wtorek, 3 stycznia 2012

Game 5 vs. Utah Jazz



Wstawałem pełen nadziei. 3.00 w ciągu tygodnia to mordercza pora. Gordon nie pojawił się na boisku w czwartym meczu z rzędu. Może serio Monty chce tankować, skoro Minnesocie tak dobrze idzie? Porażka boli tym bardziej, że przez sporą część meczu prowadzili i wcale nie prezentowali się fatalnie. Niepokojącym aspektem jest to, że Carl Landry tak mało gra oraz to, że na listę kontuzjowanych trafił Trevor Ariza. Dziś zagrali tylko po 17 minut. Z drugiej strony świetnie z ławki zagrali Smith (jego catch-and-shoot jest świetne, gorzej gdy bawi się w pompki, które przy wzroście 2.13 wyglądają dość zabawnie), który bez mrugania dołożył 16 punktów, Aminu dorzucił 11 (i ładnie pchał się na linię osobistych), a Kaman 14. Trzej panowie zagrali na świetnej skuteczności 17/26. Taki wynik z ławki i wybitna postawa Jarret'a Jack'a powinny pomóc, ale niestety, za błędy w końcówce przyszło słono zapłacić. Dziś bardzo słabo zbierali w ofensywie, zupełnie nie przypominali siebie sprzed kilku meczy, a to by pomogło, badzo pomogło. Trafili też trzy rzuty za 3! SZOK. Emeka jak zwykle swoje 50% osobistych, ale dziś wyjątkowo mało pozbierał z tablic. Włoch jak zwykle zamiast punktować bawił się w zbieranie piłki. Zebrał 4 piłki i zdobył 6 punktów przy 9 rzutach z gry. GRAMY BEZ SG! Cytując klasyka: Fabik! Fabik! Co ty k**wa robisz idioto Ty k**wa! Nie mamy bramkarza! Gramy bez bramkarza k**wa!  Wracaj panie Gordon. Wyjątkowo wcześnie na boisku pojawił się nawet Trey Johnson, ale cóż on mógł biedaczyna poradzić? Vasquez w kretyński sposób stracił dwie piłki, popełniając ten sam faul.Cały czas próbuje wykorzystać swoją przewagę  wzrostu na pozycji PG, ale jak nie idzie to po co powtarza? Zagrał tylko 9 minut, ale przy tak dysponowanym Jarrecie Jack'u nie było dla niego miejsca. DZIŚ BYŁ ON FIRE. 3 kwarta należała do niego, oraz do Al'a Jefferson'a. Big Al świetnie wykorzystywał swoją przewagę w kilogramach i przepychał każdego zawodnika z Nowego Orleanu. 131kg robi wrażenie. W dalszej grze Hornetsów trzymały osobiste drużyny Utah. Tylko 65%, a pomylił się nawet Josh Howard, który do tej pory był bezbłędny. Kluczowym momentem gry była 4 kwarta i wynik po 86. Wtedy mega farciarską trójkę rzucił Devin Harris. Załamałem się wtedy. Odrobinkę nadziei dał mi Jarret Jack, który zablokował wsad Miles'a. Niestety, to był koniec pozytywów. Dalej była strata JJ2, zbiórka Dwight'a Howard'a w ataku, wsad na czysty kosz Millsap'a, FAUL OFENSYWNY BELINELLI'EGO NA 16 SEKUND PRZED KOŃCEM! KOMEDIANT! Dalej osobiste Harris'a, który przypieczętował porażkę Nowego Orleanu. BÓL BÓL BÓL. Teraz dzień przerwy i ciężki mecz z Phill'ą. Jak Ariza i Gordon nie wrócą to kaszanka...

MVP: Jarret Jack. Chimeryczny, ale przy Gordonie może taki zostać. 27 punktów, 11 asyst, 5 zbiórek i 2 bloki. W Utah najlepiej BIG AL 131
Najlepszy występ z ławki: Jason Smith. 16 punktów i 8 zbiórek. NAJS DŻEJSON.
Najsłabszy występ: Włoch, znów ładne cegiełki i tylko 2/9.
Gwizdki: Bez zastrzeżeń tym razem, ale nie powinni zaliczać tych farciarskich rzutów...
Krajobraz po CP3: Stan z dnia dzisiejszego może zostać. JJ2 MONSTER GAME!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz