozpoczynają swój setny sezon poza Copelandem) z najmłodszymi! Tak to było zapowiadane! Do tego wszyscy ostrzyli sobie ząbki na pojedynek Camby'ego i Davisa ( :D ), bo Mewa jest często porównywany do wybitnego Marcusa, ale...

Blałałty, wszędzie blałałty... W pojedynku Nowych drużyn lepsi ci z Jorku. Gdzie ci Hornets, którzy w tak fatalnym poprzednim sezonie potrafili tak fajnie bronić? Ten wcale nie jest lepszy, bo już z 3-6 nie da rady się wygrzebać (NOEL PRZYBYWAJ), a do tego obrona pozostawia wiele do życzenia. Gdyby tylko Knicks dłużej pograli swoim pierwszym składem na pewno rzuciliby z miliard punktów więcej. Na szczęście był Novak, który okazał się przyjacielem, nie wrogiem i rzucił tylko dwie z czternastu trójek.

Jeszcze raz zapytam, gdzie ta słynna obrona, gdzie obrona z zaangażowaniem? Wrzucili 14 trójek. No dobra, raz na rok to nawet kura... Problem jest taki, że w poprzednim meczu, CO CIEKAWE PRZEGRANYM, z Bucks, przeciwnicy wrzucili 13 trójek. I dalej, Thunder sypnęli ich 14 w meczu przed Milwaukee. Co będzie teraz? Indiana zarzuca Hornets trójkami? Taka defensywa to rzecz niedopuszczalna dla drużyny, która NIE MA ofensywy. Gordon raz wiadomo, Larry Johnson też nie zagrał, ale znów wypadła Mewa. Chyba grał w kręgle z Bynumem, ale on z kolei zrobił sobie coś z kostką. Monty ma szczęście do takich zawodników, nie ma to tamto.

Mecz jeszcze jako tako wyglądał do końca drugiej kwarty (pierwsza kwarta MELO vs. Hornets TRAGEDIA, ale 2q to ładny powrót już, poza samym startem, bo jak można na samym początku stracić piłkę nie wychodząc z własnej połowy?). Potem była brutalna rzeczywistość, bo Nowy Orlean nie miał żadnych argumentów. ŻADNYCH. Nawet Matt Carroll nigdy nie pomoże, BO JEGO KONTRAKT ZOSTAŁ WYKUPIONY HURRA!!!!!!!!!!! Jedyna dobra wiadomość tego spotkania!

Wesley próbuje żartować na majku, ale mu to nie wychodzi. Bo kto by się zaśmiał z żartu, że Camby ma 75 lat... Ehh Davidzie Wesley'u jesteś przykrym człowiekiem. Kent Brockman za to przyznał mi rację, co do tego, że Hornets przegrali ten mecz głównie prostymi pudłami z pod kosza. No przecież tak marnie nie można...

PRZEJŚCIE

AMINU - Regres WIELKI w porównaniu z początkiem sezonu. Nie dał rady Anthony'emu w obronie, a w ataku nie istniał. Oczywiście zaliczył dwie magiczne kontry, jedna ze stratą (Kidd złodziejaszek), a drugą z faulem w ataku...
ANDERSON - Anderson w S5 to chybiony pomysł... Rzuca tam te trójki na siłę, swoje punkty zawsze chyba dołoży, ale to jest zawodnik na drugie garnitury. Pozbiera piłki, bo jest olbrzymem, ale w takich meczach na nic się zdaje jego pomoc. No i z drugiej strony dziś musiał forsować strasznie, więc chyba można mu wybaczyć. Oby na Pacers wrócił Davis. 
LOPEZ - NA CH*J TEN PAJAC? Czemu Monty chciał go ściągnąć? Oddać go czym prędzej do D-Leauge, albo wymienić na kilku graczy z Polski. Mam olbrzymią awersję na jego grę, na jego ruchy, na jego fryzurę, którą tak pielęgnuje w trakcie meczu. Do tego zepsuł swoją serię, bo zebrał pięć piłek zamiast czterech. Ręce mi opadają, ale wygląda na to, że będą opadały jeszcze długo. I co z tych 4 zbiórek ofensywnych, co z tego 5/7 jak to jest największy MARNIAK w tej lidze? Zjadł go nawet 100 lat starszy i 98 lat lepszy Sheed. Pokuszę się o stwierdzenie, że i ja bym go zjadł, a nawet zjadłby go Czarek Trybański. Dobrze, że chyba sam to zrozumiał i zrzucił się szybko za faule...
RIVERS - Woooow najlepszy mecz punktowy w karierze, to chyba zasługa tego, że biegał za nim Kidd (i tak 3 razy szybszy, ale dawał mu fory)! KOZAK! Fajnie że wreszcie nie rzuca z gry 5%, a 50, no ale jak z taką kupą chodził na linię osobistych to byłem przerażony. Zastanawia się teraz przed każdym (rzutem, nie FT), ale nie może się bać! No i oczywiście kto jak nie on, skończył serię trójek w drugiej kwarcie. MUSIAŁ.
VASQUEZ - Na plus tylko to, że rzuca już na trochę wyższym procencie. Tym razem nie dowodził grą tak, jak to ma w zwyczaju. Czy grubasek tak na niego zadziałał?
SMITH - Lopez szybko leciał za faule, ale Smith to chyba już w ogóle nie chciał grać. Jak zwykle osobiste na plus, ale nie trafił żadnego ze swoich rzutów. Czas zacząć się martwić?
HENRY - Tak biednie roster już wygląda, że Henry musiał wbijać już w pierwszej kwarcie. Niestety, przez te 19 minut nie dał żadnych podstaw do tego, aby dłużej grać. 
MASON - Chyba chciałby zagrać w Knicks, bo tam bardziej pasuje wiekiem. Widać nie chciał im przeszkadzać w zwycięstwie. 
MILLER - Monty bał się go poczęstować większą ilością minut. W sumie się mu nie dziwie, ale mógł go dać na SG, a nie od razu do bronienia Melo. Efekt - w 1.54 na boisku Hornets byli -8.
ROBERTS - Ależ dał popis w drugiej kwarcie. Trzy trafione trójki z rzędu, no i dał prowadzenie. Niedługie, ale było, a to już coś. Ale on tak dobrze gra tylko wtedy, kiedy nie ma na boju Vasqueza. Jak już spada na SG to nie to samo. No i te spudłowane rzuty na CZYSTY kosz. Coś nieprawdopodobnego.
THOMAS - Też młodziutko wbił, ale za to JAKO TAKO bronił na Anthonym. Jeśli można to było nazwać bronieniem na nim, ale na pewno wypadł najlepiej ze wszystkich defensorów na Meloszu tego dnia. W przeciwieństwie do Henry'ego pokazał zaangażowanie i chyba będzie bronił częściej tych najlepszych SF. No i raz chciał ładnie przyflopować, aby wyrzucić z boja Chandlera :D. 

Brewer, to jest tylko jeden i nie jest to Ronnie (Ronnie też jest tylko jeden). Melo rozjechał wszystko w pierwszej kwarcie, a bronili na nim wszyscy zawodnicy Nowego Orleanu włącznie z Montym. Nie poskutkowało. Zdarzyła mu się masakryczna cegła, ale kto mu zabroni? Nie było sposobu, a Melo mógł sobie wypoczywać z uśmiechem na twarzy po pierwszej połowie. Chandler wrócił na swoje stare śmieci i pozabierał wszystkim te piłki, które należały do niego. Nawet grubcio Felton skarcił Hornets... Te pięć trójek... jakim cudem? AAA no tak, jak pięciu na boisku broniło na Anthonym... Kidd tą swoją opaską ROZPIER*ALA SYSTEM! Sheedowi zdarza się jeszcze forsować jakiś rzut, ale jemu to akurat bym nie zabraniał. Fajny powrót lubianego zawodnika. Smith zaczął cegłami, ale potem pociągnął drugi garnitur trafiając jakieś przypadkowe rzuty. Z Novaka to już beka, rzucał na siłę, ale w końcu coś tam wrzucił. Wraz z Linem coś z niego odeszło. Camby powinien wylądować z Heat, a nie w Knicks... Prigioni w tym wieku nie powinien lądować nawet w NBA, no ale to Knicks. Średnia wieku 48 lat. A może to recepta? Taki fajny start... Paczuszka White'a palce lizać, a Copelanda trzeba zabrać do fryzjera. Razem z Lopezem pajacują. Stern powinien jasno określić jakieś zasady fryzjerskie.

Czekam także na powrót do gry Barona NAJLEPSZEGO JEDYNEGO SŁUSZNEGO DAVISA. Iman też niech się kuruje, ale czy znajdzie się jeszcze miejsce dla Stata? Nie popsuje im chemii? Na te i inne pytania NIE ODPOWIEM!

Gwizdki oczywiście przeciw Hornets, szczególnie sam początek. Serio... Potem sędziowie nawet nie musieli nic gwizdać, bo nie było żadnej potrzeby. Walec sam dokonał dzieła zniszczenia.

No i czas w back2back na Indianę. Mecz o paskudnej porze, bo o 1. CO JA NIBY ZROBIĘ... Nie spodziewam się fajerwerków, a obawiam się meczu o stanie punktowym 53-51 dla Hornets. To może być katorga, a Mewunia może nie zagrać. 


I coś do posłuchania:




niedziela, 18 listopada 2012

Game 8 vs. Milwaukee Bucks




3-5. Taki start sezonu. Kilka lat temu po takim starcie poleciała głowa Byrona Scotta, co było wielką głupotą i niekompetencją ówczesnych władz Hornets. Gdyby w tej sytuacji zwolnili Monty'ego to chyba podziękowałbym tej drużynie :). Mimo iż porażka z tej nocy była z przeciętnymi Bucks (każdy przeciwnik ma dzień konia z NOH, pewnie jakby chcieli to by trafiali rzuty z połowy...), którym jednak trzeba przyznać, że wychodzi sam początek sezonu. Spokojnie, Hornets niedawno byli 8-0 i nikt im pomników nie stawiał. Zaraz wróci ceglenie BJ i Monciaka, a biali (wiadomo kto jest biały, a kto czarny) nie będą potrafili skakać.

Bo jak można przegrać z Bucks to raz, ale rzucając 53% z gry? Kurna, ekstra procent, co mogło pójść nie tak? No, ale nie da się wygrać nie zbierając przez większość meczu w ofensywie i pozwalając na miliard takowych przeciwnikom (dwie siatkarskie akcje pod koszem Hornets, co najmniej z 7 czy nawet 8 w ofensywie...). Fajnie że pozbierali pod koniec 4 kwarty, ale to nie wystarczy. No i 20 strat, Monty po tych początkowych był w szoku. To jest już chyba wystarczająca odpowiedź na niepowodzenie. Plus olbrzymi fart graczy z Milwaukee. Trójki rzucane seriami i po prostu nie pozwolili zbliżyć się zawodnikom z Nowego Orleanu na bliską odległość.

Mimo wszystko cieszy to, że Hornets nie zapomnieli jak się rzuca 100 punktów w meczu. W zeszłym sezonie takie mecze były totalną rzadkością, a w tym wygląda to już dużo lepiej jeśli chodzi o ofensywę. Szkoda, że tej nocy w parze nie szła z tym defensywa (asysty pod kosz Bucksów JAK W MASŁO). Zabrakło w tym elemencie trochę Davisa i co ciekawe Riversa. Nie mówię już o samej końcówce, w której NIE MIAŁ PRAWA grać (i nie grał), ale spodziewałem się, że pokaże choć trochę umiejętności defensywnych na Monciaku. Został jednak przeszkolony jak taniutka dziwka i nic dziwnego, że jest na razie 'tylko' starterem, człowiekiem pierwszym do zmiany.

PRZEJŚCIE

AMINU - Po co biegasz do kontr sam jak palec? Nie gonią cię lwy na sawannie. Ani psiarnia na blokowisku. Ogar! Głupie straty niestety są bardzo na minus w tym spotkaniu. Pojedynek Chief vs. Harris dupy nie urwał, bo nie miał prawa. Zastanawiam się, jak można nie było wygrać tego meczu, bo Aminu trafił pierwszą trójkę w sezonie (cały dzień chodzę na galowo, w końcu takie święto)! Tego najbardziej u niego brakuje, bo paczki jak zwykle full opcja. Do tego ta czapa na Dalembercie. HAHAHA zjadł go i wypluł, a i tak nie otarł się o TOP65 akcji danej nocy. 
DAVIS - Ogarnij się Davis. Jak można takie słabe mecze przeplatać z tak świetnymi? Wreszcie poprawiona selekcja rzutowa, fajnie dostawał się na linie rzutów osobistych. Te dwie akcje and1 w samej końcówce poderwały mnie z fotela, no ale w defensywie trochę nie ogarniał. Do tego +/- najniższy z całej drużyny nie świadczy dobrze. Nadal zdarzają się mu głupie podania, więc o triple-double z asystami może pomarzyć. To podanie do jednej z reklam było mistrzowskie! Aaa i te 11 zbiórek, to ma być co mecz a nie od święta. 
LOPEZ - Przedostatnio jedna zbiórka, ostatnio dwie zbiórki. Proste, że tej nocy musiały być trzy. Strach pomyśleć co będzie, jak ta seria będzie kontynuowana. Drżyjcie rekordy NBA, Lopez the Rebound nadchodzi! Batman już go woła żeby wsiadał! TRZY JE*ANE ZBIÓRKI NA PROPSIE ROBIN. Wstyd taki sam na tablicach jaki przynosi Brook. A mecz zaczął tak fajnie... W końcu 2/2 po indywidualnych piruetach to nie przelewki. 
RIVERS - Dobrze, że nie jestem człowiekiem nerwowym i nie obudziłem swoich ziomków podczas tego meczu. RIVERS MARNIAKU. Z jakiej paki Monty pozwolił ci grać w tym meczu jakiś czas na rozegraniu... Ta panika, gdy nie wiesz co zrobić z piłką... Musisz robić kroki w każdym meczu...? Pewnie jesteś sabotażystą w drużynie i tylko marzysz o grze dla tatusia... Ch*j strzela już czasem na to jak on gra... POBÓTKA ZIOMÓŹ. 
VASQUEZ - Sędziowie szybciutko zwietrzyli to, że Generał będzie bronił fest na BJ. Bo jak inaczej nazwać faul na akcje 3+1? Potem jeszcze jeden faul znaleźli i do boksu. Dobrze jednak, że ci gracze się ziomkują i Jennings jakiś czas później pozwolił Vasquezowi na tę samą akcje. Najpierw Miller, teraz Vasquez. Czy to znak, że akcje 3+1 będą już co mecz? No i do tego mistrzowskie 11 asyst. Asysty - produkcja dystrybucja masturbacja! 
ROBERTS - Już nie ten sam Niemiaszek co na początku sezonu. Coraz fajniej zastępuje Greivisa i coraz mniej się martwię o to, co zrobi z piłką. 
MASON - Nie czai się. Ma piłkę i rzuca, bo czuje się dobrze. Pokazuje środkowego palca (mamy tam staw międzypaliczkowy wzmocniony więzadłami pobocznymi, które zapobiegają ruchom odwodzenia i przywodzenia oraz przeprostom - KOLOKWIUM Z ANATOMII) tym gagatkom z ESPN co go nie dali do ESPN500. Piz*y z Los Angeles...
ANDERSON - Nic na siłę, a na prawdę będzie dobrze! Cel osiągnięty, bo jest najczęściej rzucającym (rzucającym, nie trafiającym) graczem za 3 w lidze. Dramatyczną czapę dostał w samej końcówce i co by nie mówić, tym i jeszcze jednym rzutem zepsuł CAŁY MISTERNY PLAN. Gdyby tylko był w tym miejscu Ayon... To na pewno nie miałby piłki w tak ważnym momencie meczu i nie rzucałby trójek jak głupi. No, ale też nie dorzuciłby chyba 20 punktów... I nie miałby miliarda in n outów... W NBA TAK TYLKO ANDERSON. 
SMITH - No, nawet często dostaje się na linie, jest w tym systematyczny. Szkoda, że gdy wyskakuje, to nie potrafi wpakować alleya z góry. Tu potrzebny jest Chris Paul, który nauczyłby tego nawet Davida Wesleya. 
MILLER - Jakie miasto taki Leszek Reggie Miller. 100% za trzy. Mam nadzieję, że będzie pewniejszy i będzie częściej rzucał w meczu. Wyleczył Henry'ego z grania. 

Tobiasz Harris nie może trafiać w takim meczu. Ersan marny Turek wymuszał szarże... Sammy start przyzwoity, ale jak go zgasił Aminu to już nie wrócił do świata żywych. Ellis czarował tymi swoimi głupkowatymi rzutami. Raz skręcił się o 360 stopni, zaraz potem 720. Słyszałem, że idzie na rekord i żachnie 7800 stopni. No i wygrał w końcówce tymi rzutami z jednej nogi (w nodze znajdziemy staw krzyżowo-biodrowy, staw biodrowy, staw kolanowy, staw piszczelowo-strzałkowy, staw skokowy górny i staw skokowy dolny). SZLAG. Jennings wygląda zupełnie inaczej niż w zeszłym sezonie, czyli lepiej. Nie cegli już masakrycznie i potrafi podać. No i żeby wygrać, musiał być na parkiecie aż 40 minut. Dunleavy'ego chyba przemilczę... Czy nade mną wisi jakieś fatum, że ZAWSZE jakiś marniak musi zacząć rzucać? CO ROBIĘ NIE TAK? CZEMUUUUUUUUUUUUU. Do tego przed meczem przepowiedziałem Udriha jako kata Nowego Orleanu. I jak sam początek miał mierny, tak w czwartej kwarcie musiał odpalić trójki... Sandersowi muszę podziękować za osobiste, ale zganić za te bloki... Daniels ma najlepsze zdjęcie na TV Companion, bo to zdjęcie jego siostry bliźniaczki. Nawet ten ćpun dorzucił trójkę... Udoh mógł zostać bohaterem i przyznać sporną piłkę dla Hornets. Nie zrobił tego i zostanie potępiony... A Henson na razie mało gra, jak na pick w pierwszej dziesiątce draftu. 

Gwizdki oczywiście dla gospodarzy... W czwartej kwarcie myślałem, że nie zobaczę ŻADNEGO faulu ze strony Milwaukee. No i w sumie Bucks rzucali osobiste 24 razy, a Hornets tylko 22. Przypadek? I piłka sporna jak zwykle do Bucks. Trzeci raz w tym sezonie poszła już do przeciwników w takim samym momencie meczu. No nic, czas zbierać hajs na wtorkową kopertę. Ligi fair play nie da się wygrać, trzeba robić machloje. 

Bucks druga drużyna wschodu, to teraz czas na pierwszą, Nowy Jork Niks. Będzie ciężko, ale nie ma rzeczy niemożliwych. Koperta gotowa, a ja czekam na pojedynek Carroll Davis vs. Anthony. Czy Melo nauczy czegoś Mewę?


I coś do posłuchania:


sobota, 17 listopada 2012

Game 7 vs. Oklahoma City Thunder




Mecz rozstrzygnięty już w pierwszej kwarcie... Thunder po prostu przejechali się po Hornets. Ten mecz był bardzo traumatycznym przeżyciem, ale można było się tego spodziewać. 7-0 na samym początku już nie wróżyło zbyt dobrze, a do tego pierwsze punkty w meczu zdobył Perkins. Do tego im wszystko wpadało, szczególnie na początku, a mecz zakończyli rzucając 'tylko' 54% z gry. Tylko, bo gdyby wciąż grali pierwszym garniturem, na bank mieliby coś koło 99. Marniaki straszne wszystko farciły... Krew mnie zalewała jak co chwila wpadały trójki od Martina, Duranta i Sefoloshy. No i te 100 punktów stracone po trzech kwartach. Z Houston po 4, z Thunder po 3, to z Bucks stracą już po 2? GDZIE JEST DEWENZYWA?

Monty wszystko sobie poukładał w trakcie i wiedział, że mecz nie jest do wygrania, bo Hornets przegrywali nawet 30 punktami. Wiedział, że następnego dnia czeka go mecz na wyjeździe z Bucks, więc postanowił obdzielić wszystkich minutami po równo. I tak kilku zawodników z ławki zagrało po 20 minut, a żaden z podstawowego składu nie zagrał 30. Nie było najmniejszego sensu w forsowaniu przeciw tak przeciwnikowi.

Jedyną rzeczą, z jakiej mogę być zadowolony, to fajna gra rezerwowych, którzy w ostatniej kwarcie podciągnęli trochę wynik i wyglądali dużo lepiej od rezerwowych Oklahomy. A rzeczą z jakiej jest zadowolony trener Brooks, to to, że Thunder lwią część rzutów mieli asystowanych. Gdzie była w tym meczu defensywa zapytam raz jeszcze...

David Wesley miał podczas tego meczu urodziny, ale zabrakło na jego cześć efektownych layupów. CAŁA OTOCZKA TEJ UROCZYSTOŚCI MARNA. Tęsknie straszne za normalnym komentarzem... Wróćcie już, to już nie jest śmieszne...

PRZEJŚCIE

AMINU - Bronił na Durancie, tak jak można na nim bronić, bo wiadomo, że Kevin potrafi sobie poradzić z każdym, no ale zrzucili go za dwa szybkie faule do boksu.
DAVIS - Nie mógł sobie poradzić, gdy dostawał piłkę, a był plecami do Martina czy Sefoloshy. Ibaka parę razy przeszkolił go w defensywie. Smutno wygląda jego procent rzutowy, a mecz zaczął tak przyzwoicie... Chociaż zbiórkowo wyglądał fajnie, ale to zasługa będącego w hali P.J. Browna KRULA ZBIUREK. 
LOPEZ - Dwie zbiórki. NIE MA O CZYM PISAĆ. Już po pierwszej akcji w meczu widziałem, że będzie dramat. Po tym jak dostał piłkę od Davisa, a ta mu wypadła między nogami... Na plus to 12 punktów, jako jedynego startera z Nowego Orleanu. No ale nadal, DWIE ZBIÓRKI?
RIVERS - Tak mądrze się wypowiada we wszelkich wywiadach, ale na mecz to chyba mózgu zapomina, bo kilka bezsensownych wbitek zalicza jak zawsze. Poza tym, wreszcie udaje mu się trafić za 3!
VASQUEZ - Szkoda, że nie pograł więcej, to mógłby na luzaku rozdać z 10 asyst. Fajnie się oglądało przez cały mecz jego pojedynki z Westbrookiem, skwitowane na koniec faulami technicznymi. Generał nie daje sobie w kaszę dmuchać i z frajerów trzyma krótko. 
MILLER - Szybko zastąpił Aminu na pozycji SF i od razu przyszło mu bronić długie minuty na Durancie. Niestety, sędziowie także go demotywowali, bo gwizdali na niego co chwilę. Mimo to, dawał radę, zaliczył przechwyt w swoim stylu. No i dzięki niemu, mogliśmy oglądać w Nowym Orleanie pierwszą akcje 3+1. Jakie miasto taki Ray Allen!
ANDERSON - Czy nie mógł mieć 3/3 za 3 w meczu z Rockets? No czy na prawdę było to takie trudne? Najlepszy strzelec tego meczu z Hornetów. Szkoda, że taki chimeryczny. 
MASON - Wcześnie w drugiej połowie zastąpił Riversa i pokazał się z bardzo dobrej strony. Jak na dziadka w tym zespole, to ładnie przemieszcza się w akcjach ofensywnych i non stop szuka sobie czystej pozycji do rzutu.
SMITH - Takie mecze są dla niego, jak może wbić i swoją energią zjeść Thunder. Odważnie wbijał na kosz, nie bał się przepychanek z czterometrowym drzewem z Afryki. A do tego ten blok na Durancie. PALCE LIZAĆ! Zaraz zaraz, czemu nigdzie nie ma tego bloku? :(
ROBERTS - Bez zastrzeżeń. Gdy tylko dostanie większe minuty, to potrafi je bardzo fajnie spożytkować. Jest coraz pewniejszy rzutowo, nie boi się odpalać z dystansu. Do tego asystuje na bardzo wysokim poziomie.
THOMAS - Nawet trochę pograł. Oczywiście pierwsze punkty w meczu musiał zdobyć z osobistych, bo przecież inaczej nie potrafi. Dobrze widzieć, że Monty o nim pamięta. 

Durant 9/12, wyglądał jakby rzucał na treningu. Do tego w tym sezonie bardzo dużo zbiera i całkiem sporo asystuje. Ibaka to największa gnida i zawodnik którego nie zdzierżę już chyba nigdy :(. Perkins to łak, bo jak inaczej wytłumaczyć to, w jakie dyskusje wdał się z Montym tuż po tym, jak zaczęli prowadzić 30 punktami. Jego gra dupy jednak nie urywa. Robin więcej zebrał! Sefolosha zwietrzył szansę, w odejściu Hardena, ale zapomniał chyba, że pojawił się Martin i nadal jest starterem tylko z zasady. Westbrook jak zwykle w meczach z Hornets chciał im pomóc jak tylko umiał. Pudłowane rzuty, forsowanie na całego. W końcu wymęczył double double, gdzie, przy 11 rzutach z gry (10 punktów) rozdał 12 asyst. Ale to chyba nikomu nie sprawiło by problemu, bo po prostu podawał na obwód do Duranta czy Martina i sprawa była załatwiona. Niemniej jednak dzięki Russell. O Martinie już pisałem, bo zawsze jakiś nołnejm wystrzela Hornetów biednych. Cud że pod koniec przestał trafiać, a zaczął rzucać na siłę. Thabeet potyka się o własne nogi i grał z ptasią sraką na głowie. Czy co to było. Jest tak duży, że nie musi skakać do zbiórek... Perry Jones na początku zagubiony i szkoda, że wchodzi dopiero, jak mecz jest już rozstrzygnięty. No i strasznie żałuję, że przepadł na razie gdzieś pan Lamb. Chyba za tłoczno dla niego w Oklahomie. 

No i gwizdki. Jawna kpina :(. Marne że o matko. Monty kręcił głową na te cuda wianki. Brak flagranta, albo chociaż technicznego dla Thabeeta to KPINA KPINA. To że jest z Afryki to nie znaczy, że z taryfą ulgową może lecieć. Goaltending bardziej niż oczywisty, ale oczywiście bez gwizdka. Już ja to widzę, jakby sytuacja się odwróciła. Do tego gwizdali każdy kontakt na Durancie, a jak Ibaka wjeżdżał we wszystkich to bez gwizdka. Vasquez nie dostał oczywistej wręcz kontynuacji... Montemu od kręcenia prawie głowa odpadła...

Czas na back2back z Milwaukee Bucks. Będzie mega ciężko, bo Bucks są na fali. Mecz jest o mega zwalonej porze, bo 2.30. Z jakiej paki na wschodzie mecze są tak późno? Generale, trzeba zatrzymać Jenningsa!


I coś do posłuchania:


piątek, 16 listopada 2012

Game 6 vs. Houston Rockets




Z kim jak z kim, ale żeby wtopić z Rockets... Mecz był na wyciągnięcie ręki, początek był wymarzony, potem nie jestem pewien co się stało, bo aż wstyd o tym mówić. Hornets po prostu stanęli w miejscu, defensywa była tragiczna, bo jak można w jednej kwarcie stracić blisko 40 punktów, a w całym meczu aż 100? Do przerwy przegrywali aż 19 punktami... Mecz mógł być już przegrany, ale Hornets pokazali pazur. Doszli już w samej końcówce na 2 punkty. Na 2 punkty! Ładna pogoń, nie powiem, no ale wtedy musiał ten przypadkowy zawodnik, jakim jest Parsons (Ayon>Budinger>Parsons) trafić tak ciężki rzut... Załamka... było tak blisko...

Tak obawiałem się, że Harden trafi w swój mecz. Trafił. Tak się obawiałem, żeby się nie obudził... Obudził.  Początkowo nawet bronił na nim Aminu, co było świetnym rozwiązaniem, ale z czasem Aminu się rozpłynął, nie wiem do końca gdzie się podziewał, a Hardena bronił każdy inny zawodnik. Ten eksperyment nie wyszedł. Specjalnie na ten mecz została dokonana wymiana Warrick na Carrolla. Wymiana na linii Charlotte Hornets! Carroll miał być odpowiedzią! Nie był... To kluczowy element w walce o mistrzostwo, ale na razie nawet nie było go meczowym składzie... Tak serio, to nie widzę żadnego sensu z tej wymiany. Może chcieli dodać jakiegoś białego zawodnika do rosteru, żeby nie zostać posądzonym o rasizm? Już lepiej za Warricka mogli wyciągnąć MKG + Kembę... Ale nie, lepiej białego Karola...

Rockets jak i Hornets nie potrafili zbytnio zbierać w ataku, za to trójek narzucali w sumie aż 18. Szkoda, że lwią część jakieś marniaki z Hjuston (czy. Toni Daglas LOL).

I jeszcze zażalenie na Wesleya, który nie ogarnia jeszcze majka. Miał pretensje, że Rivers podawał, kiedy mógł wykonać layup. LAYUP. Wiadomo panie Wesley, że pan by rzucał nawet za 3 layupem, bo inaczej pan nie potrafi, ale proszę zostawić tego zawodnika w spokoju. Dziękuję!

PRZEJŚCIE

AMINU - Dostał czapę od Asika, a zaraz potem mu oddał. Aminu nie przebiera w środkach jeśli walczy z Turkami. Szkoda tylko tego setnego już w tym sezonie, nietrafionego wsadu... 
DAVIS - Jakiś taki zagubiony, latał trochę jak dziecko we mgle i nie mógł odnaleźć się w ofensywie. Patterson ładnie na nim bronił, a Anthony nie mógł rozwinąć swoich brwi. Na szczęści o bloki można być spokojnym. Co ciekawe, częściej zdarza mu się blokować jump shoty, a nie rzuty spod kosza!
LOPEZ - Zebrał jedną piłkę. Nie ma o czym gadać. 
VASQUEZ - Zaczął rzucać, zaczął trafiać. WRESZCIE! Piękny mecz w jego wykonaniu. W pewnym momencie zamarłem, bo zrobił sobie kuku w kostkę, ale przeżył. Operacja w trakcie meczu się powiodła! W końcówce swoimi trójkami dał Hornets nadzieję. Niestety się nie udało, ale za ten mecz wieczny props. 24 punkty! Rekord kariery! Asysty magiczne, ale w końcu to szkoła nowoorleańska! Trzeci asystent w lidze! 
RIVERS - Kłaniam się niziutko, bo trafił swoje pierwsze trójki w tym sezonie. Szósty mecz, Rivers typowy shooter, ale lepiej późno niż wcale. Po raz pierwszy rzucił też nawet 10 punktów. Myślę, że wiemy do kogo powędrowałby tytuł MVP meczu. Nadal gubi kozły... Nadal gubi głowę...
ANDERSON - Pojawił się w TOP10! Szkoda, że bez game winnera, ale ten rzut nad tablicą palce lizać. Ogólnie, to ogarnia rzuty za 2, ale za 3 to dziś ceglił niemiłosiernie. Kto mu pozwalał rzucać? 2/10 za 3... rzuty z dupy... Miałem ochotę go za to ubić... 7/9 za 2, rzuty nie z dupy. Skupiłby się na grze bliżej kosza. Propsowane 12 zbiórek, bo jako jedyny coś pozbierał. Propsowane ogarnianie zegara 24 sekund, szybko wypuszcza piłkę z rąk kiedy trzeba. Głupiomądry... :D
ROBERTS - Niewidoczny do drugiej połowy. Miał swój moment, był dwa rzuty on fire (jeśli można być dwa rzuty on fire) i miał trójkę już na ręce. Prawie wpadała... Wtedy NOH na pewno by wygrali...
MILLER - Biega za piłką wszędzie, chwała mu za to! Tym razem się nie narzucał, ale pokazał, że może być świetnym stopperem z ławki. 
MASON - Chyba Monty chce go wystraszyć pojedynkiem o miejsce w składzie z Carrollem. Mało minut, bez szału. 
SMITH - Stoczył nieciekawy pojedynek ze Smithem z Houston. Same nazwiska pozwoliły mi na ocenę tego marnego pojedynku... Smith vs. Smith. Nie mogło być dobrze. Dobrze, że jeden z nich nie ma na imię John. 
HENRY - Dziwne, że gra tak mało. Wydaje się bardzo pewny rzutowo. Ale co ja tam wiem...

Parsons od dziś to mój wróg numer jeden. Jak taki marniak, przypadkowy gracz wzięty z łapanki, najsłabszy SF na świecie, placek nad plackami, rzucający cały mecz 4/14 trafia dwa arcyważne rzuty w końcówce. Głowa mała... Patterson co miał do trafienia, to trafił. Wystarczyło że zatrzymał Davisa i zebrał ostatnią piłkę w ataku... Asik to gnida, tylko by wsadzał z góry, a trójki to nie ma komu rzucić. Wracaj do Ankary. Harden magicznie wszedł w mecz, bo od paru cegiełek, ale potem grając z taryfą ulgową u sędziów wbijał pod kosz aż miło. Albo to Hornets go puszczali, dając mu się odkuć. Albo to i to. Tej nocy także beka z Lina, bo gra marnie. Ale tylko tej nocy. I tak w ASG zagra. Delfino na szczęście nic nie trafił, Douglas to kutas najgorszy najwstrętniejszy do tego... Co on robi w tej lidze... Ma czelność karcić Hornets swoimi marnymi trójkami... No farcił niemiłosiernie te rzuty z dupy. Wtórował mu Morris który w ogóle jest najgorszy. Czemu tej nocy zaczęli trafiać... No i czemu nie gra pan Jones, czemu nie gra pan White?

A propos Hardena: 


MUHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAH ZNALEZIONE NA 6TYM GRACZÓ :D :D :D MISTRZ

Gwizdki niestety pod gospodarzy, jak wspominałem, Harden z taryfą ulgową, dostawał te kontakty jakie chciał... Przekupni ci sędziowie, nie gwizdali nawet kopniętych piłek... :(

Tej nocy czas na OKC! Szykuje się wybitny pojedynek. Davis zje Ibakę, wierzę. Aminu nie zatrzyma Duranta pewnie, ale Carroll ma szansę. CZEKAM! Czekam na niespodziankę. JAZDA Z KUR*AMI HEJ HORNETS JAZDA Z KUR*AMI


I coś do posłuchania:



sobota, 10 listopada 2012

Game 5 vs. Charlotte Bobcats




Wiwat ten mecz! Wiwat, że Hornets pokonali tak arcytrudnego przeciwnika. Wiwat, że wrócił Davis i Rivers. Miałem poważne obawy przed tym meczem, że jednak coś pójdzie nie tak, że mecz z 76ers zostanie im w bańkach. Na szczęście się pomyliłem, a Nowy Orlean rzucił więcej, niż 62 punkty! Co ja mówię, 62 punkty to rzucili w prawie 2 kwarty (przewaga +10 po połowie to jest coś!). To jest coś, czego nie uświadczyliśmy zbyt często w zeszłym sezonie. 107 punktów! Takie mecze obchodziło się szerokim łukiem, a tutaj niespodzianka.

Hornets praktycznie od początku przejęli kontrolę nad tym meczem i trzymali się jakiejś wyśrubowanej przewagi. Gdyby nie Gordon, to Bobcats dawno by popłynęli. TAK JEST GORDON ZNÓW RZĄDZI W NOWYM ORLEANIE, COŚ NIEPRAWDOPODOBNEGO, HALA SZALEJE, KIBICE GO KOCHAJĄ, TRENER DAJE MU PIŁKĘ DO RĄK. CZYŻBY TO KONIEC JEGO PROBLEMÓW Z KOLANAMI? W KOŃCU TRYUMFALNY POWRÓT, 32 PUNKTY. WUUUUUUUUUUUUUT! Szkoda, że tym zawodnikiem był Ben, a nie Eric... Pomarzyć zawsze można...

Oby zdrowie dopisywało Davisowi jak najdłużej, bo jest zauważalna różnica gdy gra, a gdy jest nieobecny. Riversa zbytnio nie odnotowałem, no ale zdrówka zawszę życzę!

PRZEJŚCIE

AMINU - Początek marzenie, trafiał co miał do trafienia, a potem ucichł ofensywnie, bo w defensywie non stop miał coś do powiedzenia. Wiedział kiedy się przypomnieć punktowo, bo trafił ważne rzuty spod kosza w końcówce (wsady a jak!). I mecz dla niego nie byłby pełny, gdyby nie zaliczył każdej statystyki. KRUL.
DAVIS - Powrót Królewskiej Brwi. Mecz miodzio, choć miewał problemy. Szczególnie początek cichutki, na miernej skuteczności i bez ogólnego ogarniania. Za to później grał jak z nut i za każdym razem gra tak, jakby był w tej lidze kilka lat (i zaczyna być nowym targetem innych zawodników, tej nocy mocno poniewierany przez wszystkich...). Tym razem gorzej czuł się na półdystansie, ale już pod koszem dawał radę (nawet gdy wypadła mu piłka z rąk to trafił - w TOP10!). Zdarzyło mu się, że Biyombo go blokował, ale sam także potrafił odpłacić się blokiem. Pięć bloków! NAJS! 23 punkty! NAJS! 11 zbiórek! NAJS! I dowiedziałem się, że nie jest automatem z linii rzutów osobistych, bo tej nocy spudłował swoje pierwsze rzuty. Tęskniłem, a najsmutniejsze jest to, że był już gotowy mentalnie na 76ers... Oj gdyby tylko mógł zagrać...
LOPEZ - Start 3/3 i już miałem wyłączyć transmisje, bo wiedziałem, że jest coś nie tak. Na szczęście się opanował i nie chciał żachnąć się na 100 punktów Wilta. Solidnie gra, więcej od niego nie wymagam. Szkoda tylko, że te piłki w defensywie zbija, zamiast je łapać.
RIVERS - Głowa. Coś nie tak w tej bańce. Nie rzuca nic z dystansu (i tak chwała), ale wbija się zupełnie bez sensu pod ten kosz i oddaje bezsensowne rzuty... Straty to też bierze z kosmosu, bo wbija się jak debil tam gdzie jest najwięcej przeciwników... MATOŁEK, TAKI SAM JAK TEN Z CZATA PO PRAWEJ!
VASQUEZ - Dystrybucja jak zwykle na poziomie, ale rzutowo to zadziwia. In minus... No miażdży, nie wiem co się z nim dzieje.. Nawet osobiste marnował w samej końcówce...
MILLER - Tylko 15 minut, a chciałbym dla niego dużo więcej. Zaczyna trafiać, coś się zaczyna dziać. Dwie trójki, a mogło być jeszcze więcej, bo nie trafiał z czystych pozycji.
ANDERSON - Spłaca się. Rzutowo 10/16. Trójki sypie, że aż miło patrzeć. To się rozumie. Dystrybucja również na wysokim poziomie, a to podanko do Smitha palce lizać. No i przez jakiś czas utrzymywał Hornets z bezpieczną przewagą, bo potrafił odpowiedzieć Gordonowi trójką. OK.
SMITH - Jest mistrzem, znów wbitka, znów wsady, zbiórki w ofensywie, a to wszystko w tylko 5 minut. Czemu tak krótko?
ROBERTS - Wielkie zaskoczenie. Zawsze lubiłem tych wszystkich nołnejmów, ale Roberts prezentował się dotychczas bardzo marnie. Tym razem grał nawet dłużej niż Vasquez! Ale zapracował sobie na to dobrą grą. 7/8! Czuł się bardzo pewnie, floaterki wpadały, dystans siedział (daggerek na około minutę za 3). Asysty miodzio, bo aż 8. Oby to oznaczało lepszą grę od tego folksdojcza.
MASON - Tym razem nie był potrzebny na crunch. I dobrze, nie musi blokować rozwoju Robertsa i Millera.

Bobcatsi przyzwoicie z pozycjami 1-2. Kemba Walker z fryzurą na Didę może nie zagrał oszałamiająco, ale na pewno ogarnia bardziej niż rok temu. Ben Gordon zmiażdżył po prostu, ale pisałem o tym wyżej. 34 punkty i tylko dzięki niemu Bobcats byli w grze tak długo. Session floaterkował jak największy wyjadacz w tej lidze. Ale poza tymi trzema grajkami była wielka pustka. MKG na razie nie gra jak na drugi pick przystało, zaczął soczyście od cegiełek. Mullens się nie wstrzelił i chwała mu za to! Biyombo czaruje w defensywie, ale dalej popełnia głupie błędy (faulował Masona, gdy ten rzucał za 3). Jeff Taylor, dobry grajek z drugiej rundy z draftu powinien wchodzić z ławki, a nie zaczynać w S5. Tyrus Thomas trochę się ośmieszał ofensywnie.

Gwizdanie bekowe, trochę w końcówce nie ogarniali, ale najlepsza akcja była gdy jeden z sędziów został przewrócony :D. A to wszystko przez to, że chciał wziąć udział w przepychance Mullensa i Davisa. Chyba się tego nie spodziewał, bo była strasznie długa przerwa w grze.

Teraz długa przerwa, chyba aż do środy i jazda z Houston w Rockets :D! Oby tylko Harden się nie obudził na ten mecz, a nawet jeśli, to będę spokojny. TYLKO HORNETS!



I coś do posłuchania:


czwartek, 8 listopada 2012

Game 4 vs. Philadelphia 76ers



Jawna kpina, bo z tylu meczy do wyboru o tej porze, ESPN puściło akurat ten. Przecież to była katorga, najokrutniejsza kara, zmusić kogoś do oglądania tego meczu. Powinni za to chłostać. Tego się nie dało oglądać. Mecz paskudny, absolutny kandydat do najsłabszego meczu w historii galaktyki. Hornets upadli tak nisko, że w rankingu NBA spadli już za Liberię i reprezentacje województwa Świętokrzyskiego. Pozycja 75 jest adekwatna! I można dziękować Niebiosom, że nie zagrał Kwame Brown. Nie wiedziałbym co się dzieje..

62 punkty, to niedorzeczne. Nie wyjść z 50 po trzech kwartach, BEKA. Jak już zdobyli ten upragniony 50 punkt byłem bliski otwierania szampana... W NBA Live 2003 rzucałem swoim zawodnikiem 107 punktów. STO SIEDEM. Ich rzucało jedenastu, ja jeden. Ich overall meczowy to chyba 45. Wstyd. SZEŚĆDZIESIĄT DWA PUNKTY. Najniżej w historii... akurat tej nocy... Mogłem to zrzucić na jeden czynnik, ale rano wynik jest ten sam! Niedowierzanie.

Na przyszłość już wiem, że do meczu tych dwóch drużyn trzeba podejść z dużym dystansem, bo co spotkanie jest to samo... Fajna defensywa (76ers kosili w D ładnie), ale mecze odbywają się bez ofensywy (Sixers bez osobistych przez dwie pierwsze kwarty :D). Jeszcze pierwsza kwarta tego nie zapowiadała, bo wszystko w miarę wyglądało przyzwoicie. Nowy Orlean rzucił nawet 19 punktów (przez pierwsze cztery minuty rzucili 2 punkty - wtedy sędzia mógł już śmiało kończyć mecz)! Przez cały mecz procent rzutów wyniósł 33. Czyli nie najniżej! Ale skoro strat naliczono 24 (ja widziałem tych strat z 216, w tym 140 w samej 3 i 4 kwarcie), a trafionych rzutów z gry 23 to coś jest nie tak. Przecież to GRUBA przesada. Oddać przez cały mecz 69 rzutów... I tylko cud, że 76ers to również ogórki, bo mogło się to skończyć przewagą stupunktową. Monty kombinował jak koń pod górę (po co te czasy w końcówce przedłużające katorgę...), Hornets grali nawet lineupem Roberts, Mason, Henry, Warrick i Lopez. Za słabo nawet na DE-League. LOL :D. No i ch*j mnie strzelał, jak nie wiedzieć czemu, czekali z oddawaniem rzutów do ostatniej sekundy...

W meczu nie zagrał Davis i nie zagrał również Rivers. Austin doznał kontuzji na treningu, albo po prostu wyczuwał kompromitacje. Szkoda, bo to mógłby być jego przełomowy mecz. Żartowałem hahahaha. Na jego miejsce wskoczył Darius Miller i w NBA zalicza więcej startów w S5 niż w NCAA... Davis dalej boryka się z problemami z głową. Gdyby to od niego zależało, to zagrałby w tym meczu, ale nowe zasady NBA tego zabraniają. Przez to Monty zapłacił ok 25 tys. dolarów, bo zebrał się na krytykę tego zwalonego przepisu...

Komentarz to tak przysypiał, że na Nowy Orlean wołali Orlando. Wcale się im nie dziwie, też tęsknie za Ayonem.

PRZEJŚCIE

AMINU - Niestety, jemu rzucać z dystansu nie kazano. Spod kosza jak najbardziej, jest przekozakiem, ale widząc, że nie idzie chciał coś ruszyć. Niestety zupełnie mu nie szło i chyba nigdy nie pójdzie tak, żeby seriami rzucał z dystansu. I tak chyba Aminu to największy pozytyw, bo jako jedyny rzucił dwucyfrową liczbę punktów (całe dziesięć), ale przy okazji zebrał 16 piłek! I nie byłby sobą, gdyby nie spudłował dunka, który spokojnie znalazłby się w TOP5.
ANDERSON - Fajnie, że trafia pod presją czasu, fajnie, że to ogarnia. Ale tyle in n outów to nikt chyba nie ma co on. Poza tym cegłówkami też potrafi straszyć...
LOPEZ - Komediant. No nie wierzyłem w te jego rzuty, po gwizdku, kiedy był faulowany. Zgrywus, tak mnie bawił :D. I ta panika z piłką, co mecz to samo...
MILLER - Początek bardzo przekonujący, bo trafił swój pierwszy rzut. Grał z poświęceniem, ale tego dnia po prostu się nie dało. Chyba nawet Jordan w prime nie dałby rady. 
VASQUEZ - Bez Generała na boisku Hornets nie istnieją. Przykre. Początek, tak jak Miller, bardzo fajny, bo ładnie rozdawał asysty, widział wszystko, ale do czasu, bo im dalej w las... Vasquez zdecydowanie za dużo podaje do Lopeza. Chyba dalej tęskni za takim centrem jak Ayon i podaje z przyzwyczajenia. 
SMITH - Koncertowo z ławki (początek tylko :D), bo w pierwszej kwarcie miał już osiem punktów. Niestety, nie mam pojęcia, czemu Monty nie trzymał go dłużej. Tylko 14 minut! I gdzie się uchowało tych pięć bloków? Widziałem ze 3, ale żeby aż 5?
MASON - To jego spodziewałem się w S5, a nie Millera. Jako jedyny nie dorzucił cegiełki do tego, aby nie było kompromitacji. Za to kompromitujące zero punktów...
HENRY - Rzut z dystansu wygląda bardzo fajnie, ale ma fajnie wpadać. Tego jeszcze nie ma, a rzuty z bliskiej odległości wyglądają jednak marnie...
ROBERTS - To nie jest jeszcze rozgrywający na miarę NBA (na kontrze 3 na 2 oddaje niezrozumiały zupełnie rzut - nietrafiony). W RFN sobie radził, ale tam grał z Aryjczykami, a tutaj nie radzi sobie ze swoimi braćmi. Ostatnia akcja pierwszej kwarty to czysta panika... Ale gra z czystą głową i jest największym optymistą drużyny. Ten rzut, gdy chciał zdobyć punkty na Hawesie najlepiej to oddaje. 
THOMAS - Energia jest, bo u niego być musi. Jego główny walor. Poza tym ten sezon bardzo marny. 
WARRICK - Zagrał! I tylko to można odnotować. 

Wright ceglił calutki mecz, wreszcie trafił w końcówce dwie trójki z rzędu, a ja pomyślałem że rozstrzela Hornets już do końca. Na szczęście popisał się wtedy przepięknym niedolotem. Kompletnie bez formy. Teddy Young na kompletnym luzaku osiągnął double double. Robił co chciał. Allen trafiał mid-range. Trafiał nawet Turner, ten marniak, który w tym sezonie rzucał tylko 28%! Czemu pobudka akurat w tym meczu? Holiday pięknie asystował swoim koleżkom. Razem z Youngiem najlepsi zawodnicy. Hawesa nie liczę, bo ma paskudną fryzurę LOL :D :D :D. Beka na zawsze z tego :D. Nick Young niestety rano nie włożył chyba mózgu... a szkoda, bo ode mnie miał zawsze propsy. Te akcje, kiedy robił kroki, a do końca kwarty było 16 sekund... Niezrozumiała jest jego bania. Skoro punkty zdobył nawet Wilkins, to po prostu nie dało się tego wygrać. 

Gwizdki przeciw NO, ale to nie dziwie się sędziom, gwizdali za karę. Sam bym gwizdał, a trzeba przyznać, że nagwizdali się chyba za wszystkie czasy. Tylu ofensywnych to dawno nie widziałem, jakieś głupiutkie bloki... Kroki wszechobecne. 

Mecz do zapomnienia, błagam niech już ucieka z tej głowy. Wstyd. Teraz czas na Charlotte Bobcats i tego meczu już nie można przegrać. Bo pojawią się memy... Davis, Rivers (LOL, nawet Ty) WRACAJCIE i RATUJCIE HORNETS Z TONONCEGO STATKÓ.

Oglądacie na własną odpowiedzialność:


I coś do posłuchania: