wtorek, 6 marca 2012

Game 38 vs. Portland Trail Blazers



WIOSNA BLISKO! Pierwszy raz w tym sezonie kładłem się spać, kiedy było już widno. Czas się do tego przyzwyczaić... Wstawanie o godzinie 4.00 to MASAKRA, najfatalniejsza godzina do wstawania, nawet jeśli wstaje na Hornets. Kto wymyślił ten katorżniczy podział na strefy czasowe (hehe) powinien siedzieć w więzieniu... Trzeci mecz w tym sezonie przeciwko Portland. Od trzeciej kwarty mecz bez historii (run z dupy 17-2 i Hornets -20). Taaaa powrót do korzeni... powrót do magicznych trzecich kwart. DZIESIĘĆ PUNKTÓW. Aż się łezka w oku kręci tak brakowało tych zabawnych kwart. Nowy Orlean już był w ogródku, już mógł wyrównać stan spotkania na początku 3q. Niestety poszedł cynk, że trzeba walczyć o pick w drafcie, bo losowanie coraz bliżej. Zawodnicy tak też zrobili, zaczęli grać 'swoje'. Kaman poczuł wspominaną na wstępie wiosnę, poczuł świeżutką zwierzynę, myślami był już w lesie, z ukochaną strzelbą, celując w jelonka Bambi. Tak się rozanielił, że jego rzuty ledwo dolatywały do kosza (4/13). Stał sobie w obronie nikomu nie przeszkadzając (zebrał 11 piłek), myśląc o kolorowych motylach, o leśnych strumyczkach, o delikatnym słoneczku przenikającym przez liście w wysokich partiach lasu, o spokojnym dźwięku strumyczka, który koi jego zmysły. DOŚĆ TYCH BZDUR! Kaman zagrał kiszkę, jak większość, nie ma co szukać winnych. To wina Kamana. Poza tym standardowe 4 straty. Nijak nie mógł wykorzystać przewagi wieku nad Camby'm czy Thomasem. Ariza wrócił, już bez kaszlu, wyzdrowiał, ale nie wyzdrowiał. Zagrał jedno z przeciętniejszych spotkań w sezonie (choć początek miał spoko, od razu blok i przechwyt), jednak skutecznie wyłączał się razem z G-Forcem. 4 punkty, 5 zbiórek oraz 3 przechwyty od rekonwalescenta. Ayon w pierwszej połowie skutecznie wykluczył z gry L.A. Często wchodził pod kosz (raz mógł zabić z góry, jednak został sfaulowany, ZABIŁBY CAŁĄ DRUŻYNĘ PORTLAND I KIBICÓW I ROY ORAZ ODEN BY NIE WRÓCILI PO KONTUZJI I TO BYŁBY KONIEC ORGANIZACJI BLAZERS! CAŁY el titan), rzucał osobiste, reverse lay-upy (nie trafił jednego :( ). Skończył z 10 punktami, 3 zbiórkami i asystami (poczeka, spojrzy, FACHURA) oraz z 2 przechwytami. Pozostali zawodnicy muszą się od niego uczyć determinacji. Gdy EL TITAN stracił piłkę, to chwilę później, w tej samej akcji ją odzyskał. KONSEKWENTNY! Występ JJ2 chyba można przemilczeć. Kaszanka, gra w pierwszym składzie nic mu nie dała. Za często się przewraca, za co drużyna płaci głupio branymi czasami. 3 punkty i 3 asysty w RÓWNE 27 minut. Z kolei w RÓWNE 21 minut lepsze statystyki wykręcił Vasquez. 9 punktów, 3 asysty i 3 zbiórki, oraz kontynuowanie LATIN CONNECTION! Najlepszy mecz w drużynie z Luizjany zagrał Marco Belinelli, który nie ma to tamto, ostatnio zadziwia. 18 punktów i 5 zbiórek. Szkoda, że nie siedziała mu trójka... Solomon Jones po poprzednich świetnych meczach chyba spoczął na laurach, albo też wstał o 4.00 na mecz, tak jak ja. Henry solidnie (9pts), bez cegieł się obyło, w przeciwieństwie do Aminu, który jednym air-ball'em zmiótł konkurencje :) NO NIE DAŁO SIĘ WTEDY GORZEJ RZUCIĆ... Bez krycia, blisko do kosza... 5 punktów i 5 zbiórek. Lance Thomas grał już wtedy, kiedy mecz się rozstrzygnął. Hornets głównie pogrążyły rzuty osobiste (59%), bo w reszcie statystyk Portland aż takiej przewagi nie miało. Do pierwszego składu Blazers wrócił Felton, który ostatnim czasem grał ostrą chałę. Oczywiście, musiał jako tako się przebudzić. 11 punktów (dobre penetracje po kosz) i aż 10 asyst. Wallace jak już pisałem wyżej, skutecznie wyłączył się ze spotkania z Arizą. Skuteczność (2/8), ale pod nieobecność na boisku Trevora pchał się non stop na linie osobistych (8/8). 13 punktów od niego. LaMarcus zagrał BAAAAARDZO przeciętnie (1/7), miał problemy z klejem w łapach, a i tak nie pomógł Hornets w zwycięstwie. Tylko 10 punktów (większość 3q) i 11 zbiórek od jednego z najlepszych punktujących w lidze. Defence działał, no ale skoro Portland poradziło sobie bez LA, to coś jednak było nie tak. Camby zbierał (16), czyli robił to co się od niego wymaga. W pewnej chwili poczuł także wiosnę i (w przeciwieństwie do Kamana) pokazał to na boisku zaliczając świetną akcję, która raczej dziwnie wyglądała przy tak wiekowym zawodniku. TE AKROBACJE. NAJS! Batum przewodził wszystkim punktującym z 19 oczkami (co jedną dobitkę miał to szok) i wydaje się lepszą opcją w pierwszym składzie niż Matthews. Wes z ławki zdobył 12 punktów, co było najlepszym wynikiem rezerwowych. Jamal Crawford na szczęście powstrzymał się przed skarceniem Hornets, bo zdobył tylko 5 punktów. Przybilla powstrzymał się przed głupotami i nikomu nie świecił jajcami nad głową (a Rubio mógł je ugryźć...). Kurt Thomas i Elliot Williams dodali w sumie 8 punktów, a Smith, Babbitt i Smith (ale nie ten sam!!!!!!!) zamykali spotkanie i nie zrobili nic. Przez pewien moment spotkania obserwowałem walkę Hornets z pobiciem wyniku D-Willa, czyli z 57 punktami. Na szczęście pozwolili im porzucać w 4q troszkę. No i wszystkim chcącym się pośmiać polecam mecze Hornets nie ze względu na poziom, a na dwóch (trzech) wybitnych komentatorów. WIECZNA BEKA NA CST! Licht, McGregor, Howell.

MVP: Młody Camby! Oby zdrowie dopisało i oby grał do sześćdziesiątki! Ahhh ten przebłysk!
Najlepszy występ z ławki: Nikt się nie wybił zbytnio, statystyki przemawiają za Matthewsem
Najsłabszy występ: Raczej JJ2, Kaman miał chociaż double-double.
Gwizdki: LA tylko z jednym faulem, coś nie tak chyba ;) Poza tym nawet bez narzekania, mimo iż przegrali.
Krajobraz po CP3: Nie chce go oglądać przez następne 8 lat... Przyłącze się do gwizdania 22 marca na jego osobę. Zmiękła kita w 4q? JAK MOŻNA było spudłować tego osobistego na remis z Minnesotą... CP nie chce dobrego picku dla Hornets? Nie do pomyślenia taka sytuacja w Nowym Orleanie, że Paul pudłuje tak ważny rzut... i to osobisty. Pamiętam jak miał bekę w zeszłym sezonie, gdy nie grał w meczu z Dallas i krzyczał do Chandlera, który się przejął i nie trafił dwóch osobistych. Kto teraz krzyczał do Paula?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz