niedziela, 30 grudnia 2012

Game 30 vs. Charlotte Bobcats




W obozie Nowego Orleanu obyło się bez ryżu i Hornets przedłużyli tą kompromitującą serię Bobcatów (przyszłych Hornets!!!). Choć przez pierwszą połowę droczyli się ze wszystkimi i podchrzaniali kibiców z Charlotte, koniec końców wrócili z tego zimnego terenu z tarczą! BILANS 2-0 ZE ŚMIERTELNYMI WROGAMI A W PRZYSZŁOŚCI PRZYJACIÓŁMI.

Wrócił także Eric Gordon. Okazało się, że żyje i wpadł sobie pewnie zagrać z 8, czy 9 meczy, zanim znów wybierze się na wczasy do Los Angeles. Ale takie powroty to ja rozumiem. Na DZIESIĘĆ meczy, jakie zagrał w barwach Hornetsów do tej pory, NO mają bilans 7-3. O czymś to świadczy.

Sam początek meczu jednak niczego dobrego nie zapowiadał. Zapowiadał się POGROM i zagłada społeczności luizjańskiej. Bobcaty były na fali, trafiały rzuty na zatrważająco wysokiej skuteczności, niesieni dopingiem, a komentatorzy po każdym trafionym rzucie darli się, jakby ktoś trafił game winnera. Byli blisko. Już widziałem te nagłówki 'Pi*dy z Nowego Orleanu znów to zrobiły, rozdają poświąteczne prezenty'. Ornety miały czelność przegrywać nawet 21 punktami. To by było coś nieprawdopodobnego, przegrać taki mecz, z tak marnym przeciwnikiem, tak wielką różnicą. Na szczęście to był mecz anomalii i Szerszenie zaczęły swoją pogoń od trzeciej kwarty. Piękna gra i powrót Gordona przyczyniły się do zwycięstwa. PASSA TRWA!

I tak oglądając Bobcats zdawałem sobie sprawę, że oglądam swoich przyszłych ulubieńców. Będzie ciężko, szczególnie na starcie, ale przynajmniej w Charlotte też jest Gordon!

PRZEJŚCIE

THOMAS - W drugiej połowie, podobnie jak Rivers zbytnio parkietu nie powąchał, a Monty zdecydował się na grę small ballem. Czyli na pozycjach 1-3 rotowali Generał, Komisarz i Mason. Ale Lanca oddała aż 4 rzuty! Rekordowo.
DAVIS 
- No chyba się nie spodziewał, że będzie meczapował się z MGK. I na pewno nie spodziewał się, że będzie mu to tak topornie szło. Niby zaczął od bloczku, ale im dalej w las... Otarł się o double double, walczył na tablicach, a po jego bloku w crunch na Warricku piłka dalej leci. I leci, i leci... Beka z tego, że jest w TOP10 marny blok Gibsona, a nie ma tego monster stuffu! 
LOPEZ 
- Chyba utknęli z Robinem, który będzie dostarczał takich statystyk co mecz. I tak przyzwoicie. 
RIVERS 
- Rivers już chlipał na ławce, bo niby zaczął w S5, ale już na drugą połowę nie wyszedł. CHWAŁA MONTY ZA TĄ DECYZJE! Jego najlepsza od dłuższego czasu. Miło było widzieć minkę młodego Doca, gdy zdawał sobie sprawę, że już wrócił komisarz Gordon i Riversowi znacznie zredukują się minuty, a będzie jeszcze gorzej, jak Mason utrzyma taką strzelecką formę. Miał swój czas pan Austin, czas którego nie wykorzystał.
VASQUEZ 
- Piękna postawa na boisku, piękna pewność siebie. Choć w 4q przestał rozgrywać, nie dociągając do 10 asyst, bo oddał piłkę w ręce rekonwalescenta. Z niezłym skutkiem. Chwała Greivisowi za te wjazdy, trafione trójki, bo bez niego nie byłoby zwycięstwa. Jak mógł ładnie kontrolował tempo gry w drugiej połowie. Randomowy komentarz ładnie się nim zachwycał.
McGUIRE 
- Szybciutko zawołany na boisko przez Monty'ego Montanę. Moim zdaniem błędem jest dawanie mu minut, a pozbawianie gry Millera. Na ten mecz Dariusz nie dostał nawet powołania. KPINY. 
GORDON - Mój serdeczny przyjaciel Franio, wybitny specjalista, historyk i statystyk od spraw Hornets z Charlotte życzył przed tym meczem Gordonowi połamania kręgosłupa. Jeszcze się tego nie doczekał. EJ zaczął ciekawie, wyglądało to na jego trening rzutowy. W pierwszej połowie prawie każdy kontakt zamieniał na rzut. W drugiej się ogarnął i pięknie pociągnął ten wózek. Co za powrót statystycznie! 24 punkty, 7 asyst, 2 przechwyty. Moim jednak zdaniem wyprowadzaniem piłki powinien zajmować się Vasq, bo Gordon wprowadził tymi stratami niepotrzebne nerwy. Wydawać by się mogło, że usilnie stara się doprowadzić do sytuacji w której zasadziłby game winnera. Gordon jest też bardzo specyficzny, potrafi z dupska zdobyć +20 punktów i jest jedynym zawodnikiem NO który będzie dostawał jakiekolwiek gwizdki na zawołanie.
ANDERSON - Też chwała Gordonowi, że zapewnił mu tak bardzo czyste pozycje, że czyściej się nie dało. I Ryan trafiał. 
ROBERTS 
- To już sobie porozgrywał przy tych 7 asystach Gordona. Niemiecka złość...
SMITH 
- Wrócił tak pięknie, bo od dwóch trafionych koszy i 3 fauli w dwie minuty. Dużo lepiej niż w poprzednim meczu. Trochę go przez te faule brakowało i nie mógł Mewy odciążyć, ale jest progres!
HENRY - To ten czas kiedy mówimy adios Henry i McGuire i witamy Aminu i Millera. Belg nic nie pokazał, a dawał się blokować jak młodziak. Swoją drogą nie dostał żadnego gwizdka na oczywistych kontaktach...
MASON - Dał sygnał do ataku tymi trzema trójkami w trzeciej kwarcie. W ogóle było WTF, że pojawił się na parkiecie wcześniej nie grając ani minuty. Monty wreszcie doczekał się od niego porządnego meczu, a kto wie, czy na niego nie miał wpływu Gordon. Przy nim każdy dobrze wygląda. 


MGK kozak przeokrutny, na luzie grał przeciwko Davisowi, wbijał się ZA ŁATWO (jak wszyscy Bobcaci w pierwszej połowie) pod kosz, trafiał. Zbierał ładnie, a przy jednej ze zbiórek tak 'niefortunnie' zarobił w oko, że uciekł do szatni i wrócił jako Amare Stoudemire. Z grą też nie było już tak dobrze, siedział trochę za faule, ale i tak IMPONOWAŁ. Hakim Warrick zanotował skromne double double, ogarniał defensywę, a to przecież kochany gość, na którym nie poznał się Monty. Tym sposobem urwał kurze złote jaja... Bismack już nie PAŁA FOŁARD tylko środkowy, ewidentnie defensywny. Henderson to masakrycznie solidny zawodnik. Dobrze, że nie zabił nikogo jak Howarda. Kemba był szybszy od światła, ale jak oczekiwałem od niego airballi, to dostawałem to co chciałem. No i przyflopował drań przy Smithcie. Haywood dalej potrafi wsadzać piły z góry. Sessions pudłował wszystko co możliwe i chwała mu za to, że nie doprowadził cudem do dogrywki. Taylorowi na szczęście nie pozwolili rozstrzelać się za 3. A Ben Gordon był tym słabszym Gordonem tej nocy, choć i tak zagrał przyzwoicie. Nie licząc tego pudła na czysty, najczystszy kosz (zresztą nie tylko on tak pudłował).

Czas na przerwę noworoczną, czas zabawy! Ornety pewnie gdzieś piją, ja gdzieś pije, a potem mecz z Atalantą Bergamo Atlantą Hawks i liczę już na Gordona all the way!


I coś do posłuchania:


#FREEKULA

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz