czwartek, 24 stycznia 2013

Game 41 vs. Sacramento Kings




Piszę z drobnym opóźnieniem, ale niestety zastała mnie taka sytuacja jaka mnie zastała i nie byłem w stanie napisać wcześniej...

POŁOWA SEZONU ZA NAMI WUT WUT WUT !!!

No i takich Hornets można oglądać. Co prawda z Seattle Sacramento, ale zawsze propsy. Ostatnimi czasy Nowy Orlean pnie się tylko w górę i niedługo wyprzedzi Lakersów, co jest moim marzeniem. I to marzeniee musi zostać zrealizowane, bo to mój ostatni sezon z tą drużyną. Ponoć jutro oficjalnie mają zmienić nazwę na gejowskie Pelikany, także sorry Winnetou, ale mnie z nimi nie ma. Póki co jeszcze sezon 2012/13 się nie skończył, a Hornets zadziwiają w 2013!

Takiego strzelania dawno nie było i dawno nie było takich rzeczy, aby Hornets na miękkiej fai zdobywali aż 115 punktów (w ogóle +100). Jestem w szoku, bo przez cały sezon dotychczasowy sezon (i kilka ostatnich) były problemy z osiągnięciem magicznej bariery 90 oczek. Na szczęście ich gra może się podobać. Prawie w każdej kwarcie osiągali pułap 30 punktów i potrafili trzymać Kings na dystans.

W ogóle pierwsza połowa to był majstersztyk. Kings nie wiedzieli co się dzieje, a machina z Luizjany nie chciała wyhamować. Takie rzeczy w pierwszej połowie... W przerwie chyba było za wczesne świętowanie, bo w 3q (zagraj zagraj jak za dawnych lat...) rozpoczęła się gonitwa przyszłych SS. Już widziałem najczarniejsze scenariusze i zastanawiałem się jakim cudem Hornets mogą tracić 40 punktów w kwarcie. Tyle samo ile w dwóch poprzednich. No, ale tej drużyny nigdy się nie ogarnie. Koniec końców udało się dowieźć bezpieczny wynik do końca, choć byłem za tym, aby w końcówce pograć trochę rezerwami. Niestety Williams wolał dowieźć zwycięstwo do końca.

PRZEJŚCIE

AMINU - Aminu za trzy. To wszystko co mam do powiedzenia hehehe! Jeśli Aminu rzuca w meczu za 3 to wiadomo, że będzie dobrze. Kolejne double double, co powoli staje się nudne, ale taką nudę to ja rozumiem! 
DAVIS - Zaczął wspaniale, znów gra jak ROTY, ale coś zrobił sobie z kostką i nie wyszedł na drugą połowę. A szkoda, bo szykowały się wspaniałe statystyki. W 15 minut zdążył zdobyć 11 punktów, zebrać 6 piłek i zablokować 3 rzuty. MEWA KOCHANA!
LOPEZ - Aktywny na atakowanej desce i w sumie tyle od niego. Miał problemy z kryciem Kuzyna, nie jest przygotowany defensywnie na najlepiej technicznych wysokich w lidze. No i za długo grał w 4q, kiedy Kings gonili, ale to z powodu braku wysokich... Kogoś można podpisać i tym kimś nie jest Donald Sloan!
GORDON - Gordo mógł sobie porzucać, nie było jakiegoś ciśnienia na jego pudła. No i cały czas, gdy próbuje kogoś zakozłować na śmierć sam się gubi w tym aspekcie. No i ta paczka z góry. Gordon ma kolana, potrafi skakać i pojawia się w TOP10. To było coś! 
VASQUEZ - Kolejny wspaniały mecz, kolejne wielkie double double (blisko tripla znów...). Jak ja uwielbiam oglądać mecze z innym komentarzem niż tych łaków z Fox Sporta. Wszyscy tak pięknie spuszczają się nad Vasquezem. MIP! Do tego ta łatwość zdobywania punktów. Bodajże po połowie miał tylko 2, ale w drugiej odsłonie już ogarnął. Do tego popisał się daggerem, po którym Kingsi się nie podnieśli.
RIVERS - Tym razem zamiast rzucać, asystował. Z niezłym skutkiem!
THOMAS - Musi dostawać więcej minut! Szczególnie w meczach takich jak ten. To w jaki sposób nabrał Robinsona pokazuje, że może być graczem wykorzystywanym w ofensywie. Albo po prostu Robinson to marniak. 
ROBERTS - Roberts żyje i to jest najważniejsze. Nic poważnego z tą kostką się nie stało i Niemiec znów może szykować się na podbój Ameryki. 
SMITH - Straszne rzeczy, kiedy Smith łapie się za bark. W tym meczu myślałem, że poleciał już Davis, poleci Smith i w meczu ze Spurs nie będzie komu grać. Na szczęście Smith przeżył zamach na swoje ramie i kontynuował przyzwoitą grę. No i ma problemy ze stawianiem zasłon. Prawie w każdym meczu fauluje w ofensywie... 
ANDERSON - Ależ ci komentatorzy byli załamani bierną defensywą Kings w jego przypadku. Anderson raz po raz klepał zza łuku. I trafiał, ale nigdy nie będzie ideału, bo jak trafia trójki, nie trafia dwójek i na odwrót. Czekam na dobry mecz w tych dwóch statystykach. Do tego Andy uśmiechał się po 5 kolejnej trójce. Fajny obrazek. 
MASON - Tym razem bardzo króciutko. Monty Montana chyba nie chciał dokonywać dzieła zniszczenia i oszczędził Kings. 

Salmons cieniutko piał, zupełnie nieprzydatny na boisku. Jason Thompson, mój ulubieniec króciutko. Cousins w pojedynkę zmagał się z wysokimi Hornets i ten pojedynek wygrał! 29 punktów, 13 zbiórek. Niech ogarnie mózg i idzie do Bobcats! Evans to nie jest już zawodnik 20-5-5, ale w drugiej połowie przewodził pogoni Sacramento. Isaiah ładniutko, ale nie na pozycji PG. Gra dużo lepiej niż na początku sezonu. No i bardzo dawno nie widziałem takiej straty, żeby ktoś nie złapał piłki po wznowieniu spod własnego kosza :D :D :D. Ławka Kings zupełnie bez szału. James Johnson jest marny i dobrze, że nie gra już w S5. Marcus Thornton zazwyczaj rozjeżdżał Ornety, wykręcał w tych meczach ekstra statystyki, ale tej nocy jakoś nie ogarniał. Rzut mu nie wpadał. Robinson na razie jest tym gościem z draftu, niespełniony na razie w żadnym wypadku. Brooks gdzieś się zapodział, oby Vasq po odebraniu MIPa również nie wyjechał do Chin. Hayes zawsze solidne minuty, radził sobie z wyższym o głowę i fryzurę Lopezem. Garcia marniak w samej końcówce to był prezent dla Hornetsów. Outlaw wszedł, kiedy wydawało się, że wszystko rozstrzygnięte i pomógł nastraszyć Hornets. 

Czas na mecz ze Spurs. Davis powinien zagrać, ale nie zagra Duncan. Wielka szkoda... Czas gonić Lakers już po całości, więc ten mecz trzeba koniecznie wygrać. Hornets wiedzą jak z nimi grać! 


I coś do posłuchania:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz