sobota, 29 grudnia 2012

Game 29 vs. Toronto Raptors



Z kim jak z kim, ale żeby przegrać z Kanadą to trzeba się napracować! Raptory z Toronto do tej pory nie potrafiły wygrać na wyjeździe z drużyną z zachodu. Do tej pory. Hornets spełniają marzenia, wiadomo to od tylu lat! Teraz w back2back mecz z Bobcats i chyba można się spodziewać zakończenia haniebnej serii przez drużynę z pajęczyny Czarloty.

Niby były emocje w tym spotkaniu, niby była dogrywka, niby Anderson rzutem na 8 sekund do końca do niej doprowadził, ale mnie mecz jakoś zupełnie nie porwał. Czegoś mu brakowało, albo to po prostu wina DeRozana. Drań... Monty nawet mnie zaszokował decyzją, że pozwolił, aby na boisku nie było ani Vasqueza ani Robertsa. Nie trzeba mówić, jaki był tego skutek. MIERNY PANIE WILLIAMS!

Na stare Nowoorleańskie śmieci wrócił w wielkim stylu Aaron Gray. W wielkim, bo po prostu jest olbrzymi. Wrócił nawet Jason Smith, po kontuzji barku nie było widać śladu, miał go na swoim miejscu, ale o takim marnym powrocie wolałby z pewnością prędko zapomnieć.

A zdjęcie niech Was nie zmyli drodzy czytelnicy, zapasy także były obecne a ich ofiarą (duszeń, dźwigni itp.) dwukrotnie padł Anthony 'Mewa Kochana' Davis. Nie miał szans w starciu ze swoim bratem Davisem z Kanady.

PRZEJŚCIE

THOMAS - Idźcie niżej, do każdego kolejnego meczu i przeczytacie wszędzie to samo. U Lancy bez zmian, wciąż jest tylko specjalistą od D (wybronił ostatni rzut DeRozana na zwycięstwo) i łącznikiem w przechodzeniu piłek z północy na południe i ze wschodu na zachód.
DAVIS - Mecz miodzio, a mało brakowało i siedziałby za faule dużo dłużej (tak tylko start 1q, potem się ogarnął). Taką grą zapewni sobie ROTY na miękko! Zabrakło tylko jednej zbiórki do perfekcji. Wreszcie czuł się na tyle pewnie, że trafiał jumpery ze sporą częstotliwością! Wiadomo, trochę zbytnio się poczuł i zdarzały się niewypały, ale za całokształt wybaczam. Blokował pięknie, złapał nawet Lowry'ego na trójce. 
LOPEZ - Jest pewna prawidłowość którą zauważył mój dobry znajomy Marcin Gortat (nie mylić z Marcinem Gortatem). Lopez jak nie trafia, to chociaż zbiera. W tym jednak meczu był piątym kołem u wozu, nieprzydatnym praktycznie wcale. Chyba w poprzednich czterech meczach wyczerpał swoją całą magię daną od wróżki chrzestnej. Do tego raz Gray ograł go jak gówno... tak być nie może.
RIVERS - Za osobiste należy się mu duży ch*j do dupy. Jak można rzucać 0% w sezonie. Niedługo lepiej będzie wyglądał jego procent trójek... No i powoli staje się zawodnikiem tylko jednego zagrania, a jak już zostanie zatrzymany, to się blokuje... Pewnie jakby biegł na czysty kosz to też zaje*ałby floaterka... I kto mu dał piłkę w samej końcówce 4q... Taka strata mogła słono kosztować...
VASQUEZ - Chyba sam grał w tym meczu z Davisem. Zero pomocy od koleżków. O zbiórkę od triple double! A miał na tą zbióreczkę czas od połowy(?) czwartej kwarty. Powoli zdaje sobie sprawę z tego, że otaczają go w większości totalne beztalencia ofensywne i sam stara się z tym coś zrobić. Może się podobać, wjazdy są, a ten mecz z kolei zupełnie bez dystansu. Jeśli odpaliłby to generalskie oko to już w ogóle byłaby magia. I brakowało tylko tego, żeby przejął mecz w OT, na to sił już zabrakło...
ANDERSON - Propsowany wyłącznie za tą trójkę, dzięki której męczyłem się o 5 minut dłużej. Zupełnie nie radził sobie z obroną o 10 cm niższego brata, Alana Andersona. ZUPEŁNIE. Tu wybijał mu piłkę, tam miał wpływ na jego rzut. Ryan może się uczyć. 
MASON - Bezproduktywność aż bije po oczach. 11 minut niczego.
ROBERTS - Niemiaszek propsowany od zawsze na zawsze. Potrafi grać nawet bez butów. On swoją trójką dał Hornets sygnał do ataku. Mimo iż w meczu słabo rzucał, Monty nie bał się ustalić zagrywki pod niego. Albo Roberts rozkazał mu po niemiecku. Nie dowiemy się tego. 
SMITH - Widać po nim, że dopiero wrócił i był STRASZNIE zagubiony na parkiecie. Popełniał błędy, trafił tylko jeden ze swoich rzutów. Ale wrócił, żyje! To najważniejsze. 
McGUIRE - Ciut produktywniejszy występ od Masona, ale cieniutko, oj cieniutko. 12 minut PRAWIE niczego. 
AMINU - WOW, zagrał prawie 4 minuty! Rekord ostatnimi czasy w jego przypadku. Frustracja sięgnęła zenitu i szybko poleciał za 3 faule. Głodny gry. 
HENRY - Plusuje sobie trafionymi osobistymi. Podobnie jak Aminu, brakło czasu, aby czymś miał się wykazać.

Pietrus tylko rozpoczął mecz na tej pozycji, widać Toronto także ma z nią problemy. Trafił jednak ważną trójkę przy pogoni Orneckiej. Ed Davis lubował się w zapasach, ładnie powalał Davisa i wygrywał z nim podkoszowe pojedynki, choć raz został przez młodszego braciszka pięknie zablokowany. Aaronie Grayu, witamy w domu! Pamiętamy jak wyłapałeś tego bullet passa od CP3, po którym prawdopodobnie straciłbym głowę. Ty się tego nie bałeś! No i dostaje teraz minuty w Raptorach z powodu kontuzji wysokich. DeRozan irytował mnie cały mecz :(. Trafiał te rzuty przez ręce, pięknie wbijał pod kosz i raz trafił nawet trójkę. Hańba z obroną! Jose cieniutko i ewidentnie przegrał hiszpańskojęzyczny pojedynek z Generałem. I teraz czas przejść do ławki, która to zdominowała Ornecką ławkę i wygrała Raptorkom mecz. Alan Anderson to drań z tą obroną. Tak strasznie przypomina mi jednego z moich ziomków, ale jest czarny. Cud, że tak pudłował, bo w przeciwnym wypadku zostałby kanadyjskim MVP. Amir walczył na tablicach z pozytywnym skutkiem, siłowo przerastał całą drużynę z Nowego Orleanu. Lowry to skarb, jeśli ma się takiego zawodnika na ławce. Bez śladu kontuzji. Coś pomysł z nim w Toronto nie wypalił i niech jak najszybciej stamtąd ucieka, bo się marnuje. Trafił trójkę, która zamroziła mecz. Linas Kleina to jedyna czarna owieczka na kanadyjskiej ławce. Terrence Ross boxscorowo nie zachwycił zupełnie, ale robił różnicę, bo Ornety robiły przed nim w gacie. Gdyby zaliczono mu ten wsad na Smithcie, to prawdopodobnie Jason zakończył by karierę wcześniej. ZMIAŻDŻYŁ! Ma je*any ciąg na kosz, bo poza tym plakatowaniu Smitha miał jeszcze jeden spudłowany wsad! Będzie wymiatał w przyszłości w topkach10. Poza tym, Ross mój faworyt w drafcie, gdyby tylko walone Kanadyjczyki nie sprzątnęły go sprzed nosa! I gdzie jest Kłincy Acy? Przecież jest zdrowy, nie zachorował na kaszel! I beka z Fieldsa wszechobecna!

Gwizdki totalnie z dupska, ale to norma. Jak można było nie puścić tego wsadu Rossa to ja nie mam pojęcia. Tak zabija się piękno koszykówki. Do tego jak mogli nie zauważyć, gdy Alan Anderson ratując piłkę stanął METR za linią! Metr, nie przesadzam wcale. No może 87 centymetrów. No, ale bez jaj! No i moim zdaniem trochę odpuszczali gwizdki właśnie Alanowi, gdy bronił na pograniczu faulu. I w pierwszej połowie rzuty osobiste trzymały Toronto przez długi okres.

Oczywiście teraz Bobcaty i oby tryumfalny powrót Erica G. Oby, bo wciąż nie dam sobie głowy uciąć czy się nie wystraszy Bismacka i nie powie, że coś mu się tam odnowiło.


I coś do posłuchania:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz