środa, 16 stycznia 2013

Game 38 vs. Philadelphia 76ers




Przed tym meczem chciałem iść do buków i obstawić, że w sumie te dwie drużyny nie zdobędą 100 punktów i, że będzie to jeden z najnudniejszych meczy w historii świata. Byłem nastawiony na wszystko, na najtragiczniejszy mecz ofensywny w dziejach, na wyjątkową niekompetencje, na olbrzymiego pecha. Ale nie byłem nastawiony na to, co zobaczyłem. Na mecz dwóch drużyn, których zbytnio nie interesowała defensywa, a zastanawiały się one jak tu efektowniej i efektywniej kończyć pod koszem, czy na dystansie.

No i takich Hornets można oglądać. Kto pamięta kiedy ostatnio zdobyli aż 111 punktów? Ponoć w 1979. Do tego udało się im zatrzymać przeciwników na 99 i pikniki z miasta braterskiej miłości nie miały darmowego żarcia. WIWAT!

Luizjańczycy w pierwszej kwarcie rzucili 35 punktów (tyle ile w ostatnim meczu tych drużyn po czterech kwartach pewnie). Myślałem, jest dobrze. Druga kwarta już bardziej przypominała mecze tych drużyn (18-19), ale po przerwie Ornety znów zaskoczyły i rzuciły 33 punkty (run 17-4). Na samym starcie czwartej mieli przewagę 20 punktów! Takich rzeczy jak w tym meczu to nie widziałem chyba nigdy w tym roku! Ale właśnie wtedy miałem największą kupeczkę w galotach. Dopiero wtedy wbił Nick Young i Kwame Brown (hehehe) i rozpoczął się ostry zjazd i ładna pogoń. Czy oni zawsze muszą zapewnić mi takie nerwy? Z 20 do 8 w 4q to tylko Hornets! Na szczęście jakoś się ogarnęli i nie oddali prowadzenia do końca. Wciąż wymiatają z Gordonem, wciąż jest walka o play-offy!

W meczu nie zagrał Lanca Thomas, z tego co się dowiedziałem to z powodu śmierci w rodzinie, choć na ławce był. Dziwne rzeczy!

PRZEJŚCIE

AMINU - Brak 10 zbiórek, hańba! Do tego zatarł dobre wrażenie wyrywając się przed szereg z jump shootem. Wynik tego znany wszem i wobec. PUDŁO. Pierwsze punkty zdobyte w 3q. Oczywiście alley był niezbędny! 
DAVIS - Jak już wreszcie ładnie wystartował, pod koszem i mid-range, to Montana pograł nim króciutko. A szkoda, bo można było jeszcze dłużej potrzymać go na boisku. Zdążył fajnie zablokować Hawesa.
LOPEZ - Ropcio też przyzwoicie od początku i także malutkie minuty. Tu jednak nie jestem już zły na Montanę. Widać, tak było najlepiej!
GORDON - Jakby mniej tych błędów, jakby trochę czuł się pewniej. Rzutowo w ostatnich dwóch meczach wygląda to już ładnie mógłbym rzec. Ale zagrał aż 32 minuty, więc występ przeciwko Bostonom jest wątpliwy... Brakowało trochę gwizdków, gdy na kontakcie wbijał się pod kosz. Jeszcze nad tym pracuje, nad miną 'FAUL PANIE SĘDZIO'.
VASQUEZ - MVP MVP! Ostatecznie wygrał pojedynek z Wakacjami (choć kiedy Jrue bronił agresywnie to Generał miał problemy)! Wygrał z nim także pojedynek w stratach, bo zanotował ich aż 6, co ostatnio rzadko mu się zdarzało. Ale jemu wszystko wybaczane! Nawet to, że został zablokowany, co zdarza się mu niezwykle rzadko. Trafił daggera za 3 (trójki u niego wyglądają BARDZO solidnie), kiedy już nikt nie mógł zagrozić Hornetsom. Do tego trochę pospieszył się z celebracją wyniku i śmiał się w twarz kibicom 76ers. MA JAJA ZIOMEK :D TO BYŁO PRZEMOCNE! 
ANDERSON - Bliski double-double z ławki, ale wciąż nie może znaleźć swojej klepki. I rzuca tak z dupy, raz wpadnie, raz minie wszystko co możliwe. Trochę niepotrzebnie rzucał w 4q na dobicie przeciwnika, a przez niego mieliśmy nerwówkę.
MASON - Staruszek zadziwia mnie w każdym aspekcie gry! Co on daje z ławki ostatnimi czasy to głowa mała. Za trzy to chyba już się nigdy nie pomyli (znalazłem i odpukałem w drewno)
SMITH - Chyba miał na uwadze, że gra przeciwko swojej byłej organizacji. Pierwszy rzut to cegła niemiłosierna, pod koszem znów gówno (Henry musiał go poprawiać...). Ale i tak dał dobrą zmianę, bo na 76ers nie potrzeba było walczyć za trzech pod koszami. 
HENRY - Jeśli grałby na takiej euforii cały czas, to miałby swoje minuty. Teraz trochę skorzystał na absencji Thomasa i w pełni to wykorzystał. Ta paczka z TOP10 wyglądała tak, jakby ktoś go trzymał w klatce trzy tygodnie i od razu po wypuszczeniu dał mu piłkę na dwutakt. Do tego ten blooper, co wyje*ał piłkę z kilkoma sekundami w zapasie też niezły :D. 
ROBERTS - Monty, chciałeś porotować minutami, a tu taki zonk i Niemiec tylko 7 minut. No, ale jakie te 7 minut. Na każda minutę przypadł punkt. Brian rzucał, powiększał przewagę i wyglądał nieźle. Niestety, to za mało, aby Montana dał ci minuty...
RIVERS - Czemu mi to robisz Monty i pozwalasz Austinowi zabierać minuty Robertsowi z pozycji PG. Przecież to już nawet przestaje być śmieszne. Cud, że ten marniak zdobył choć jeden punkt z osobistego (2/2 ostatni raz widział w 1979), bo to już w ogóle byłaby parodia. Oczywiście dawał się Turnerowi nabierać jak jakiś najsłabszy gimbus (w sumie to nim jest...).

Turner jak zwykle mecz all around, na Riversie robił co chciał, przy innych obrońcach miał problemy. Ale trafił trójkę, więc ma props. Tadek Young niestety słabiutko :(. Szkoda, bo to przekot znany od tylu lat, ale ten mecz mu nie wyszedł. Lavoy - center bez zbiórek, skąd ja to znam! J-Rich króciutko i raczej na niewiele się zdał. Jrue starał się jak mógł, robił dosłownie wszystko. Trafiał ciężkie rzuty z ręką na pysku, trójki na kontrach, spod kosza. Statystyki magiczne. Ale na nic się to nie zdało. Czegoś 76ers brakuje, a bez tego czegoś daleko im do PO. Hawes zaskakująco małe wsparcie z ławki. Ivey dorzucił trójkę do ładnie wyglądającego procentu tych rzutów Philadelphii (na początku meczu to trójki trzymały ich w grze). Wilkins był na boisku całe 20 minut. Chyba o 20 za dużo. Wright all around mecz, ale na szczęście nie odpalił za trzy, kiedy trzeba było. Kwame wbił na początku 4q i ja zacząłem się bać. Miał 2 zbiórki, jak na centra przystało, więc Brown>Allen na tej pozycji. No i Nick Young. Nie wiem czemu siedział cały mecz, ale kiedy już wszedł od początku 4q zaczęły dziać się straszne rzeczy. Przede wszystkim MÓGŁ rzucać bez zje*y od trenera. Na początku trafiał dosłownie wszystko i w pojedynkę mógł wygrać ten mecz. Na szczęście przerwy brane przez trenerów trochę wybiły go z równowagi. Cud że nie grał od początku, bo mógł dosrać ze 100 punktów. NICK SWAAAAAAGGGGGGG !!!

Czas na mecz back-2-back z Bostonami. Ciekawe jaki pomysł ma Monty i kim będzie grał. Czy Gordon zagra i czy zagra Thomas? Na pewno zagra Rivers, po raz pierwszy przeciwko swojemu starszemu. Ktoś tam ma nadzieję, że to na niego podziała motywująco. Ja temu komuś śmieję się prosto w twarz HAHAHAHAHAHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHA LOL.


I coś do posłuchania:

1 komentarz: