niedziela, 25 marca 2012

Game 48 vs. San Antonio Spurs



I znów San Antonio i znów blisko. Końcówka mogła być zagrana dużo lepiej, ale Hornets to spece od przesypiania końcówek. Mogą wykładać ten przedmiot na uniwersytecie. 'Jak przesrać mecz' :) To jest zabawne (oczywiście, BEKA gości z CST na miejscu, że w samej końcówce Jack za 2 wjeżdżał, zamiast rzucać za 3, WIECZNIE GRANA), ale po meczu z Clippersami inaczej na to patrzę już. Ten jeden mecz był wygrany i w sumie wsio. Teraz po prostu potrzeba dobrej gry i dobrego tankowania. Przed meczem było wiadomo, że nie zagra Jason Smith, zawieszony na AŻ dwa mecze przez ligę... Gordon, Okafor norma. Ariza nie wystąpił z powodu podkręconej kostki, a Kaman się rozchorował. Była wizja, że Monty będzie miał do dyspozycji tylko 3 wysokich. Ayona, Thomasa i Johnsona. Byłaby BEKA. Na szczęście tryumfalnie powrócił Carl Landry, po którym nie widać już śladów kontuzji. Uff... Coach Nowego Orleanu rozpoczynał ten mecz SIEDEMNASTĄ inną piątką w sezonie. LOL. Tym razem byli to Jack-Vasquez-Belinelli-Thomas-Ayon, czyli small ball. Lance zaliczył nawet swój pierwszy start i poradził sobie przyzwoicie. 8 punktów, 2 bloki i 4 zbiórki w 19 minut. Ayon rozpoczął mecz na centrze i pobił dwa rekordy kariery. Zagrał najdłużej (odpoczynek z Clipps miał swój cel) i miał największą ilość FGA. Niestety, było to tylko 4/12 w 39 minut gry. 8 punktów i 13 zbiórek, a do tego 5 asyst (radar niezły). W pewnej chwili myślałem, że będzie walczył z triple-double :). Marco Belinelli był fałszywym skrzydłowym, gdyż Monty non stop rotował swoimi niskimi zawodnikami. 10 punktów od Włocha, raz konkretnie z góry, po podaniu Ayona, raz rozwalił konkretnie kontrę 4 na 2 gdzie biegł po prostu przed siebie z piłką i wpadł na gościa ze Spurs... BEKA. Vasquez dzielił się piłką z JACUNIEM. Jego 33 minuty na parkiecie to kawał dobrej roboty. 10 punktów (brał na plecy niższego Parkera), 6 radarowych asyst i 4 zbiórki. Choć wolę, jak kieruje grą drugiego garnituru. Jarret JACUNIO Jack był on fire prawie cały mecz, raz skończył akcje z GÓRY. Z GÓRY. CZYLI WSAD! Szkoda, że nie wziął na siebie końcówki, w której stracił piłkę i w której ostatnią piłkę rzucał Belinelli. No nic, taki był plan Monciaka. 27 punktów (mistrzowskie OH SHIT po osobistym, kolejny raz w sezonie!), 7 zbiórek i 5 asyst. Kolejne flirtowanie z TD. Z ławki najlepiej zaprezentował się Carl Landry, nasz rekonwalescent kochany. 15 punktów (on i Jack uczęszczali do szkoły Ayona z rewersami! KOZAKI) i 5 zbiórek w 29 minut gry. Oby to była zapowiedź powrotu do formy. Szkoda tylko tych 5 strat, a większość była po faulach w ofensywie... Poza tym, tylko 4 zawodników Hornets traciło tego dnia piłki. Poza Landrym, byli to Belinelli -3, Vasquez i Jack -po 4. TRZEBA OGRANICZAĆ! Johnson standardowe 5 minut w którym to czasie zebrane zostały przez niego dwie piłki. Xavier Henry po poprzednich dwóch niezłych ofensywnych meczach tym razem nie znalazł drogi do kosza. Rzut nie siedział. Co dziwne, Aminu nie zaczął w S5, w zastępstwie za Trevora, ale świetnie spisał się z ławki zdobywając 8 punktów, zbierając 6 piłek i blokując 2 rzuty. JEDEN BLOK BYŁ TAK DOSRANY, że nie pojawił się w top10... Zdjął Duncana z 78 piętra... Ale po co dawać coś takiego do top10... Po stronie Spurs zadziwiająco dobrze spisywał się DeJuan Blair. Był go-to-guy'em od samego początku, zdobywając aż 23 punkty. Pod koszem miał zdecydowanie za dużo wolnego miejsca. Do tego dołożył 7 zbiórek. Timmy miał bardzo cichą noc, nie grał tak dobrze jak w poprzednim spotkaniu tych dwóch drużyn. 13 punktów (4/11), 7 zbiórek i 3 bloki. Kawhi Leonard wreszcie zyskał w moich oczach i mimo iż ceglił (3/12), to był BARDZO aktywny, zbierając 7 piłek z czego 5 w ofensywie i grał świetny defence. Danny Green trafił najważniejszy rzut spotkania w końcówce 4q. Poza tym był raczej niewidoczny. 6 punktów i 7 zbiórek (czwarty gracz pierwszego składu z siedmioma zbiórkami). Tony Parker był on fire tylko w 3 kwarcie, w której zdobył 8 ze swoich 12 punktów (6/16). Do tego dołożył 10 asyst, ale nie był tym samym kandydatem do MVP co przez resztę sezonu. Z ławki najlepiej zagrał Capitan Jack. Wyraźnie ten transfer wyszedł mu na dobre, bo odzyskał chęć do gry. 14 punktów (5/15) w 29 minut. Bonner trafił tylko jedną trójkę w meczu. 3 punkty i 5 zbiórek od rudolfa. Dentmon jako backup się nie nagrał. Tylko 7 minut gry i 2 punkty. Boris Diaw powoli wkomponowuje się w drużynę. Tym razem tylko 11 minut na boisku. James Anderson zdobył 6 punktów . Bolączką dla Spurs jest brak Tiago Splittera i Gary'ego Neala. Muszą chuchać na nich i dmuchać, bo będą bardzo ważnym ogniwem przed ciężkimi play-offami.

MVP: Ostatnio oglądać JACUNIA to sama przyjemność. Robi wszystko, stara(?) się jak może. Po stronie Spurs Blair.
Najlepszy występ z ławki: CARL WITAMY! I ten uśmiech, MIAZGA!
Najsłabszy występ: Duncan&Tony muszą się obudzić!
Gwizdki: No tutaj to sporo zastrzeżeń. Gwizdnęli chyba więcej fauli ofensywnych niż zwykłych, a wiele kontaktów nie zostało gwizdniętych... MIERNIE.
Krajobraz po CP3: Jack gra SPOKO! Paul i ekipa uratowali posadę Del Negro na jakiś czas...

2 komentarze: