środa, 5 grudnia 2012

Game 16 vs. Milwaukee Bucks




Nie takie Milwaukee straszne, jak je malują. Wreszcie w tym sezonie, można było zobaczyć takich Ornetów. Wygrywających różnicą 21 punktów. Coś zupełnie nieprawdopodobnego. Do tego Monty mógł na końcówkę do gry wrzucić do gry samych rezerwowych. Takich pojedynków można szukać ze świecą. Do tego nie dali sobie rzucić miliarda punktów i stu tysięcy trójek (choć Brandon coś tam zaczynał przebąkiwać o dziesięciu tysiącach).

Jak zwykle gra z miernymi drużynami konferencji wschodniej wygląda dużo lepiej, niż przeciwko drużynom z zachodu. No i jakoś to musiało wyglądać akurat tej nocy, przed własną publicznością, bo zaraz, za chwileczkę mecze z LA Lakers, Memphis i Miami. Będzie się działo i to jest fakt. Szkoda, że wciąż bez Davisa, który już ładnie przycina w chu*a z tą nogą...

Ornety o dziwo odskoczyły w drugiej połowie, bo pierwsza jeszcze nie była zbyt pewna. Jako takie prowadzenie, ale za sprawą farta Monciaka Ellisa zeszło do tylko -3 (w grze trzymały ich także osobiste, ale gwizdki to już inna sprawa). No, ale jak mówię, potem miał miejsce zaskakujący odjazd, a cała, CALUTKA (minus dwóch takich jednych co kradli innym rzuty) drużyna zagrała bardzo równo i na bardzo przyzwoitym, wysokim poziomie.

No i Kent Brockman podjarał się tym, że Aminu trafił pierwszego jump shota. Przewidział, że to będzie dobra noc. Szkoda, że potem toczyli bekę z Chiefa...

PRZEJŚCIE

AMINU - Tak się z niego Wesley naśmiewał, a jestem pewien, że teraz nie dałby mu rady w grze 1 na 1. Na 100%. Marniak, Aminu chociaż pakował z góry jak co mecz, a do tego trafił trójkę. Przyzwoicie.
ANDERSON - Na starcie dużo chętniej rzucał dwójki, zamiast swoich regularnych rzutów. No i dobrze, że przy dwójkach został. Dorzucił wreszcie znów ładne cyferki. 
LOPEZ - Jestem pod wrażeniem tego, jak często Hornets zaczynają akcje w meczach od rozwiązań z Lopezem. No i dziś to mnie zaskoczyło pozytywnie. Bucks praktycznie grali bez żadnego z gigantów, więc Lopez po podaniach Generała śmiało nacierał na kosz. Skutecznie, bo miał aż 21 punktów. Lopez ogniwem w ofensywie. Wow. 
MASON - Prawdziwy człowiek zagadka. Jest na tym parkiecie, ale tak jak by go nie było. Zawsze najciężej coś o nim naskrobać. Chyba robi to co najważniejsze, stara się zepsuć jak najmniej!
VASQUEZ - Gdzieś wyczytałem, że zmienia nazwisko na Passquez. Szkoła nowoorleańska jak zwykle na najwyższym poziomie, sami najwybitniejsi z niej. Gdyby tylko ograniczył te straty, to pretendowałby do miana Najwybitniejszych Wenezuelczyków Grających Kiedykolwiek W Stanie Luizjana. Albo już pretenduje. 
SMITH - Zagrał o sekundę dłużej od Lopeza (mimo tak wybitnego występu), ale to wyszło Nowemu Orleanowi na lepiej. Z Lopezem +/- był tylko +1, a z Jasonem +19. Jak znalazł swoją klepkę tak stamtąd trafiał, dużo gorzej radził sobie pod koszem, ale za to grał bardzo agresywnie, czego rezultatem były 3 przechwyty. 
HENRY - Jeden z tych dwóch. Marność straszna. Dla mnie nie powinien grać przed Millerem, a do tego nie powinien być tym pierwszym z ławki. Jeszcze nie znalazł swojego miejsca na parkiecie w tym sezonie. Ciekawe czy starczy mu czasu, czy prędzej Monty straci cierpliwość. Kiedyś tytuł Worst Shot Selectora przypadał Trevorkowi kochanemu, teraz dzierży to Henry. BRAWO. 
RIVERS - Drugi z tych dwóch. Potrafi dołować człowieka. Nie wyciąga odpowiednich wniosków. Ba, nie wyciąga ŻADNYCH wniosków z poprzednich gier. Dalej bezsensowne klepanie piłki, jeszcze gorsze wbicia pod kosz. Na 5 rzutów zablokowano go 4 razy. Dobrze, że potem bał się już wbijać przy Sandwichu. SCARY. 
THOMAS - No i właśnie takiego Thomasa można oglądać częściej. Ofensywnie poleciał z tematem, latał nad koszami. Coraz lepiej dogaduje się z Robertsem, czego wynikiem były dwa and1. W obronie nie odstępował nikogo na krok, niezależnie od tego, kogo bronił. Pracuje na swoje minuty, w przeciwieństwie do Henry'ego.
ROBERTS - Pięknie się nam Robercik rozwija. Coraz rzadziej widać tą dysproporcje z początku sezonu. 
MILLER - Tylko nie to... Dariuszek kochany nie może wchodzić w meczu na tylko 2 minuty. To wszystko układa się NIE TAK! 

Skoro Daniels zaczął od zbiórki to się trochę wystraszyłem. W ogóle na S5 Bucks wyglądała dziwnie. z Udoh na centrze, z Hensonem na skrzydle, bez Harrisa. To nie mogło skończyć się dobrze. Młodziak Henson trochę poceglił, trochę pouczył go Lopez. Chyba coś wyniesie z tego pojedynku. Udoh bez wsparcia innego wysokiego w S5 wiele nie mógł zrobić. Ellis z Jenningsem trochę poforsowali, razem trafili po jednej farciarskiej trójce od tablicy. Do tego Jennings miał przyzwoite 25 punktów, ale przy 23 rzutach z gry. To już niezbyt chlubne. Grał aż 43 minuty i jak na początku straszył trójkami, tak potem coś z niego zeszło. Na szczęście. Iliasova na razie się jakoś zagubił, ciężko mu było odnaleźć się na boisku. Mbah a Moute zebrał oszałamiające 7 zbiórek w ofensywie, ale gorzej wychodziły mu same rzuty czy dobitki. Larry Sandwich zostanie niedługo największym defensywnym postrachem w lidze, a ta paczuszka z TOP10 pierwsza klasa. Piła ściągnięta z 3 piętra. Do tego ot tak 8 punktów, 7 zbiórek i 7 bloków. Szacunek. Doron Lamb został w lidze, a Lamb poleciał do D-Leauge. Który Lamb miał być lepszy? Oczywiście, że Lamb. No i dlatego Lamb poleciał do tej D-Ligi. Oklahoma niszczy talenty... Teraz poleciał Perry Jones... Dunleavy rekonwalescent na szczęście nie zabił wspaniałego snu Ornetów, a Przybilla jeszcze żyje! 

A gwizdki jak mogły trzymały w grze Bucks jeszcze w pierwszej połowie. Były po prostu podłe... Hornets praktycznie nie dostawali żadnego gwizdka na tych samych kontaktach, których Bucks dostawali (szczególnie BJ miał taryfę ulgową, a jego vis a vis Generał grał bez niej). Trochę to irytowało, Monty Williams też był smutny, ale na szczęście te marniaki nie potrafiły wykorzystać prezentu io rzucały tylko 65%, przy 100% Ornetów. HAHAHAHAHAHA. Do tego sędziowie zabrali jeden kosz Lopezowi, a przy okazji 10 asystę Vasqueza... Chamy. 

Teraz czas na koszykarską ucztę. Pojedynek Lopez vs. Howard. Nie wiem jak wy, ale ja czekam z ręką w galotach. To będzie wielkie widowisko i pojedynek prawdziwych koszykarskich geniuszy. Bukmacherzy stawiają ich po równo. Który zdominuje pierwszy? Czy Mason nadąży za Bryantem?


I coś do posłuchania:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz