środa, 28 listopada 2012

Game 13 vs. Los Angeles Clippers




To był wielki mecz! To było arcyważne zwycięstwo, bardziej potrzebne od tlenu i internetów. Od kiedy w Clippersach gra Paul to chyba chce pomóc Hornetsom w odbudowie. Po tym poznaje się wybitnych zawodników.

Tak się obawiałem, że teraz wszystko poleci na łeb na szyję. Każdy kolejny mecz miał być cięższy. Nic z tych rzeczy. Potrafią spiąć tyłki i bez Davisa i Gordona! Przegrana tylko ostatnia kwarta, ale cały mecz przeprowadzony ZAWODOWO. Podczas przerwy między połowami byłem w dużym szoku, że Hornets są jeszcze w grze! Na szczęście wyglądało to tak, jakby Hornets mieli kontrole cały mecz. LAC dwoili się i troili, stawali na głowie, ale nie pomógł nawet rekord trójek Carona Butlera (zawsze jakiś laps musi zacząć swoje show...). Trójek... trójek. Tylu trójek to dawno na oczy nie widziałem (jakieś rekordy na bank padły!), tak samo jak % za 3. I to z jednej jak i z drugiej strony. Dlatego wybaczę te 18 trójek które wrzucili. Co by było z Kliperami, gdyby nie te trójki to jestem w szoku. Wpadały im seriami i tylko dzięki temu trzymali się w grze. Bo pod koszem nie radzili sobie zupełnie. Niby zaczął DeAndre i chciał zdominować szybciutko Lopeza, ale mu coś nie wyszło. Pierwsze punkty z gry zdobył dla podkoszowych Hollins... Nie wspomniałem jeszcze o Blake'u, ale to nie błąd. Zagrał jeden z najgorszych meczów w swojej karierze. WOW. Trafił tylko jeden rzut z gry (oczywiście alley pod koniec 3q), skończył z marnymi 4 punktami, 6 zbiórkami, 4 stratami, a do tego został wyfaulowany. Tego to się nie spodziewałem.

Sama końcówka, czyli pogoń Clippersów bardzo emocjonująca i porywająca. Ta akcja, gdzie rzucali cztery trójki z rzędu (każdy po kolei: Barnes, Paul, Butler, Crawford) po prostu wywaliła mnie z butów. Cały mokry byłem, ale na szczęście nie przyniosła ona żadnego rezultatu :)

Monty miał to szczęście, że dostał olbrzymią pomoc z ławki, która to wygrała w cuglach pojedynek z rezerwowymi z Los Angeles. Niby najmocniejsza ławka w lidze (LAC), ale wciąż muszą czekać na Hilla i Billupsa.

PRZEJŚCIE

AMINU - Dobrze, że na początku się spiął, bo chciał pokazać Kliperom, że jest już dużo lepszym graczem niż był jeszcze w Los Angeles. Start miał mocny, potem trochę przycichł, był bezradny z fartem Butlera (do tego głupi faul na and1 z trójką...). No i zagrał bardzo fajny statystycznie mecz. Choć już miałem się załamywać jak akcja po akcji najpierw nie trafił pięknej paczuszki, a potem od razu Paul zabrał mu piłkę. To mógł być impuls dla LAC, ale na szczęście okazali się gamoniami. 
ANDERSON - Ryan tej nocy pod koszem raczej miał problemy, nawet z kurduplami z Los Angeles. Na szczęście na dystansie to stary dobry Andersonik. Rzuca tak na maksa z dupska (odpowiadał Butlerowi), ale robi to skutecznie. Nic więcej nie trzeba. A tak się bałem, że Blake mu pokaże kilka paczuszek.
LOPEZ - Nie przeszkadzał na szczęście, a komentarz non stop porównywał go z Brookiem. Wiadomo co to były za porównania. 
MASON - Co to się dzieje, że teraz gra gorzej od Riversa. Ten pierwszy airball mistrzowski... Klątwa pierwszego składu na SG dalej obecna.
VASQUEZ - Zaliczył za nerwowy start, CP ładnie na nim bronił i sprawił, że Vasquez otarł się o quadruple double. Ze stratami oczywiście (aż 8...). Poza tym kolejny wyborny ofensywnie mecz. Znów 25 punktów (rekord kariery), dodane 10 asyst i 6 zbiórek. Do tego rzucił daggera na 13 punktów przewagi w samej końcóweczce. Nie bał się rzucać przez rączki za 3, a co najważniejsze trafiał. MAGIA. 
SMITH -  Wróg publiczny numer jeden w Los Angeles. Matt Barnes poczęstował go łokietkiem, za co zobaczył flagranta. Non stop ktoś go chciał z równowagi wyprowadzić. Oczywiście nie obyło się bez filmiku jak miażdży Blake'a. Komentator obsrany na maksa, że coś znów by zrobił. Sędzia w końcu trochę się ugiął i gwizdnął bardzo wątpliwą zasłonę w samej końcówce, co tylko spotęgowało moje nerwy... Ale Jason zamknął mordy hejterom i zagrał koncertowo. 17 punktów na luzaku, śmiałe wejścia pod kosz.
RIVERS - No i to był wreszcie mecz, w którym Rivers pokazał co nieco dobrego. Nie tylko, że dołączył się do rzucania trójek (nie bał się rzucać z przeciwnikiem w pobliżu!), ale trafiał swoje wejścia pod kosz i O DZIWO pięknie dzielił się piłeczką. Faktycznie Monty coś tam tworzy. Tylko te osobiste...
THOMAS - Wobec tak biernej postawy wysokich Clippers dał sobie radę przez te 10 minut. A jakby trafił tą dobitkę... Zabiły. 
ROBERTS - Szkoda, że tylko 11 minut, ale swoje robi cały czas. Komentatorzy nie mogli się go nachwalić, widać widzieli go pierwszy raz na oczy. 
MILLER - Nie bał się pojedynków z Blakiem. Bo trafił nawet na niego. Gość daje radę i jestem mocno w szoku. Wciąż zaskakuje tylko na plus!

Butler jak pisałem, rekordową noc zaliczył... Pobił dotychczasowy rekord innego marniaka, Foye'a i zamiast 8 teraz jest 9 trójek do pobicia. Fart. Griffin najsłabszy, Jordan prawie nic. Willie Green ranił mnie tymi trójkami... ale fajnie, że znów gra z Paulem. Paulem, który jest najwybitniejszy i wierzę, że już niedługo wróci do Nowego Orleanu. Ładny mecz zagrał, był on fire, jak zaczął trafiać to robił to automatycznie. A mógł rzucać tak cały czas. Miał litość. Barnes bardzo pomógł. Dwa flagranty, faul techniczny. Dobrze, że takie świry dalej się w lidze trzymają. Bledsoe zaliczył masakryczną dobitkę znad Andersona, ale w TOP10 nie było dla niej miejsca. A tu niespodzianka, na drugim był alley do Griffina. Zwykły alley... Czemu Erica nie ma w Nowym Orleanie? Crawford na szczęście się nie obudził, bo mogło być słabo. A Odom wygląda tragicznie. Nie wiem, może nie zauważyłem że zrobił coś przez te 20 minut dobrze. Chyba nic. 

Komentarz niestety tragedia, bo to był mecz trójek. A wiadomo jak się reaguje na to w Los Angeles. Najtragiczniejsze BINGO w historii. Słyszane chyba miliard razy. Raz szedłem już wymiotować... BINGO...

Gwizdki bardzo fajne! Nie bali się gwizdać rzezimieszkowi Barnesowi! Oczywiście coś tam na Smitha i offens na Vasqueza w końcówce po prostu musieli. Ale to do wybaczenia. Szczególnie, że nie gwizdnęli ostatniego offensa. OK!

Czas na kolejny mecz z Mormonasami. Hornets zostaną on fire po tym wspaniałym zwycięstwie?


I coś do posłuchania:


1 komentarz: