środa, 2 stycznia 2013

Game 31 vs. Atlanta Hawks



Jednak Gordon to nie jest talizman, który zawsze przyniesie szczęście. Nie wygra każdego meczu i nie sprawi, że w Nowym Orleanie będzie zawsze słonecznie. Nie? :(

Ornety przegrały mecz na własne życzenie, który to już raz... Potrafili zbudować jako taką przewagę, ale potem pozostawiali to totalnie poza swoją kontrolą, nie utrudniali Atlancie powrotów, a trochę ich w tym meczu było. Mogą mieć tylko do siebie pretensje, bo Hawks do samego końca trzeciej kwarty (1.17 do końca) nie rzucali ani razu osobistych (tu pomoc sędziów, tenks)! Ostatecznie rzucali osiem razy (Hornets tylko o 4 więcej) z czego trafili 50 procent. Co to jest zapytacie, a ja Wam powiem, żebyście zerknęli w % Nowego Orleanu. 33. Zatrważające pudła, haniebne wręcz, niepozwalające na spokojne kontrolowanie gry, a nie było daleko od zwycięstwa. Karny kutas w dupę za takie świństwa...

Oczywiście wszystkie te niefajne wydarzenia miały miejsce w drugiej połowie, owianej jakąś nowoorleańską klątwą. A trzecia kwarta to był gwóźdź do trumny. No i Josh Smith. Ale bardziej jednak trzecia odsłona i ta zdecydowana porażka pod koszem. Wysocy Atlanty raz po raz ogrywali podopiecznych Montany. Nie zrażali się niepowodzeniami i wykończyli Szerzenie swoim talentem ofensywnym...

Aha! I mamy rok 2013! Takim wpisem w środku życzę przede wszystkim sobie tego, żeby ALBO Hornety zostały w Nowym Orleanie, albo KONIECZNIE wróciły do Czarloty. Liczę na mistrzostwo w tym sezonie, rozwój Davisa, Millera, Robertsa, Thomasa i jak starczy czasu to Riversa. Niech Aminu dostaje minuty, Lopez pójdzie do fryzjera, McGuire rozwiąże kontrakt, Davis doda masy, Vasquez wystartuje w wyborach prezydenckich Venezueli, Miller będzie Reggim i wróci z D-Leauge, Smith zabije jeszcze kilku irytujących koszykarzy, Anderson ani razu nie pomyli się za 3, Gordon nie połamie kręgosłupa, Roberts niemiecką drogą opanuje świat, Mason zmieni nazwisko, Rivers zmądrzeje, Henry przestanie być cegiełką, a Thomas niech ogarnie się w ofensywie. Pozdrawiam i życzę zdrówka!

PRZEJŚCIE

THOMAS - Bardzo przyzwoicie! Choć w nagrodę nie dostał żadnych większych minut, a myślałem, że grając na przemarnym Korverze dostanie szanse. Bardzo aktywny z dwóch stron i ja się dziwie, czemu Montana nie wypuścił Lancy do bronienia Smitha. Pewnie na dłuższą metę by nie wypaliło, ale swoje przez chwile by robił. Pokazał to zresztą tym, jak Josha właśnie, wyprowadził w pole! 
DAVIS - Początek marny, nabierał się na pompki Smitha i dawał mu łatwe punkty. Z biegiem czasu grał jednak lepiej. Otarł się o double double, a łatwość z jaką blokuje pozwala mi wysnuć taki wniosek, że niedługo poflirtuje z tryplem. I będziemy mieli dwóch specjalistów od tego (jeden niedoszły, władca Venezueli).
LOPEZ - RoLo z kolei start przyzwoity, a później był już rozszyfrowywany. Jeśli w ogóle można to zrobić. Robin jest chyba tak nieprzewidywalny, że chyba nie da rady. Czasem sam nie wie co chce zrobić i zdarzają się mu kretyńskie decyzje. Tej nocy hak zablokowany trzy razy podczas jednego rzutu.
RIVERS - ... Zdarza się nie trafić trzech rzutów. Prawda. Ale nie może się zdarzać, że jesteś blokowany 3 razy z rzędu przy 3 takich samych próbach... MATKO CO ZA DUREŃ. To jego trzeba zesłać teraz do Dilig, może się ogarnie... Do tego się poczuł, nie schodząc po pierwszym czasie i pewny siebie od razu po tym zaliczył stratę.
VASQUEZ - KRÓL NAJWIĘKSZY! KRÓL CAŁEJ VENEZUELI! KRÓL AMERYKI POŁUDNIOWEJ I ŚRODKOWEJ A OD NIEDAWNA PÓŁNOCNEJ! MVP tygodnia w NBA. Piękna sprawa! W pełni zasłużona! Jestem dumny! A do tego nie spoczął na laurach! Grał jak MVP Venezueli i MVP tej ligi w jednym. Znów był marną zbiórkę od triple double. Penetracje, dystansik. Full opcja. Do tego postanowił noworocznie, że ograniczy straty. WIERZĘ!
GORDON - Komisarzu... Czekałem na jego wejście, dostał brawa, nie owacje, ale brawa. Przyzwoite. I Ornety po jego wejściu zaczęły lepiej grać. Do czasu jednak. Nie wiem co chciał zrobić, chyba rzucić ze 100 punktów samemu. Nie był to jego dzień. Pudło pudłem poganiało. Wciąż wbijał pod kosz, tym razem nie dostając gwizdków. Ale nawet jak wbijał, to nie trafiał osobistych. 1/4 co to kur*a jest? No i Monty mógł zaryzykować i zdjąć go w czwartej kwarcie, bo jego bezproduktywność biła niestety po oczach. Chciał dużo, ale przez forsowanie tylko przeszkadzał.
ANDERSON - Szkoda, że to tak duża defensywna dziura. Tej nocy tak mu kreowano, że MUSIAŁ trafiać. Jak ma czas, trafi. To było widać. No i co spina zaje*ał raz, to myślałem, że przejdzie trąba powietrzna. Brak tego czegoś w top10 to jawna kpina. 
AMINU - Monty miał nadzieje, wpuszczając Chiefa. Ten wszedł, a po 5 minutach Montana pokazał mu boks. CO SIE STAO SIE PANIE SMOLAREK AMINU TO JE PIŁKA TO NIE JE PIŁKA.
ROBERTS - Krojenie minut, jak niemieckiej kiełbasy ciąg dalszy... Kto by się spodziewał, że Monty zacznie eksperymentować z Vasqiem i Robertem na ławie?
SMITH - Sam sobie robi krzywdę, łapiąc szybkie faule i wykluczając się z gry. Do tego Zaza zbierał na nim jak na ostatniej szmacie, więc Montata zareagował prędziutko. 
MASON - W ciemno mówiłem, że Mason poleci gdy tylko wyzdrowieje Gordonik. SURPRISE. Teraz to dopiero zaczął grać. Skromne 3/3 za 3 z gry. Słabo nie jest, a Mason dostaje spore minuty i przydaje się rozciągając grę i czekając na swojej ukochanej klepce. 

Je*anego białasa Korvera to ja nienawidzę... 4/7 za 3 a wieje od niego marnością na kilometry :(. Dobijał mnie i dobijał moich przyjaciół z boiska. Smith najpierw trzymał mecz w pojedynkę, a potem sam go wyrwał. Co linijki nakręcił, to nie mam pytań. 23-13-7-4-3. MONSTER INSTYTUCJA FILANTROP. Jak nie zagra w All-Star game to będzie mega beka i kompromitacja. No i Smith kolejny zawodnik, który świętował swój jubileusz przeciw Hornetom. 5000 zbiórek. WIWAT. Horford z kolei zagrał jak na All Stara przystało. Nie zraził się początkowymi pudłami, tylko leciał z tematem dalej. Nie dało się go wybronić niestety, jak jak Smoova. Lou i Jeff robili co mogli, żeby Ornety wygrały. Tak świetni specjaliści usilnie pudłowali rzuty z gry i rzuty osobiste. Williams mając otwarte trójki bawił się w jakieś pompki nie wiedzieć czemu. Marnie, marnie, a Ornety tego nie wykorzystały... Teauge do tego grał przez prawie cały mecz, bez backupa. Nikt nie pomyślał, żeby zesłać go za faule? Zaza Paczuszka to bestia z ławki. Zbierał co chciał (w pewnym momencie przeszkadzało mu trzech Hornetów), pokazywał się partnerom i dał sygnał do stawania na linię osobistych. Double double z ławki. Jenkins niby zagubiony, niby niepewny, ale jak przyszło co do czego to trafiał i ogarniał. Gra coraz lepiej! Tolliver taki sam drań jak Korver. Trafił tą drugą trójkę w momencie, gdy Ornety były już w ogródku... I tym sposobem Atlanta pokonała Hornetsów grając tylko ośmioma zawodnikami, grając back2back po Houston. Po drodze chlejąc na sylwka a i tak ogarniając lepiej!

Teraz czas Szerszeni na back2back i mecz z Rakietkami. Vasquez KRÓL VENEZUELI znów porządzi, ale muszą się do niego podłączyć! 


I coś do posłuchania:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz