sobota, 17 listopada 2012

Game 7 vs. Oklahoma City Thunder




Mecz rozstrzygnięty już w pierwszej kwarcie... Thunder po prostu przejechali się po Hornets. Ten mecz był bardzo traumatycznym przeżyciem, ale można było się tego spodziewać. 7-0 na samym początku już nie wróżyło zbyt dobrze, a do tego pierwsze punkty w meczu zdobył Perkins. Do tego im wszystko wpadało, szczególnie na początku, a mecz zakończyli rzucając 'tylko' 54% z gry. Tylko, bo gdyby wciąż grali pierwszym garniturem, na bank mieliby coś koło 99. Marniaki straszne wszystko farciły... Krew mnie zalewała jak co chwila wpadały trójki od Martina, Duranta i Sefoloshy. No i te 100 punktów stracone po trzech kwartach. Z Houston po 4, z Thunder po 3, to z Bucks stracą już po 2? GDZIE JEST DEWENZYWA?

Monty wszystko sobie poukładał w trakcie i wiedział, że mecz nie jest do wygrania, bo Hornets przegrywali nawet 30 punktami. Wiedział, że następnego dnia czeka go mecz na wyjeździe z Bucks, więc postanowił obdzielić wszystkich minutami po równo. I tak kilku zawodników z ławki zagrało po 20 minut, a żaden z podstawowego składu nie zagrał 30. Nie było najmniejszego sensu w forsowaniu przeciw tak przeciwnikowi.

Jedyną rzeczą, z jakiej mogę być zadowolony, to fajna gra rezerwowych, którzy w ostatniej kwarcie podciągnęli trochę wynik i wyglądali dużo lepiej od rezerwowych Oklahomy. A rzeczą z jakiej jest zadowolony trener Brooks, to to, że Thunder lwią część rzutów mieli asystowanych. Gdzie była w tym meczu defensywa zapytam raz jeszcze...

David Wesley miał podczas tego meczu urodziny, ale zabrakło na jego cześć efektownych layupów. CAŁA OTOCZKA TEJ UROCZYSTOŚCI MARNA. Tęsknie straszne za normalnym komentarzem... Wróćcie już, to już nie jest śmieszne...

PRZEJŚCIE

AMINU - Bronił na Durancie, tak jak można na nim bronić, bo wiadomo, że Kevin potrafi sobie poradzić z każdym, no ale zrzucili go za dwa szybkie faule do boksu.
DAVIS - Nie mógł sobie poradzić, gdy dostawał piłkę, a był plecami do Martina czy Sefoloshy. Ibaka parę razy przeszkolił go w defensywie. Smutno wygląda jego procent rzutowy, a mecz zaczął tak przyzwoicie... Chociaż zbiórkowo wyglądał fajnie, ale to zasługa będącego w hali P.J. Browna KRULA ZBIUREK. 
LOPEZ - Dwie zbiórki. NIE MA O CZYM PISAĆ. Już po pierwszej akcji w meczu widziałem, że będzie dramat. Po tym jak dostał piłkę od Davisa, a ta mu wypadła między nogami... Na plus to 12 punktów, jako jedynego startera z Nowego Orleanu. No ale nadal, DWIE ZBIÓRKI?
RIVERS - Tak mądrze się wypowiada we wszelkich wywiadach, ale na mecz to chyba mózgu zapomina, bo kilka bezsensownych wbitek zalicza jak zawsze. Poza tym, wreszcie udaje mu się trafić za 3!
VASQUEZ - Szkoda, że nie pograł więcej, to mógłby na luzaku rozdać z 10 asyst. Fajnie się oglądało przez cały mecz jego pojedynki z Westbrookiem, skwitowane na koniec faulami technicznymi. Generał nie daje sobie w kaszę dmuchać i z frajerów trzyma krótko. 
MILLER - Szybko zastąpił Aminu na pozycji SF i od razu przyszło mu bronić długie minuty na Durancie. Niestety, sędziowie także go demotywowali, bo gwizdali na niego co chwilę. Mimo to, dawał radę, zaliczył przechwyt w swoim stylu. No i dzięki niemu, mogliśmy oglądać w Nowym Orleanie pierwszą akcje 3+1. Jakie miasto taki Ray Allen!
ANDERSON - Czy nie mógł mieć 3/3 za 3 w meczu z Rockets? No czy na prawdę było to takie trudne? Najlepszy strzelec tego meczu z Hornetów. Szkoda, że taki chimeryczny. 
MASON - Wcześnie w drugiej połowie zastąpił Riversa i pokazał się z bardzo dobrej strony. Jak na dziadka w tym zespole, to ładnie przemieszcza się w akcjach ofensywnych i non stop szuka sobie czystej pozycji do rzutu.
SMITH - Takie mecze są dla niego, jak może wbić i swoją energią zjeść Thunder. Odważnie wbijał na kosz, nie bał się przepychanek z czterometrowym drzewem z Afryki. A do tego ten blok na Durancie. PALCE LIZAĆ! Zaraz zaraz, czemu nigdzie nie ma tego bloku? :(
ROBERTS - Bez zastrzeżeń. Gdy tylko dostanie większe minuty, to potrafi je bardzo fajnie spożytkować. Jest coraz pewniejszy rzutowo, nie boi się odpalać z dystansu. Do tego asystuje na bardzo wysokim poziomie.
THOMAS - Nawet trochę pograł. Oczywiście pierwsze punkty w meczu musiał zdobyć z osobistych, bo przecież inaczej nie potrafi. Dobrze widzieć, że Monty o nim pamięta. 

Durant 9/12, wyglądał jakby rzucał na treningu. Do tego w tym sezonie bardzo dużo zbiera i całkiem sporo asystuje. Ibaka to największa gnida i zawodnik którego nie zdzierżę już chyba nigdy :(. Perkins to łak, bo jak inaczej wytłumaczyć to, w jakie dyskusje wdał się z Montym tuż po tym, jak zaczęli prowadzić 30 punktami. Jego gra dupy jednak nie urywa. Robin więcej zebrał! Sefolosha zwietrzył szansę, w odejściu Hardena, ale zapomniał chyba, że pojawił się Martin i nadal jest starterem tylko z zasady. Westbrook jak zwykle w meczach z Hornets chciał im pomóc jak tylko umiał. Pudłowane rzuty, forsowanie na całego. W końcu wymęczył double double, gdzie, przy 11 rzutach z gry (10 punktów) rozdał 12 asyst. Ale to chyba nikomu nie sprawiło by problemu, bo po prostu podawał na obwód do Duranta czy Martina i sprawa była załatwiona. Niemniej jednak dzięki Russell. O Martinie już pisałem, bo zawsze jakiś nołnejm wystrzela Hornetów biednych. Cud że pod koniec przestał trafiać, a zaczął rzucać na siłę. Thabeet potyka się o własne nogi i grał z ptasią sraką na głowie. Czy co to było. Jest tak duży, że nie musi skakać do zbiórek... Perry Jones na początku zagubiony i szkoda, że wchodzi dopiero, jak mecz jest już rozstrzygnięty. No i strasznie żałuję, że przepadł na razie gdzieś pan Lamb. Chyba za tłoczno dla niego w Oklahomie. 

No i gwizdki. Jawna kpina :(. Marne że o matko. Monty kręcił głową na te cuda wianki. Brak flagranta, albo chociaż technicznego dla Thabeeta to KPINA KPINA. To że jest z Afryki to nie znaczy, że z taryfą ulgową może lecieć. Goaltending bardziej niż oczywisty, ale oczywiście bez gwizdka. Już ja to widzę, jakby sytuacja się odwróciła. Do tego gwizdali każdy kontakt na Durancie, a jak Ibaka wjeżdżał we wszystkich to bez gwizdka. Vasquez nie dostał oczywistej wręcz kontynuacji... Montemu od kręcenia prawie głowa odpadła...

Czas na back2back z Milwaukee Bucks. Będzie mega ciężko, bo Bucks są na fali. Mecz jest o mega zwalonej porze, bo 2.30. Z jakiej paki na wschodzie mecze są tak późno? Generale, trzeba zatrzymać Jenningsa!


I coś do posłuchania:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz