sobota, 12 stycznia 2013

Game 36 vs. Minnesota Timberwolves



Jesteśmy świadkami wydarzeń historycznych! Hornets powstają jak feniks z popiołów i rozpoczynają swój run po play-offy. Już za chwileczkę, już za momencik uciekną (miejmy nadzieje) z ostatniego miejsca na zachodzie i potem już prosta droga na ósme miejsce. Wszystko wykonalne! Wszystko w ich rękach.

Czwarte zwycięstwo z rzędu, a teraz z nie byle kim, bo z wrogami publicznymi numer jeden. Z najbielszą drużyną w NBA (zagrał murzyn w S5!)! Takie rzeczy liczą się podwójnie i podnoszą morale w drużynie, choć sam początek tego meczu niczego dobrego nie zapowiadał.

No właśnie, ten feralny początek. Nigdy tego nie robiłem, ale wczoraj autentycznie miałem  myśli o tym, żeby po jednej kwarcie wyłączyć mecz. Takiej żenady to ja dawno nie widziałem. Wynik 29-14 to i tak najmniejszy wymiar kary, bo Timberwolves to ogórki. No ale co Hornety za ryż odstawiały to głowa mała... Pozwalały na wchodzenie w pomalowane przy prawie każdej akcji ofensywnej przeciwników. A że był tam Pekovic, to było to bardzo skuteczne. Do tego co chwila jakieś kretyńskie faule, co w sumie doprowadzało mnie do białej gorączki.

Zostałem i się opłaciło. Rozpoczęła się wielka pogoń już w drugiej kwarcie. Na pierwsze prowadzenie Ornety wyszły jakoś w trzeciej kwarcie (55-54) i potem rozpoczęli odjazd. Minnesota nie miała żadnych szans, wyglądali na strasznie zagubionych i zaszokowanych. Do tego na ławce trenerskiej zabrakło Adelmana, z powodu choroby żony. Oby wyzdrowiała!

Sędziowie pięknie gwizdali, a okazali się paskudnymi rasistami. Hornets popełnili 26 przewinień, Minnesota tylko 13. Wilki rzucały 33 osobiste, Hornets 9. RASIZM. Wiadomo jakie są tego powody. Gwizdanie było totalnie z dupska, wiele gwizdów niezrozumiałych. Co ciekawe w drużynie z Nowego Orleanu szczęście miał Jason Smith, który wielokrotnie faulował w ataku, ale z tego powodu, że jest biały, zostało mu to odpuszczone!

I ostateczny wniosek. Można powiedzieć, że Minnesota przeje*ała ten mecz bardzo w stylu Hornets. Prowadzić pięknie, żeby doszło do 3 kwarty. ŁADNIE!

PRZEJŚCIE

AMINU - Lalalalalalal JESTEM BESTIĄ! Aminu double double, ostatnio takie statystyki na porządku dziennym. Jego blok można podziwiać na foteczce UP. O każdą z tych 13 zbiórek walczył jak o zdobycz na sawannie. Coraz mniej rzuca z mid-range, co cieszy, bo autentycznie nie pamiętam kiedy coś z tamtego miejsca trafił. Nie pamiętam od 1979. 
DAVIS - Strasznie surowy ostatnimi czasy. Do tego chyba pierwszy raz w NBA nie miał w meczu żadnej zbiórki i żadnego bloku. Chyba jeszcze kac go trzyma po sylwestrze, bo w tym roku jakoś jeszcze się nie ogarnął. Brew straciła swoją moc? 
LOPEZ - Nic ciekawego, ale fajnie, że pojawił się w TOP5 zawodników z najlepszym procentem z gry! 
GORDON - Pierwszy raz chyba nie zaczął od jakiegoś zwalonego procentu z gry. Koniec końców i tak skończył ze statystyką 6/16, bo zdarzało mu się coś przeforsować, no ale jak już Gordon trafił swój rzut za trzy, to mu wybaczamy. 
VASQUEZ - Tu sędziowie szybko chcieli rozstrzygnąć mecz i posadzili Vasqueza za faule. Nie nagrał się zbytnio w pierwszej połowie (poza samym gorącym startem, gdzie mieliśmy pojedynek punktowy Generał vs. Peko), ale już w drugiej grał prawie wszystko i robił zadziwiające rzeczy. Kolejne double double, kolejny wybitny mecz jako głównodowodzącego. Asysty robił z olbrzymią łatwością i gdyby nie siedział w pierwszej połowie, to padłby jakiś rekord!
ROBERTS - Monty musi ogarnąć mu minuty, bo gdy ma ich mniej, to forsuje, żeby jakoś do siebie przekonać. Jak ma więcej gra dużo spokojniej. Tej nocy przyzwoicie!
ANDERSON - Jednak nie utracił wszystkich mocy i przypomniał sobie jak trafiać trójki. Ale wciąż może lecieć na lepszym procencie! 
THOMAS - Aminu gra w S5 i Aminu wchodzi z ławki. Wspaniały duet. Dobrze mieć taką bestie na ławce. Do tego mądrze fauluje. Po Duke człowiek! 
RIVERS - O te cztery i pół minuty za długo. Nawet w D-Leauge by nie grał tyle czasu. Czego się nie dotknął, to zje*ał, ale ja nie byłem zaskoczony. Czyżby w końcu Monty przejrzał na oczy i ten marniak przyrośnie dupskiem do ławki?
SLOAN - Zagrał tyle ile Rivers, wszedł na pozycje PG, a ja się pytam po co ta baletnica w Nowym Orleanie? W tamtym momencie to SF był konieczny, nie PG. Teraz Donald posiedzi jeszcze chwile, znów naobiecuje gruszek na wierzbie, a skończy się jak zwykle, zwolnieniem. 
SMITH - W czwartej kwarcie czego nie dostawał, zamieniał na punkty. Akcja po akcji. On fire tak samo, kiedy gram Hornetsami w 2k. Zasłona Smitha, pick n pop i punkty. Może miliardy zdobywać. 
MASON - Staruszek zadziwia. Wchodzi, rzuca, trafia. ŚWIREK! Wszyscy shooterzy z drużyny mogliby się od niego jeszcze dużo nauczyć. Nie wiem w czym tkwi jego sekret, ale przynosi to rezultaty. Nie pamiętam kiedy ostatnio nie trafił trójki. 
HENRY - Znaczy się, że Henry jeszcze żyje. Dobrze wiedzieć. 

Kirilenko jak zwykle wszystko robił, latał wszędzie gdzie mógł. Cunningham był tym jedynym murzynem w S5 i na szczęście nie mógł znaleźć swojej klepki. Ale to nadal CZARNA NADZIEJA W TYM BIAŁYM MIEŚCIE! Pekovic zaczął po swojemu, dosłownie wszystko przez niego przechodziło. Na szczęście wreszcie nie zniszczył całej koszykówki! Shved już jakby się ustabilizował i kibice Minny mogą śmiało zacząć od niego więcej wymagać. Ale chyba nie jest lubiany w drużynie, bo faulował go nawet Pekovic. Ridnoura to ja nienawidzę, nie wiem co z nim nie tak, ale po prostu działa mi na nerwy. Rubio nie powinien być dopuszczony do trafienia tego jumpera z mid-range, ale na szczęście był marniakiem i tracił czego się nie dotknął. Do tego ta piz*a przewracała się przy każdym mocniejszym podmuchu wiatru. Zresztą cała ławka kaleczyła koszykówkę i nie wytrzymała tempa ławki z Hornets. Fason jako tako trzymał Williams, miał chwilę, gdy był go to guyem, ale już Stiemsma i Amundson byli po prostu biali. 

Czas wyruszyć na wschód! Na początek mecz w MSG. Knicks przegrali trzy ostatnie mecze, a Hornets wygrali cztery. Kto przerwie swoją serie? Ja już wiem, a Ty?


I coś do posłuchania:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz