poniedziałek, 17 grudnia 2012

Game 23 vs. Portland Trail Blazers




Tak blisko, tak blisko jak ja... Nie był ciebie jeszcze nikt... tak blisko... No jak nie w tym meczu to kiedy? I kto mi wytłumaczy, czemu nawet nie podjęto próby rzutu za trzy, PRÓBY! Na co była ta dwójka to nie wiem. Przecież nie liczą się punkty zdobyte na wyjazdach podwójnie... Teraz to będzie czas na arcyciężkie wyjazdy, Klipery, Łoriory. Noel jest na horyzoncie, widać jego czuprynkę.

Od początku było ciężko, Nowy Orlean jakoś się trzymał, aczkolwiek były momenty, że wątpiłem. Przegrywali nawet szesnastoma punktami i nie prowadzili w meczu ANI razu. Kilka razy udało im się remisować, nawet w samej końcówce trójką Riversa, ale nie potrafili ani razu postawić kropki nad i. Mając tyle okazji i bawić się w jakieś kretyńskie, nieprzemyślane trójki, zamiast na spokojnie poklepać i odnaleźć kogoś odkrytego. A tak kolejna szansa przeszła koło dupy. Dosłownie.

Pogrążył ich pan Lillard. Zdecydowany, jedyny na widoku ROTY. Ten mecz miał być pojedynkiem o ROTY właśnie, ale Davis na razie odpada w przedbiegach. Będzie miał strasznie ciężko, aby dogonić młodziaka z Portland. Może nie zagrał popisowej partii, ale tym ostatnim rzutem zamknął mi mordkę. Szacunek, choć krew mnie zalała...

Do tego Smith (komentatorzy mówili, że ma 6-8 wzrostu LOL) wypadł na długi czas, nie będzie go prawdopodobnie aż do stycznia. Z tego powodu Ornety rozpoczęły poszukiwania jakiegoś nonejma na jego miejsce. Przynajmniej tak myślałem, że postawią na jakiegoś solidnego olbrzyma (Alabi czy Trybański). Niestety tak się nie stało, a ich wybór padł na Dominica McGuire, który gra chyba na pozycji 'uniwersalny'. Powodzenia ziomek, choć skoro rozpocząłeś 9 meczy w S5 w tym sezonie w Toronto, a poleciałeś z ligi, to coś jest nie tak!

PRZEJŚCIE

AMINU - O ch*j tam chodzi to nie mam pojęcia. Chwileczkę zaspałem na mecz i wpadłem pod koniec pierwszej kwarty, gdy jego już nie było na boisku. Patrzę, że 5 zbiórek w 8 minut, myślę, że zaraz wróci. Czekałem, czekałem i nic. Byłem pewien, że kontuzja. Dziś oglądam początek i nic takiego nie miało miejsca. Ktoś tu leci w ch*ja ewidentnie.
ANDERSON - Dawał radę, choć znów szybko złapał dwa faule. W sumie to tylko jego trójki (+ pomoc Vasqueza) trzymały Hornets w grze w tym meczu, bo nie bał się odpowiadać i zatrzymywać runy Portland. Czemu tylko tak dobrze rzuca trójki na wyjazdach, a w domu tak cegli? No i ciężko mu było bronić lwią część meczu na Aldridgu. 
LOPEZ - Prześmiesznie wyglądało to, jak tam chciał przeszkolić po weterańsku Leonarda pod koszem. Słaby nauczyciel...
RIVERS - Jest szacunek dla Monty'ego, że dał mu rzucać trójkę na remis. Młody doktorek o dziwo nie zdecydował się spudłować layupa, ale trafić trójkę. Coś nieprawdopodobnego, biorąc pod uwagę przebieg meczu, gdzie szalenie wchodził pod kosz, bez żadnego skutku. 
VASQUEZ - Dobrze mu się grało na Damianku. Wykorzystywał swoją przewagę wzrostową, masową, umysłową i zarostową (+10 do Twardnieć). Szkoda, że nie wymusił na nim jeszcze większej ilości fauli. Trafiał wide openy, pięknie rozgrywał, otarł się o tripla, a nawet o quadrupla, bo Batum czytał WSZYSTKO od niego... Te straty...
DAVIS - W pewnym momencie myślałem, że tak bardzo chce dogonić Lillarda, że odpowie mu trójką. Opanował się w tym aspekcie, ale za to straszył dalej FATALNYMI, nieprzygotowanymi jump-shotami. ZGROZA. Co trafione, to głównie z góry (musi z góry, bo jak nie, to prostym celem bloków), z dystrybucją Generała. 
HENRY - No chyba nigdy nie wykorzysta swojej szansy. Aminu nic prawie, Millera nie było na parkiecie, a Henry dalej odstawia popelinę. 
MASON - Dla mnie to go nie ma. As always. No i mógłby się poprawić rzutowo. Bo to właśnie jest jego zadanie. 
THOMAS - Niech każdy z zawodników zostawi choć trochę energii, jaką wnosi na boisko Lanca. Na bank jakieś zwycięstwo udałoby się wyrwać. Dla niego nie ma piłek straconych i nie interesuje go to, na kim ma w danej chwili bronić. Wykorzystał swoje w 100%, a teraz przy absencji Smitha udowodni, że jest dobrym rezerwowym. 
ROBERTS - Tylko cztery niemieckie minuty? 
McGUIRE - Miał moment w meczu, że drużyna dała mu zagrać dwie solowe akcje z rzędu. Niestety, bez fajerwerków, a Sasha pokazał mu kilka zagranek w defensywie. 

Za Batuma wystarczy podać linijki. 11-10-5-5-5. WIELKIE JOŁ. JOŁ JOŁ JOŁ JOŁ JOŁ JOŁ JOŁ WIELKIE JAŁ. Asysty robią wrażenie, mógłby nauczyć rozgrywających Hornets jak rzucać alley-oopy... Aldridge nie czuł jakiejś wybitnej presji na sobie, ale za to mógł zagrać dużo skuteczniej. Hickson był bestią, zebrał każdą piłkę jaka była do zebrania, trafiał alleye, jumpery, lay upy. Dzięki niemu Portland mieli coś do powiedzenia w tym meczu. Matthews zagrał tylko 3 minuty, bo odnowiła mu się kontuzja... Lillard jak wspominałem, był killerem w crunch, ale nie zagrał wybitnego meczu. Co z tego. Claver był tylko chwilowym zastępstwem Wesa, ale cieszę się, że zagrał, bo zupełnie nie znałem tego zawodnika. Babbitt tylko by stał i rzucał te trójki, ale pokazał też, że potrafi 'pomyśleć' o jakimś innym zagraniu. Czyż > Babbitt. Will Barton, mój ulubieniec zaliczył szalony początek, gdzie spudłował 5 z 6 rzutów (większość spod samiuśkiego kosza). Dlatego chyba zagrał tak krótko. Price zupełnie niewidoczny, ale taka już jego rola. Jest komu błyszczeć w Portland. Leonard, nadzieja białych zdecydowanie za krótko. A gdyby taka wymiana Lopez za Leonarda? Był do wzięcia zamiast Riversa... Sasha zadziwiająco dobrze i w ataku, a zwłaszcza w defensywie. No właśnie, czemu w ataku dawano mu wjeżdżać? Jeffries zaliczył piękne 22 sekundy, bo był na parkiecie przy rzucie Lillarda. Wszedł za Aldridge'a i zrobił tyle ile mógł, czyli nic. 

A gwizdki niestety po dupsku. I to w dwie strony. Szczególnie te flagranty to wzięte z kosmosu. Lopez i Batum na pewno na nie nie zasługiwali. Jeszcze ten Robcia jako tako bez konsekwencji, tak ten Batuma dał nadzieję na pogoń dla Nowego Orleanu. Koniec końców dobry gwizdek! Można było gwizdnąć także kilka over the backów dla Hicksona, gdy zabijał o te zbiórki i do tego nie zerknęli na goaltend. Ba, nie było nawet powtórki zagrania Batuma.  

Czas na mecz w Warriors z niejakimi Golden State. Bratobójczy pojedynek. Przygotuje chusteczki, bo będą chwile wzruszeń. Jacunio Jack i Landrynka znów oglądani. MAGIA!


I coś do posłuchania:

1 komentarz:

  1. Gdyby NOLA mieli pierwszy wybór w kolejnym drafcie wątpie by wybrali Narlensa Noela, zbyt podobny do Davisa. Numerem jeden jest teraz podobno kolejny z Zellerów.
    Anthony D musi się ogarnąć po kontuzji, myślę że jeszcze wyprzedzi w drabince Lillarda.

    OdpowiedzUsuń