wtorek, 15 stycznia 2013

Game 37 vs. New York Knicks




Ciężko! Nie lubię oglądać meczy o tak wczesnej porze. Nie wiem co jest, ale rujnują mi zawsze cały, misternie ułożony plan! Do tego jeszcze gdyby to wygrali to byłaby zupełnie inna gadka. Gdyby zagrali na jakimś przyzwoitym poziomie. Gdyby przedłużyli serie do 5 zwycięstw z rzędu (już 4 zwycięstwa, to najdłuższa taka seria od czasu odejścia Paula). Niestety nic z tych rzeczy...

Mecz  był transmitowany na Canal+ więc tym większa szkoda, że tabuny moich znajomych oglądali te wątpliwe widowisko i do tego mieli czelność to komentować! ZNAWCY WIELCY! WIELCY PROFESOROWIE...

Ornety zaczęły z wysokiego C. Skutecznie w ofensywie, dawali radę w defensywie i potrafili uzyskać przyzwoitą przewagę. Później mecz oscylował już w okolicach remisu, za co jestem wdzięczny nieskuteczności przeciwników. Melo zaczął od 1/10, a J.R. Smith nie był wcale lepszy. Wyglądało na to, jakby Knicks mieli już nie znaleźć drogi do kosza i jakby mieli zanotować czwartą porażkę z rzędu. Nic z tych rzeczy, a druga kwarta to był ich popis. Anthony wrócił na właściwe tory i w pojedynkę odpalał rzut za rzutem.

Do wszystkiego doszła jeszcze słaba gra rezerwowych. Niestety, gdy byli na boisku, to zdarzały się największe przestoje w grze, do czego ostatnimi czasy nie przyzwyczaili.

No nic, każda, nawet najdłuższa seria (LOL) ma kiedyś swój koniec. MSG okazało się zbyt ciężkim terenem, ale ja to tłumacze tą wczesną godziną. CZYŻ ICH NIE POJE*AŁO GRAĆ KIEDY SŁOŃCE JESZCZE ŚWIECI ???

PRZEJŚCIE
AMINU - SELEKCJA RZUTOWA! 1/1 z gry! Takich rzeczy się w sumie od niego wymaga :D. Nie masz możliwości zdobycia punktów, nie rzucaj! Do tego po raz setny z rzędu podwójne zdobycze w zbiórkach. Jestem zszokowany z jaką  łatwością to robi. Gdyby jeszcze był regularny... 
DAVIS - Topornie w ataku, choć był bliski double double. Niestety w obronie także nie za specjalnie, szczególnie gdy zdarzało mu się bronić na Melo, nie bardzo wiedział jak się do tego zabrać i popełniał błędy. Stat pokazał mu miejsce w szeregu, gdy przepychał go jak jakieś piórko...
LOPEZ - Walka, walka i jeszcze raz walka. Jak zwykle na atakowanej tablicy lepiej niż na bronionej. Procentowo też ładnie zatrzymany przez defensywę Knicks.
GORDON - No jak Gordonik trafił pierwszy rzut w meczu, wiedziałem, że w końcu coś zaskoczyło. Nadal Monty nie forsuje jego minutami, co jest bardzo dobrym posunięciem. Nadal forsowanko obecne, szczególnie trójka mu nie siedzi, ale przecież nikt mu nic nie powie...
VASQUEZ - Gdzieś nam się MVP zagubił w Wielkim Jabłku. To nie był jego mecz i nie ma co się nad tym spuszczać. I oby takie mecze zdarzały mu się jak najrzadziej. Asysty poniżej 9, do tego powrót do 4 strat. Głupich niestety...
ANDERSON - Chyba mierzy w rekord NBA w statystyce najwięcej oddanych rzutów za trzy. No po prostu czasem się go nie ogarnia w tym aspekcie...
SMITH - Co to się stało, że tylko 6.50 na boisku? Zasmuciła mnie jego forma rzutowa (półdystans, bo pod koszem to już zawsze będzie sierotą), a raczej jej brak :(. MSG widzę zbiera swoje żniwo...
MASON - Ojciec własnego sukcesu. Sam sobie zawdzięcza to, że dostaje już tak przyzwoite minuty (no i marności Riversa poniekąd) i wchodzi już w pierwszej kwasrcie. Mason znów pokazał, że w rzucaniu trójek na wysokiej skuteczności jest lepszy od Andersona. JAKOŚĆ A NIE ILOŚĆ!
THOMAS - Czemu tak krótko? Powinien cały mecz bronić na Meloszu. 
ROBERTS - Spodziewałem się, że wobec miernej gry Generała, Niemiec dostanie jakieś przyzwoite minuty. Nie dostał, ale i tak zdarzył sypnąć 7 punktów.
RIVERS - Przez 03.55 na boisku nie można wiele zepsuć, prawda? - pomyślałem, po czym zobaczyłem Austina Riversa tracącego w tym czasie 2 piłki. NO PIER*OLONY ŻART. Cud, że spada w tej rotacji, bo krew by się polała...
HENRY - Tonący brzytwy się chwyta i Monty grał Belgiem w 4q. Kompletnie przespałem jego występ. Ale widzę, że rzucał ze skutecznością 75%. Znaczy dobrze! Znaczy Montana miał nosa! HENRY>RIVERS I TAK!

Melo cieniutko śpiewał od samego początku. Swój taniec zaczął w połowie (?) drugiej kwarty. I tak cud, że był taki marny, bo marny byłby wynik... Copeland zaskakuje! Swoimi trójkami dobijał mnie raz po raz. Swoją fryzurą rywalizował tylko z Imanem, który miał na głowie wielkie coś! I on serio jest rocznik '84? Ładnie! Wygląda młodziutko, gra jak świeżak. JEST EUFORIA! Chandler również cieniutko zapiał. Na tak słabej skuteczności nie grał od 1979. No ale zbierał, sponad wszystkich, co wielkim problemem dla niego nie było. Kidd odwieczny szacunek co tam zdarzyło mu się w D wyprawiać kryjąc Lopeza. James White zagrał w pierwszym składzie. Swoje jedyne punkty zdobył po wjeździe na kosz, przy którym wszyscy Horneci zapomnieli o jego istnieniu. Tyle od tego kota. J.R. oszczędził byłych koleżków (organizacje chyba) i cienko śpiewał do samego końca. Do tego znów udowodnił że dysponuje jednym z najwyższych IQ wśród koszykarzy i faulował Robertsa, który rzucał z połowy. BRAWO! Dziadunio Argentyńczyk to jest zawodnik, którego mogę oglądać. Bardzo podoba mi się jego gra, ale jakoś ciężko to scharakteryzować. Daje solidne minuty i wygrał w przedbiegach pojedynek najstarszych rookies PG! Do tego ładnie kontroluje grę, potrafi w odpowiednim momencie przystopować, uspokoić. Amare powoli wraca, powoli dostaje większe minuty. Do tego kibice pięknie go wspierali! Brewer jest tak słaby w ofensywie, że nie trafił nawet najprostszego layupa. Ale przecież nie jest od tego! Novak jak zwykle działa na nerwy. DRAŃ! 

Kolejny mecz z serii potyczek wschodnich. Znów o dzikiej godzinie, bo nie wiadomo, czy iść wcześniej spać, czy też nie. Na rozkładzie 76ers, i wspaniały pojedynek Vasquez vs. Wakacje! BĘDZIE MOC!


I coś do posłuchania:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz