środa, 25 stycznia 2012

Game 17 vs. San Antonio Spurs



Ból. Smutek. No i rozczarowanie. Była KOLEJNA już szansa na zwycięstwo w tym sezonie, niestety niewykorzystana. Znów Nowy Orlean przegrywa mecz DWOMA punktami. TRZECI RAZ Z RZĘDU. Śrubują jakiś rekord? Z Houston się nie udało, z Dallas też, teraz przyszła kolej na San Antonio. Można było wygrać, ale jednak się nie udało. Plus jest taki, że przekroczyli po raz pierwszy(!) w sezonie 100 punktów! WHOA! Kiedyś za takie rzeczy były darmowe hot-dogi czy inne przysmaki. Wiadomo czemu nie zdobywali tych 100 punktów. Stern zabronił, bo 29 właścicieli nie może się wypłacić... Dallas grało bez Dirk'a, a SAS bez Manu Dzieńdobrego Ginobli'ego. TO też nam nie pomogło, bo o swojej wielkiej formie przypomniał sobie Duncan. W najmniej odpowiednim momencie... Już Hornetsi byli w ogródku, już witali się z gąską. Nawet 3q im wyszła! Żadna z drużyn nie zaznaczyła jakiejś wybitnej przewagi. Można było, no ale ten Timmy. Hall of Fame pełną gębą. 28 punktów i 7 zbiórek w 34 minuty. No i ten game winner, palce lizać. Tony Parker rozdał z kolei rekordowe w swojej karierze 17 asyst (późno troszkę) i wspomógł Duncan'a 20 punktami. Poza nimi najwięcej dołożyli Rycz Jefferson (swoimi trójkami, w sumie 14 punktów) i z ławki Gary Neal i Tiago Mistrz Splinter Splitter. W sumie zdobyli 22 punkty i szczególnie Brazylijczyk swoimi śmiesznymi hakami trzymał zespół gdy nie było na boisku Duncan'a. Pozostali gracze pierwszej piątki po prostu się tam pojawili, równie dobrze mogliby zacząć w 3 (Duncan, Parker, Jefferson). Kawhi Leonard zagrał 7 minut i nie zrobił nic, a Blair w 22 minuty zdobył 4 punkty i zebrał 4 piłki. Mało jak na podstawowego centra. Green zaliczył jedyny blok po stronie San Antonio, dorzucając 7 punktów. Bonner trafił jedną trójkę, ale nadal nie zmienił mu się kolor włosów. Jak to mawia mój kolega, rudym już nic nie pomoże, tylko wózek. James Anderson krył Jack'a podającego piłkę do ostatniej akcji w meczu i zrobił to na tyle dobrze, że nikt Jarret nie wiedział gdzie podać. Pop mimo wygranej raczej nie był zadowolony, bo na meczu strasznie darł papę na swoich ziomków. Po stronie NOH po raz pierwszy w 12 meczowej pojawił się Thierry Henry kosztem Trey'a Johnson'a, ale nie zagrał ani minuty, podobnie jak Squeaky CO???? i Ayon COOOOOOOO????? Czemu EL TITAN nie zagrał ani chwilki? Przecież wygrałby mecz w crunch. Aaa tankowanie? Rozumiem. Początek meczy to ładna strzelanina. Uczestniczył w niej nawet Marco Włoch. Skuteczność w sumie 5/6 (12 punktów) w 29 minut. Skoro siedzi, to czemu nie rzucasz więcej? Jason Smith krótko, ale w 3q pobudził do walki całą drużynę swoimi blokami i skutecznymi akcjami. O TO CHODZI! 5 pts, 4 reb i 2 blk w 16 minut. Ariza leci dalej ze swoją sinusoidą. Tym razem świetnie po obu stronach parkietu. 18 pts (2/3 za 3), 6 reb, 5 ast i 3st. O TO CHODZI! Emeka dawał radę, nie pozwalał na łatwe rzuty (no ale trafiali), sam dorzucił 10 punktów i zebrał 8 piłek blokując 3 piłki (jedna bardzo ważna w samej końcówce 4q). W sumie O TO CHODZI po części. Jack zagrał kolejny świetny mecz, trzymał drużynę w 4q trafiając ciężkie rzuty. W sumie rzucił 26 punktów, rozdał 9 asyst i zebrał 6 piłek. MVP MVP O TO CHODZI! No więc skąd ta porażka, skoro O TO CHODZI cały czas? Może to wina tego, że w pierwszym rzędzie siedziała Daryl Hannah, która zagrała oscarową kreacje w filmie 'Atak kobiety olbrzyma' i bali się, że zaraz się przeobrazi? Może. Po części przyczyną były kretyńskie straty w 4q (Belinelli podający zza linii, Vasquez podający przez przeciwnika, NIGGA PLEASE HEHE). No i ten niecelny rzut Landry'ego, do której był zupełnie nieprzygotowany. Właściwie to czemu on rzucał? Aaa fakt, Anderson. Poza tym Carl z ławki ponownie wielkie zawody. 18 punktów (znów często na linii) i 8 zbiórek w 32 minuty, no i dobił niecelny rzut Jack'a, który przedłużył moje nadzieje. TRZYMAJ FASON! Vasquez swoje 5 punktów dodał w 4 kwarcie, za co mu dziękuję.  Kaman 'Midas' 3/8 (6 pts) więc nie najgorzej i dodał 4 zbiórki. Aminu i Summers podzielili się minutami i znów grali razem na boisku. Ogólnie mecz mógł się podobać, nie zabrakło dramaturgii, zawodnicy rzadko chodzili na linie rzutów osobistych, no ale koniec końców była to 8 porażka z rzędu. Szkoda, że nie powiększali tych małych przewag w 3q, bo mogło być lepiej.

MVP: Duncan. Nadal potrafi zadziwić, a ja myślałem, że nie da rady...
Najlepszy występ z ławki: Landry, bo przedłużył nadzieje i rzucił najwięcej. Oby tak dalej.
Najsłabszy występ: W sumie to nikt, no ale Kawhi mało, jak na S5. Zerowe statystyki przez 7 minut.
Gwizdki: Bez zarzutów, ale jeden mogli podyktować, za łokieć Duncan'a.
Krajobraz po CP3: Kolejny wielki mecz Jack'a, kolejny wrzód na tyłku Chris'a od siedzenia na ławce. Statystki pięknie, tylko jedna strata. Szkoda że Jarret nie przechwytuje piłek chociaż w najmniejszej ilości. No i te kontry. KA-TA-STRO-FA. Brak kontroli, bezsensowne wchodzenie pod kosz. W meczu miał takich akcji parę, szczególnie zabolała ta na remis na 38 sekund przed końcem... Nie dość, że mógłby się uczyć od Paul'a to w tym samym meczu mógł podpatrzeć Tony'ego, który kontry przeprowadzał wzorowo. No nic...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz