sobota, 17 marca 2012

Game 44 vs. Washington Wizards



WOW... nie wiem, czy były to kalkulacje, czy co. Porażka to porażka. Wizards po tym meczu zrównali się z Nowym Orleanem w ilości zwycięstw. Co ciekawe grali bez Javala i Nicka. Jeszcze raz potwierdza się teza, że Hornets grają miernie z miernymi i nieźle z niezłymi. Pozytyw jaki do mnie dotarł dzisiejszego wieczoru jest taki, że drużyna, zostaje w Luizjanie. Do 2024 roku. Pięknie :). Jest za co pić przez najbliższe parę lat. Nie będę musiał wyrzucać zakupionych ubrań, choć w tej sprawie dużo krwi napsuł mi Chris Paul. Coraz gorzej wstaje mi się na te mecze, może to wina nadchodzącej wiosny. Do końca pozostały 22 mecze, czyli 2/3 sezonu za nami. Walka o pick rozpoczęła się na dobre. Myślę, że o tankowaniu poza Bobcats, Hornets i Wizards, myślą głównie Warriors, Blazers i Nets. Będzie ciekawie! Portland poczyniło spore kroki w drafcie, do Hornets wciąż nie wracają wysocy. Nets niby ściągneli G-Force'a, ale woleliby, aby ten zastrzeżony pick poszedł do nich. Nene wspomoże Wizards i tu nadzieja, że uda im się wyrwać jeszcze kilka meczy. Wracając do meczu, to Hornets nie udało się nic. Nie wykorzystali jako takiej przewagi podkoszowej i nie udało się ograniczyć Wall'a, co w konsekwencji spowodowało dziesięciopunktową porażkę. Kaman podjarany tym, że został w Nowym Orleanie rzucił 20 punktów, ale 16 w pierwszej połowie. Wyraźnie brakowało go w drugiej, gdzie po prostu bał(?) się brać na swoje barki odpowiedzialność. Dodał do tego 7 zbiórek i 4 asysty. No, ale z nim Hornets byli najwięcej, bo -12... Ariza niestety wraca do czasów, kiedy rzut nie był jego mocną stroną. Szkoda, bo już wydawało się, że znalazł jako taki rytm i nauczył się selekcjonować rzuty. 13 punktów (3/11), 4 asysty i zbiórki oraz 2 przechwyty. Ayon rozkręcał się z minuty na minutę, chyba podziałało to na niego, że drugą połowę zaczął z ławki. Monty wie co robi. Wreszcie jego statystyki mogły zaimponować. Zdobył rekordowe 16 punktów (2 raz w karierze, raz zakończył akcję z góry OLE OLE OLE OLE!) i zebrał 9 piłek. Wyglądał i ruszał się bardzo przyzwoicie. Był cały mecz aktywny, walczył o każdą piłkę. Takiego EL TITANA można oglądać cały czas. Belinelli to Belinelli. Tym razem niby 50% z gry (8 punktów), ale nie przydał się drużynie. Jarret Jack po świetnym meczu w ofensywie przeciwko Lakers tym razem rzutowo wyglądał dobrze tylko w trzeciej kwarcie, gdzie zdobył większość, ze swoich (tylko) 11 punktów. Do tego 5 asyst. Vasquez z ławki starał się jak mógł, zastępował w końcówce Włocha. 10 punktów i 6 asyst, ale też 4 straty. Henry kolejny krótki mecz, co niepokoi. Aminu robił swoje, ale też zbyt długo się nie nagrał. Skończył ładnie z góry, co staje się już u niego normą. Lance Thomas rzucił 5 punktów, ale zagrał jeden ze swoich słabszych meczy ostatnimi czasy. Po stronie Wizards rozklepał nas John Wall. Drugoroczniak jest chyba najszybszym zawodnikiem w lidze, biega w te i wewte, nie czując zmęczenia. Jeden krok i cała piątka, wraz z trenerem i ławką drużyny przeciwnej są w tyle. Przekonali się o tym m.in. Jack, Belli i Ariza. 26 punktów, 12 asyst, 4 zbiórki i 3 przechwyty. UNSTOPPABLE! Sama przyjemność, wyraźnie odżył(?). OBY. Obok niego brylował, ale już z ławki, Roger Mason Jr. Dawno nie widziałem gościa, który był aż tak ON FIRE. 19 minut i 19 punktów. Rzuty od tak wpadały. Seraphin zaczął za McGee w pierwszym składzie i wygląda bardzo dobrze. Teraz pojawił się mu mentor w postaci Brazylijczyka, więc będzie tylko lepiej. 12 punktów i 9 zbiórek. Booker grał najdłużej obok Wall'a, ale poza 14 punktami niczym się nie wyróżnił. No chyba, że dość ciekawymi stratami. Wszystkie były do siebie podobne. Jordan Crawford mam nadzieje wykorzysta nieobecność Young'a i stanie się bardzo solidnym i równym zawodnikiem. Powinno mu się lepiej grać, wiedząc, że żaden sęp nie czeka na spore minuty. 16 punktów, czyli podobnie do Nick'a. Evans i Vesely grali króciutko. Blatche raził IQ jak zawsze. 2/9 (4pts), ale też 4 zbiórki i 3 bloki. Shelvin Mack, ex Butler, wygląda na parkietach NBA bardzo solidnie, jak na wybór w drugiej rundzie draftu. Trafiał co miał do trafienia, ładnie rozgrywał. Tęsknie za tymi czasami, gdy Butler miotło w NCAA. W końcu zaczęło się March Madness, ale bez tej drużyny jest jakoś pusto... Póki co nie znalazłem dla nich zastępstwa... Dzień przerwy i czas na New Jersey. Kolejny mecz 'na szczycie' się zapowiada, nie ma co.

MVP: John Wall, bez dwóch zdań. Czekam, aż będzie miał z kim grać, a zaczyna się robić coraz lepiej. Zdetronizował nawet Ayona!
Najlepszy występ z ławki: Mason. To trzeba umieć. Gorący przez 19 minut gry, laski szaleją!
Najsłabszy występ: Jack rozbudził mój apetyt i jak do podań przyczepić się nie mogę, tak mógłby być aktywniejszy w ofensywie. Miernie zagrał także Kaman, w drugiej połowie.
Gwizdki: Parę fauli gwizdniętych z dupy, nawet takich, gdzie NIE BYŁO kontaktu absolutnie żadnego. Chyba, że to wiatr po szybkości Wall'a tak działał.
Krajobraz po CP3: U Jacka trzeba często wymieniać baterie? Chyba tak. Poza tym Paul przegrał mecz z Phoenix. W Phoenix nie grał Nash i Hill. BEKA WIECZNA!

1 komentarz: