środa, 30 stycznia 2013

Game 45 vs. Los Angeles Lakers



Z korupcją nie wygrasz. Nie da rady pokonać skorumpowanych organów policyjnych oraz skorumpowanej NBA... :D :D :D. No kutasy straszne z tymi gwizdkami biegały, dostawałem tylko białej gorączki od tych decyzji, które koniec końców pozbawiły szans na zwycięstwo... No bo musi być ten wielki powrót Lakersów, wielki heroiczny run po play offy, a może i po mistrzostwo. Kreowanie Kobasa jako wybitnego asystenta, który nim nie jest, bo Vasq zjadł go i przeżuł kilkakrotnie!

Hornets byli drużyną lepszą, dużo bardziej zgraną, z WIDOCZNĄ chemią. Po prostu wyglądali jak normalna drużyna, w przeciwieństwie do tych paskudnych anomalii z Los Angeles. Gdzie można zobaczyć takie dziwy, żeby Dwight zebrał tylko 4 piłki (po połowie tylko 1) w 37 minut gry? Gdzie Nash rozdaje po 5 asyst w 35 minut? W jakim mieście Rivers trafia 2/2 z osobistych? TAKIE RZECZY TO TYLKO LOS ANGELES. Paskudne miasto, które po prostu psuje zabawę i przyjemność gry innym.

Przecież te kilka kluczowych gwizdków to był jakiś szereg nieporozumień i jakiś słaby, niesmaczny, żart. Cud, że w ogóle mieli czelność odgwizdać DH12 błąd 3 sekund w pomalowanym. Zrobili to tylko raz, a powinni gwizdać co pozycję. I to jest fakt. Nie tylko jemu, ale całej drużynie z Los Angeles, na czele z trenerem. Przyrośli do pomalowanego na tak długo, że mijał ich chyba Abdul-Jabbar i Jerry West. No, ale w samej końcówce nie gwizdnąć tego, to już szczyt. Hornets rozkręcali się z sekundy na sekundę, zrobili niesamowity run, żeby wszystko pogrzebały gwizdki... I pierwszy raz spotkałem się z sytuacją, że odwołano faul techniczny. Oczywiście odwołali Bryantowi...

(tu chciałem wstawić zdjęcie płonącej koszulki Mamby, ale nie ma czegoś takiego... nawet palili koszulkę Nasha... chyba spalę swoją Bryanta, którą mam i zamieszczę relacje :D)

No, ale to nie do końca wina nieszczęsnych gwizdków... Jak pierwszy skład zagrał miód, to ławka zagrała gówno totalne. No dawno nie było czegoś takiego. Nie mówię, że zagrali paskudnie, ale mieli dwa tak olbrzymie przestoje (w 2q okres 0/15 z gry...), że każdy mógłby ich ograć. I przez to, S5 brakowało czasu, żeby odrobić te straty. Pięknym runem w 4q się nie udało, ale brawa za walkę i za udowodnienie Lakersom, że nie mają czego szukać w PO z tak marną grą.

Oczywiście komentarz z tego miasta jest najpaskudniejszy z paskudnych. I Clippersi i Lakersi muszą postarać się o odświeżenie tego stanowiska. Bo podniecanie się każdą PRÓBĄ asysty przez Kobasa to chyba za wiele. Nie wiem, czy ci panowie się tam dotykali, ale darli się w niebo głosy przy wszystkim... Zero przyjemności z tego czegoś... Propsowany tylko C-Webb w studio, bo ma piękną bekę z nazwy Pelikany. C-Webb WIECZNY SZACUNEK!

PRZEJŚCIE

AMINU - Tu nie ma co pisać, Aminu po prostu spalił się psychicznie (pudłowane proste layupy). A nie wiem czemu, nie miał zbyt odpowiedzialnych zadań, pozycja SF przecież w Los Angeles nie straszy. No, ale 4 zbiórki i 4 faule w 17 minut. I gdyby te faule przynosiły jakiś skutek. A on po prostu faulował i przeciwnik non stop kończył akcje 2+1...
DAVIS - Davis mógł w pojedynkę zniszczyć Lakers, gdyby tylko dostał jakiekolwiek minuty. Mógł zagrać mecz, o którym mówiłoby się w kuluarach. Koleżkowie tak otwierali mu podaniami kosz, że grzech było tego nie wykorzystać. Lakers gubili się wtedy z kryciem i tu pytanie do Monty'ego Montany. Czemu Mewa Kochana zagrał tylko 22 minuty? No przecież to niepojęte. Już nie patrząc na faule, na pewno powinien grać dłużej. Monty dalej nie znalazł miejsca na parkiecie dla niego i dla Andersona? SHAME!
LOPEZ - Lopcio udowadnia, że w NBA potrzebne są minuty. Rzadko kiedy gra w końcówkach, ale w tym meczu spisał się bardzo dobrze. Howard nie zniszczył go totalnie, Lopez potrafił odpowiedzieć dobrym zagraniem w ofensywie, a przede wszystkim pozbierał trochę piłeczek, głównie na atakowanej tablicy, a jakże!
GORDON - Na starcie meczu (szkoda, że znów niewidoczny w drugiej odsłonie) wyglądało to tak, że chciał w pojedynkę rozprawić się z frajerami. Rzucił, trafił, rzucił, trafił, rzucił, był faulowany, rzucił od tablicy za 3, trafił. Tego dnia po prostu wyglądał bardzo solidnie, jakby nigdy miał się nie pomylić. Dostawał się na linię, a przede wszystkim z Vasquezem robili kolosalną różnicę i Hornets byli +15, gdy na parkiecie był ten duet.
VASQUEZ - To jest rozgrywający, nie podający piłeczkę. Wspaniałe double double 15-15, wrócił ze swoim rzutem i potrafił wykorzystać różnicę wzrostu nad Nashem (mógł robić to częściej...ale skutecznie wybijali mu to z głowy sędziowie, kiedy ani razu nie wysłali Generała na linię, KIPNA!). Kiedy trzeba było, przyspieszył, potrafił zwolnić, a przede wszystkim dowodził wszystkimi gonitwami Hornetsów. Raz też ładnie darł mordę chyba z 10 sekund 'three seconds' trzymając DH w pomalowanym. NIC Z TEGO CO ZA SZUJE Z GWIZDKÓW...
ANDERSON - Andy rzucał. W tym meczu jednak wolałbym zamianę tych jego rzutów, na grę Davisa. 
THOMAS - Monty musi zabronić mu ofensywnych działań, bo on po prostu nie czuje tej gry. Ale defensywa jak zwykle miód, dostaje minuty to od razu dostaje kopa i bierze się do roboty. MWP wyłączony z gry!
SMITH - Chociaż trafiał osobiste, bo na jump shotach ręka mu drżała strasznie, a tego najbardziej potrzebowali gracze Hornets w 2q, żeby Jason odpalił i w końcu trafił jakiś rzut. Ostatecznie 1/6 i znów bezpłciowo pod koszem. 
RIVERS - Coś koło półtora miesiąca minęło od czasu, kiedy ostatnio trafił 2/2 osobiste (raz był 1/2 i zepsuł idealną noc dla Hornetsów z osobistych, a mogło to dać zwycięstwo przy 64% z linii Lakers...). A to sporo czasu, wliczając do tego to, że prawie w każdym meczu udawał się na linię osobistych. Koniec końców przyzwoicie! Prawie dobił do 10 punktów, co u niego byłoby wyczynem nierealnym. Może tak działają na niego wielkie nazwiska? Kolejny błąd to taki, że Rivers grał w końcówce. NA CH*J MONTANA GO TAM TRZYMAŁEŚ? CZY TO BYŁA KARA? Przecież tą pi*dę mogli faulować kiedy chcieli i to byłby definitywny koniec...
ROBERTS - 0/6... Sheeeeeeeeeeeeeit. 
MILLER - Miller żyje moi państwo! Na początku nie odnotowałem jego wejścia... Bo te szmaciska z majka to przespały... Ale szybko przypomniał się zdobyczą punktową. WRÓCIŁ OFICJALNIE! Szkoda tylko, że Monty wysłał go na pozycje SF, kiedy w Lakersach grał tam Jamison. I ten pojedynek wzrostowy Darius przegrał... No, ale jedyny z ławki który był na plusie. Z nim Ornety +5!
MASON - Cieniutko, chwilowa utrata mocy...

MWP totalnie wyłączony z gry, niczym nie zaznaczył swojej obecności. Grał piach. Earl Clark zadziwia. Na szczęście lubiłem tego zawodnika zanim stało się to modne! I CO KIBICE LAKERUW NAWET NIE ZNALIŚCIE GO JAK PYKAŁ W FINIX SANS! Ale magiczne double double. 20-12 i Pau Gasol na ławce! Do tego Clark nie ma jeszcze renomy, bo gwizdnięto mu kroki przy wsadzie. WUT, SERIO? Dwight był celem prawie wszystkich podań ziomków z Lakers. Zdarzyło mu się odpalić cegiełkę czy nie trafić wsada, ale ostatecznie przyzwoicie. Nawet te zbiórki nadrobił blokami i przechwytami. Kobe to pier*olony sęp i lis, nienawidzę go :D. Te podanka w większości wymuszone (140% podań do DH12), a liczyłem na to, że Ornety udowodnią, że z Kobasa żaden Magic... Próbowali go podwajać. Prawie miał poniżej 10! No i beka z tego, jak zaczął się grunt palić pod nogami Lakersów i Kobe zaczął WSZYSTKO wymuszać (oczywiście dostał się nawet na linię osobistych, na sam koniec 4q. TO NIE PRZYPADEK TO MISTYFIKACJA!), zaczął wtedy rzucać. A jak się zakopał w pomalowanym to już był szczyt wszystkiego :D :D :D. Nash musi jak najszybciej uciekać z tego tonącego okrętu, bo nie widzę tam roli dla niego. No, dobra, zabił tym daggerem, który powinien być wcześniej w ogóle anulowany z powodu głupoty sędziów. No, ale zabił... Gasol miernie, podobała mi się ta jego niemoc na linii osobistych w pewnym momencie. Jamison z ławki oddał najwięcej rzutów ze wszystkich, ale jakoś to wyglądało. Steve Blake wrócił po kontuzji i znów straszy swoją facjatą. Podnietka taka była, jakby to Rose już wracał... Meeks wszedł i robił to co od niego wymagają, czyli rzucał z dystansu, z lepszym lub gorszym skutkiem. 

Back2back z Utah Jazz. Chyba trzeba pomóc Mormonom, aby odparli atak Lakers. No i Phoenix musi wygrać z Jeziorowcami również. Wtedy na pewno odpadną z PO! TAK! Ciekawe tylko, czy zagra Gordo Komisarz. 


I coś do posłuchania:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz