czwartek, 1 listopada 2012

Game 1 vs. San Antonio Spurs



Stało się! Wreszcie się doczekałem! Hornets rozpoczęli sezon! JEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!

Niestety, rozpoczęli od porażki, z dużo wyżej notowanymi Spurs. I mecz przebiegał jak zawsze przeciwko nim. Tak samo było rok temu, dwa lata temu, pięć lat temu, dwadzieścia lat temu, trzy miliony lat temu, tryliard dekad temu. Dwie rzeczy w tych wszystkich podobnych meczach się nie zmieniały. Wynik i Tim Duncan, który ogrywał Hornets już wtedy, kiedy faktycznie grały tam szerszenie z epoki późnej jury. Ten sam wynik... mecz przegrany w ten sam frajerski sposób...

Jednak z drugiej strony, muszę być zadowolony, bo rzucili +60 punktów (31 punktów w pierwszej kwarcie? serio? nie spałem?), choć obawiałem się, że bez Gordona będzie to zadanie niemożliwe. Nowy Orlean zagrał na prawdę niezłe spotkanie. Widać było głód gry, wszyscy grali na maksymalnym zaangażowaniu, robili co mogli po obu stronach parkietu, ale na grających na pół gwizdka Spurs jak widać to nie wystarczyło.
San Antonio grało praktycznie w trójkę. Tim Duncan radził sobie na luzie pod koszem, Parker wjeżdżał pod kosz kiedy chciał, a Kawhi Leonard siekał za trzy. Nie zagrał Manu Ginobili z powodu kontuzji pleców, ale jak widać, nie był on niezbędny. Spurs nadal będą groźni w tym sezonie, muszą tylko ustrzec się wszelakich kontuzji.

Dla Hornets wszystko fajnie się układało, do czasu końca drugiej kwarty. Trzecia odsłona to zupełne nieporozumienie i tylko cudem utrzymali się w grze do końca. To chyba będzie temat mojej pracy magisterskiej: Co dzieje się w szatni drużyny z Nowego Orleanu podczas przerwy? Jeszcze nie wiem, ale zakładam, że za kołnierz nie wylewają. Do tego można dołączyć nieudolność z końcówki czwartej kwarty. Prowadzić 95-94, fajnie rzucać przez cały mecz (podczas pierwszej kwarty czułem się, jakbym grał w 2k13, bo i Hornets i Spurs rzucali powyżej 60%!), żeby w decydującym momencie nie potrafić rozegrać akcji. Już pomijam to, że Vasquez nie trafił kluczowej trójki, ale to się zdarza. Szczęście, że nie oddawali ostatniej piłki do Andersona, bo za trzy ceglił cały mecz.

W każdym razie frycowe zapłacone, fajnie się to oglądało, przyjemnie, że sezon wrócił. Na studiach pewnie nie będę miał już czego szukać, ale to mój wybór, jestem tego w pełni świadomy :D. Zobaczymy jak pójdzie pierwsze kolokwium we wtorek.

Co do komentarza, to był chu*owy. Komentowali chyba na stojąco, bo Wesley nie dosięgał do mikrofonu i ledwo go było słychać. Ten drugi typek miał identyczny głos jak Kent Brockman z Simpsonów. Może to faktycznie on?


Do spółki z Lopezem mogliby nagrać aktorski odcinek Simpsonów.


Także na razie praktycznie bez pozytywów. BOB GIL WRACAJCIE!

PRZEJŚCIE

AMINU - Jestem pod wielkim wrażeniem. Zupełnie inny zawodnik niż w poprzednim sezonie. Ofensywnie miodzio (17 punktów i 3 asysty WUT WUUUUUT), defensywnie miodzio (3 bloki, 7 zbiórek i 2 przechwyty WUT). Jedna rzecz niezmienna, a mianowicie nadal jest mistrzem i specem i wykładowcą i mentorem od nietrafionych wsadów. Zniszczyłby Duncana, ale no właśnie, zniszczyłBY. Zawojował calutkie TOP10 (beka nadal z topek, bo nie było game winnera Hilla :D:D:D:D:D), bo ten alley z trójki (piłka ściągnięta z dachu średniej wielkości garażu) i ta paka z jedynki po czapie to akcje - stadiony świata. JE*ANY KOZAK! Oby tak dalej, a o pozycję SF nie ma co się martwić.
DAVIS - Witamy w NBA! Debiut może nie jak marzenie (start jak najbardziej, bo szybkie 2/2), bo zabrakło zwycięstwa i trochę dawał ogrywać się w obronie, ale Anthony jest KOZAKIEM. Najlepszy strzelec drużyny (21), zebrał te 7 piłek, a jego blok wywołał wielkie poruszenie. Najbardziej jednak zaskoczyło mnie to, że nie obsrał się, gdy rzucał osobiste na sam koniec. W całym meczu 9/9. Pojedynek z Lillardem o ROTY uważam za otwarty! 
LOPEZ - Dla mnie na zawsze będzie kłodą. 


Robin pierwszy z lewej. No walony nie potrafi się poruszać z gracją. O dziwo jednak zagrał przyzwoite zawody, choć większość z jego rzutów wyglądała strasznie topornie (jak rzuca, boje się, że wypadnie mu bark ze stawu...). No, ale o to mniej więcej chodzi, aby zbytnio nie przeszkadzał i aby zbierał piłki. 
RIVERS - Chciałbym przemilczeć... Dostanie drugą szansę, siódmą, dwudziestą. WIERZĘ, że za którymś razem zaskoczy i zacznie grać. Tej nocy, poza tym, że miał wielkie serducho do gry to nie pokazał zupełnie nic. 1/9 z gry (gdyby to były in n outy, a to CEGIELNIA straszna...), a i tak ten trafiony to maksymalnie wymuszony przez ziomków rzut na czysty kosz. Osobiste jako tako, a raz zdarzyło mu się bardzo fajnie rozegrać akcje i zakończyć efektowną asystą. RAZ na 24 minuty gry. Zdecydowanie za długo na boisku! 
VASQUEZ - Generał dyrygował perfekcyjnie. W sumie bardzo mnie nie zaskoczył, bo spodziewałem się tylu asyst. Gdyby tylko trafił którąś z trójek, to już z tego miejsca stawiałbym mu pomnik. Zamknął buzię wszystkim, którzy widzieli marniaka Riversa w pierwszym składzie na PG. 10 asyst do połowy! 3 razy zagrany alley-oop! WUT! W jednym meczu tyle ile przez cały poprzedni sezon! Nowoorleańska szkoła rozgrywających. No i po czym poznać prawdziwego Horneta ;), a no po tym, że mając do wyboru Smitha, albo Andersona wybiera tego pierwszego. HAIL TO THE KING!
MASON - Chwała Monty'emu, że to jego trzymał w końcówce na parkiecie, a nie Riversa. Przyzwoity mecz weterana z ławki, fajnie, że trafił dwie trójki. Poza tym bez rewelacji, mógł rzadziej rzucać z nieprzygotowanych pozycji.
ANDERSON - Ayon > Anderson. Grał za Lopeza pod koniec, bo niby mógł zagrozić rzutem z dystansu. Niestety niewiele z tego wynikało, częściej starał się wbijać pod kosz, a % rzutów negatywny (strasznie szkoda tych in n outów, no ale coż...). W defensywie też sobie nie radził, ale czego można było się po nim spodziewać? Na razie przeciętność...
SMITH - Może wbitka z ławki to sposób dla Smitha? Gość wnosi do gry tyle pozytywnej energii, tak mocno potrafi zarazić innych swoją chętką na wygrywania. Swój pierwszy rzut w sezonie oddał z wiadomego miejsca na mid-range. Nie bał się wbijać pod kosz, bez gumy walczył z podkoszowymi Spurs. Pewniak. 
MILLER - Na początku wyglądał bardzo pewnie. Myślę 'ooo to będzie mój człowiek'. Trafił trójeczkę, ładnie się ustawiał, ale z czasem gdy zachciewało mu się srać, zaczął tracić w głupi sposób piłki. Jak na tak późny numer w drafcie, to bardzo pozytywne zaskoczenie. W końcu jeden z najlepszych rezerwowych poprzedniego sezonu w NCAA.
ROBERTS - Roberts jest lepszy ode mnie, bo gra w tej lidze o dziewięć sekund dłużej niż ja! Myślę, że tak potrzebujący dobrych zawodników włodarze Rockets zaproponują mu kontrakt. Statystyki mówią same za siebie.
WARRICK, THOMAS, HENRY - Nie powąchali parkietu. Co do Warricka to nie dziwne, ale, że Thomas nie wszedł, albo Henry to już dziwne. Przynajmniej ładnie kibicowali.

Parker bezproblemowo wjeżdżał na kosz, a cały czas wyglądało to tak, jakby mu się grać nie chciało. Wydawało mi się, że grając samemu mógłby powalczyć z całą piątką. Gdyby mu się chciało. I jeszcze ta trójka, z której rzutem zwlekał prawie do ostatniej akcji meczu. Myślałem, że go zabiję... Kawał ch*ja! Je*any żabojad... Na Duncana nie było mocnych w defensywie, ogrywał młodzików jak chciał. Leonard znalazł swoją klepkę na boisku i dorzucił aż 19 punktów. A Bonner to na zawsze będzie kawałem RUDEGO wacka. Za tą trójkę na koniec drugiej kwarty trzeba by go powiesić za jaja. Reszta Spurs zupełnie bezbarwnie.

Sędziowanie o dziwo przyzwoite. Chyba przerwa między sezonami im posłużyła i wypoczęli w Krynicy Morskiej.

I PYTANIE BO JESTEM ZŁY!!! GDZIE SĄ FOTY Z MECZY NA ESPN? NO GDZIE? SKĄD MAM BRAĆ TERAZ ZDJĘCIA?




I coś do posłuchania:




1 komentarz: