A teraz już powrót do normy. Czyżby szykowały się nam kolejne mecze przyjaźni? Q-Pon i Daye na boisku w jednym momencie (MARZENIE KAŻDEGO TRENERA) i to nie w mojej ukochanej drużynie? Memphis dają się lubić! Robią sobie na luzaku historyczny sezon, a w tym meczu grali bez Z-Bo i Arthura. Choć wszystkim wychodzi to na dobre, bo wreszcie minuty dostaje Ed Davis i pokazuje jaką jest bestyjką!
Hornets rozpoczęli mecz niemrawo (tak niemrawo grali, że zasnąłem w 3q podczas osobistych Princa! coś niespotykanego), ale ogarnęli się z czasem w drugiej kwarcie, by na sam koniec roztrwonić całą swoją przewagę i doprowadzając do tego, że to oni w drugiej połowie musieli gonić wynik. Spory run Grizzlies przedłużył się jeszcze na trzecią kwartę, a przed ostatnią odsłoną prowadzili oni aż 18 punktami. Wtedy byłem pewien, że Hornets chcą powtórzyć wyczyn Los Angeles i wrócić z podobnej straty. No powiem, że plan niezły, ale już z wykonaniem, to było zdecydowanie gorzej. Trener Hollins mając na uwadze to, jak w ostatnim meczu tych drużyn Hornets odrobili straty właśnie w ostatniej odsłonie wolał dmuchać na zimne i trzymać długo swoich starterów. Gracze z Luizjany nie doszli na mniej niż 11 punktów, notując trzecią porażkę z rzędu. Na zachodzie więcej porażek z rzędu mają teraz tylko zawodnicy z Utah i zrównali się już bilansem z Lakersami. Przypadek? NIE SĄDZĘ! Stern pięknie to wykombinował...
W drużynie z Nowego Orleanu zadebiutował Terrel Harris, który został podpisany przez kontuzje Riversa. Tutaj już smutek, bo Rivcio nie wróci w tym sezonie, a ja nikomu nie życzę kontuzji, nawet takiej kupie jak jemu. A podpisany ziomek grał w Miami! Czyżby zarząd miał nadzieję, że przekaże trochę przepisu na mistrzowską drużynę?
PRZEJŚCIE
AMINU - Zdobywał punkty będąc blisko kosza, dobrze biegał do kontr, ale tak ogólnie to w tym meczu nie był zbytnio przydatny. Pozycja SF w Memphis to coś z czym mało kto by sobie poradził.
DAVIS - No statystycznie to kopara opada, bo 20-18 to są konkretne linijki! Wreszcie dostał jakieś porządne minuty i pokazuje potencjał! Szkoda tylko, że sporą część czasu spędził z dala od kosza, racząc wszystkich rzutami z mid-range. Do tego pod koszem był tłumiony przez drugiego z Davisów, Eda.
LOPEZ - Gasol pokazał mu co o nim myśli. Nie dał mu szans absolutnie na nic! Robin trzymany był z dala od kosza (a jak był pod koszem, to jakiś taki zesrany...) i nie dość, że był zupełnie nieprzydatny w ofensywie, to także nie pomógł w zbiórkach po dwóch stronach tablic. A grał aż 22 minuty...
GORDON - Skubaniutki wiedział jak się zakamuflować, bo nie był widoczny. Autentycznie. 7 rzutów w 28 minut. Tony Allen doin' work.
VASQUEZ - Generał miał ciężki mecz, bo grał przeciwko najlepszej parze złodziei w lidze, a wiadomo, że Wenezuelczyk ma czasem problemy z chronieniem piłki. Trzy z czterech strat były prędko zamienione na łatwiutkie punkty. Do tego ten faul na clear path. Jak ja nienawidzę czegoś takiego... To już tylko głupota...
ANDERSON - Anderson zdał sobie sprawę, że z dystansu nie poleci tak jak ostatnio, więc jak mógł, to leciał na kosz. Mając na plecach Princa jakoś sobie jeszcze radził, ale już z innymi zawodnikami był ostrożniejszy.
MASON - Rzutowo cieniutko i dziwne tylko, że nie gra dużo dłużej z powodu absencji Riversa.
MILLER - Czyżby największy 'zwycięzca' kontuzji Riversa? Ojjj, oby tak było! Darius grał długo już w pierwszej połowie. Od razu błysnął po wejściu świetną asystą. W defensywie na szczęście nie miał zbyt wielu zadań, więc ostatecznie pozostał niewidoczny.
ROBERTS - Cierpi najbardziej na nieobecności Smitha, bo w sumie to nie ma z kim grać kiedy wchodzi z ławki (alley do Davisa, klasa!). Znów musi sam rzucać. Teraz nieźle, ale lipka jeśli chodzi o osobiste, bo tylko 1/2.
SIMS - No tym razem zagrał już więcej niż w swoim debiucie, zaczął strasznie surowo, bo od faulu w ofensywie, ale dwie akcje miał pierwszorzędne, kiedy dobijał niecelne rzuty swoich kolegów. Ciekawe, czy Hornets go podpiszą, ale chyba z powodu deficytu wysokich tak będzie. Lanca się smuci...
HARRIS - Grał zdecydowanie za długo w czwartej kwarcie, bo wprowadzał sporo zamieszania. Sporo czasu minie zanim się zgrają. Może nawet minąć 10 dni, a Harris zobaczy DRZWI.
THOMAS - Ujma na honorze wchodząc, kiedy mecz jest już rozstrzygnięty. Ujma, dla tak dobrego zawodnika.
Prince nie jest elektryzującym zawodnikiem, więc przez niego mi się przysnęło. Gra jednak solidnie, a szefostwo Grizzlies raczej nie chlipie za Rudą Gejozą. Ed Davis na pełnym propsie. Wyrównał swój rekord kariery jeśli chodzi o bloki. W większości na Mewie Kochanej. Ofensywnie przyzwoicie, nie było dla niego żadnej straconej piłki. Marc to po prostu klasa. Linijka 10-7-6-4 robi wrażenie. Tony Allen grał na marginesie błędu non stop próbując przechwycić KAŻDĄ lecącą piłkę. Ale w tym przypadku ryzyko popłacało. Podobnie jak w przypadku Conleya. Ten poza przechwytami bardzo dawał się we znaki wszystkim obrońcom, będąc nie do zatrzymania. Wjazd pod kosz nie stanowił problemu, tutaj jest laurka dla defensywy Hornets... Wroten nie czarował tak jak w ostatnim meczu. Q-Pon to już klasa na całego. Ależ mi się podoba jego gra w Memphis. Dojrzał, gra na takim poziomie, że Hollins zostawia go na końcówki. No i teraz chyba najlepszy strzelec zza łuku w tej drużynie. Bayless zawsze na poziomie przeciwko Hornets. Co raz skręcił Vasqueza to mało! Potem na deser skręcił Harrisa. HIHIHIHI JAK Z GÓWNEM Z NIMI POJECHAŁ. Daye niestety za długo sobie nie pograł. A szkoda, bo ma POTENCJAŁ! Na wygryzienie z S5 pana Princa. Leuer i Pittman grali ogony. Szkoda szczególnie białasa, który także jakiś tam potencjał miał na rozwój kariery...
Czas na mecz back2back z Portland. I chyba trzeba przegrać, by Lejki nie czuły się za pewnie. Kolejny pojedynek Lillard vs. Davis. I być może ekstra dużo minut dla Millera, bo przecież nie zagra Gordon!
I coś do posłuchania:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz