sobota, 3 listopada 2012

Game 2 vs. Utah Jazz



Mecz zaczął się niezwykle obiecująco, bo dowiedziałem się jednej pewnej rzeczy. Gordon wypadł z gry na 4-6 tygodni, co jak wiadomo, w jego przypadku oznacza absencję do końca sezonu. Ponoć niepotrzebna będzie operacja, a kolano samo się zaleczy. Taaaaaa, takie pier*olenie... Ja już się przyzwyczaiłem do tego, że grę Gordona mogę podziwiać tylko w 2k13. Tam jest nawet dobrym zawodnikiem, najlepszym strzelcem drużyny! Chyba jakieś urban legends... I na koniec przykrego wstępu strasznie śmieszny obrazek:


Koniec pisania o tym marniaku, czas przejść do pozytywnych rzeczy. HORNETS WYGRALI! Wygrali mecz po zaciętej końcówce, mecz, który cały czas odbywał się na styku i w końcu mecz, w którym do końca drugiej kwarty praktycznie nie oglądaliśmy osobistych. Żadna z drużyn nie odskoczyła na więcej niż 10 punktów. Zaskakujące było to, że tego nie przegrali, co było więcej niż pewne po tej trójce Millsapa. Na szczęście w takich momentach piłka idzie do Gordona Vasqueza, który rzutem od tablicy zapewnił Hornetsom zwycięstwo! Nadal możliwy bilans 81-1! To by było coś...

Przed meczem najwięcej obaw miałem o to, czy Nowy Orlean poradzi sobie pod koszem. Nazwiska Jefferson, Millsap, Favors i Kanter zawsze wzbudzały u mnie szacunek, bo zawsze potrafili sobie z Hornets wypracować przewagę i wygrywać walkę pod koszem (i tak zebrali przyzwoite szesnaście piłek w ataku, na co Monty zazwyczaj nie pozwalał). Na szczęście na ratunek pojawił się Robin Lopez, który o dziwo zagrał bardzo przyzwoite spotkanie!

Jednak starania Lopeza mogłyby pójść na marne, bo drugi garnitur Jazz ogrywał niemiłosiernie wyjątkowo słabych tej nocy rezerwowych Hornets. Na szczęście Tyrone Corbin zlitował się nad niewielką ilością kibiców w Hive i nie trzymał ich za długo.

Niestety nie trafiłem na transmisje z Davidem Wesleyem, więc tu obejdzie się bez szydery. Komentarz z Jazz był przyzwoity, beka z Lopeza była obecna. Śmiali się najbardziej z tego, że raz został przez przypadek podwojony, zupełnie niepotrzebnie, a raz powiedzieli, że nawet on potrafi trafić spod samego kosza, gdy nikogo tam nie ma. Brak szacunku od oceanu do oceanu. Ciężko z czymś takim żyć. Smutno tylko, że te pajace (tak ich ostatecznie nazywam, gdyż jestem ZBULWERSOWANY tą sytuacją) mylili Aminu z Masonem. Gdzie oni w takim razie siedzieli, albo jaką mają wiedzę, że ja nawet na zpikselowanym streamie widziałem. I to nie raz się pomylili, ale dwa, czy nawet trzy razy wprowadzali mormońskich kibiców w błąd.

PRZEJŚCIE

AMINU - Zaskakuje! Jest zupełnie innym zawodnikiem niż w poprzednim sezonie. Nie skupia się na nieprzeszkadzaniu swoim kolegom, a bierze udział w grze ofensywnej. Mecz bez paczuszki to mecz stracony, długie ręce pomagają mu w defensywie. Czyżby rozgrywał przełomowy sezon?
DAVIS - Podkoszowi Utah od początku jakby go zlekceważyli, zostawili mu sporo miejsca, a Davis imponował dobitkami i wjazdem na czysty kosz. Do tego czuje się już jak nie wiadomo kto i rzuca zawodnikami w sędziów. Ładnie! Wyglądało to tak, że rozegra kapitalne spotkanie, bo po 14 minutach miał już 8 punktów, 6 zbiórek i 2 bardzo fajne bloki, które nastąpiły po sobie, ale tą świetną grę przerwał Rivers... Diagnoza - wstrząśnienie mózgu (na początku była mowa o kontuzji brwi) i nie wiadomo kiedy wróci... 
LOPEZ - Zastanawiam się nad zmianą czcionki w tym miejscu na kolor brązowy. Lopez to ohydne drewno, ale czasem zdarzy mu się przebłysk. Tak jak w tym meczu. Dawał radę. Nadal jego gra ofensywna wygląda paskudnie, bo po prostu tragiczniej nie można, ma dziurawe ręce i nie łapie piłek. Vasquez miał nerwy, że podawał mu w końcówce, a mi serce podchodziło do gardła, ale jednak udało się, choć myślałem, że za tego offensa w końcówce urwę mu jajka. Wystawia tą dupę nie wiedzieć czemu i fauluje gości :D.
RIVERS - Początek miał obiecujący, bo spadł szybko za dwa faule. Nie trafił żadnego rzutu z gry, chwała mu za to, że rzucał tak rzadko. No ale jak już rzucał to kompletnie z dupy, bo bezsensownej wbitce pod kosz (szczęście, że Davis był na posterunku z dobitkami). Znów jedynym pozytywem jego gry były asysty. Szczerze powiem, że tego się nie spodziewałem, asysty spoko, choć sama kontrola gry pozostawiała wiele do życzenia. Niech zacznie rzucać trafiać, tego od niego potrzeba, bo starter na pozycji SG, mający tylko 2 punkty w meczu musi być specem od defensywy. Austin nie jest.
VASQUEZ - Generał. Z nim, a bez niego na parkiecie to jak niebo a ziemia. Kto wie, może co mecz będzie naparzał 10 asyst, bo przegląd pola ma wyborny. Ciekawe, czy tak była rozpisana ostatnia akcja, ale nie bał się wziąć na siebie odpowiedzialności. Poszedł na całość, poprzewracali mu się pod nogami, rzucił nad Big Alem. Majstersztyk. Czekam, aż siądzie mu rzut, bo wzrost dalej potrafi perfekcyjnie wykorzystać.
ANDERSON - Tak jak mówiłem przed sezonem, kilka meczy wygra. Jest pewny tych swoich rzutów, Monty ładnie rozpisał akcje w samej końcówce z jego trójką. Nie powiem, prawie podskoczyłem z radości. Dobrze zastąpił Davisa. Rozpoczął spłacać swój dług wobec mnie. 
MASON - Nie grać przez praktycznie cały mecz, a wchodzić w czwartej kwarcie, aby zastąpić Riversa. Trafił ważne osobiste. 
MILLER - Kompletnie niewidoczny w tym meczu, ale chyba na dobre wypchnął Henry'ego z rotacji. 
SMITH - Trochę na gorszym procencie, ale ta jego energia z ławki bardzo, ale to bardzo pomaga. 
ROBERTS - Tym razem zagrał trochę dłużej i zdobył swoje pierwsze punkty w NBA. Przy gorszej grze Riversa może wskoczyć do rotacji na dłużej. 
HENRY - Już tylko Thomas i Warrick nie grali w tym sezonie. Przyzwoite minuty, akcja and1.

Utah w grze najdłużej trzymali Foye i Mo Williams. Marniak Foye rzucił aż 20 punktów, ale w samej końcówce wrócił ten sam gamoń co zawsze. Z odświeżonym zegarem 24 sekund się pośpieszył i nie trafił rzutu z nieprzygotowanej pozycji. Dzięki! Mo Williams swoimi rzutami nie pozwolił Nowemu Orleanowi odskoczyć. Jefferson przeszedł jakby obok meczu, trafił swoje rzuty, ale jednak czegoś zabrakło. Millsap tą trojką chciał o sobie przypomnieć, że dalej ma ten mecz z Heat w pamięci. Kochany Gordonik się poślizgnął i chwała mu za to, bo inaczej Vasquez miałby kłopoty. APELUJĘ! FAVORS POTRZEBUJE WIĘCEJ MINUT. Świetnie zbierał na atakowanej tablicy, fest bloczki. On potrzebuje minut! W Utah pod koszem trochę za ciasno. Marvin Williams jest dalej tym samym Marvinem Williamsem, który zaczyna mecze i nic z tego nie wynika. Turas, Carroll i Tinsley przyzwoicie. Pytanie czemu nie grał Alec Burks? Żadnego info o kontuzji... Szkoda by było, jakby miał się marnować na ławce.

Gwizdki spedalone, techniczny dla Williamsa to kpina, no ale taka już ich robota. Ciekawy jestem też co zaważyło na tym, że w końcówce dali piłę Jazz, a nie Hornets. To mogła być game-changing decision. Walić ich HORNETS GUROM.

Czas na Bulls, już tej nocy! Bez Rose'a wyglądają całkiem przyzwoicie, teraz rozjechali się po Cleveland... Aż się boje co to będzie bez Davisa... Czekamy!



             I coś do posłuchania






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz