sobota, 23 lutego 2013

Game 56 vs. Dallas Mavericks



Wynik na własne życzenie... Dallas znów odskoczyli w tabeli... Przykro się robi po takich porażkach, kiedy jeszcze na minutę przed końcem prowadzi się 4 punktami i jest się na fali i na wsparciu od fanów po trafieniu trójki... No, ale młodość wyjdzie zawsze, nie da się, będąc takimi świeżakami pokonać takich weteranów, którzy nawet jako rookiego wybierają weterana. Choć z drugiej strony, patrząc na radość Bensona, który był w hali nie jest mi tak smutno. Ten wielbiciel pelikanów, po rzucie jednego z zawodników, który wygląda jak pelikan, poczuł się tak pewnie, że utarcie nosa było czymś wskazanym. Thanks Vince. A może Benson cieszył się ze zdobycia setnego punktu i liczył na darmowe frytki?

Jednak zostawiam wątek właściciela i skupię się na HORNETS. Szkoda porażki tym bardziej, że Hornets dostali tak dobre wsparcie z ławki, bo niezwykle rzadko się zdarza, żeby dwóch zawodników rezerwowych zdobyło po 20 punktów każdy. Albo po prostu takie rzeczy tylko w Nowym Orleanie są rzadkością. Albo nie występują NIGDY W ŻYCIU. Kroku dotrzymał im tylko Komisarz Gordon, ale było to za mało, nawet na marnych Mavs. Szkoda też strat w drugiej połowie. Liczyłem na jakiś rekord w najmniejszej ilości strat, ale się rozczarowałem...

Pachniało mi dogrywką. A wszyscy mają jeszcze w pamięci poprzedni mecz tych drużyn, w którym to popisową partią popisał się Eric Gordon na samym finiszu pieczętując zwycięstwo. Nic z tych rzeczy w tym meczu. Hornets przegrywając dwoma punktami wzięli czas, wznowili z boku (Andy LOL) i stracili, próbując podać do Gordona (wina także po stronie sędziów, podjęli wątpliwą decyzję, a do tego nie na korzyść gospodarzy... JAWNA KPINA). Ch*j, w sumie mogłem na to postawić spore pieniążki, bo to było bardziej pewne niż to, że Ziemia jest okrągła. KLASYKA GATUNKU, KLASYKA SPIER*OLENIA. ZAWODOWCY.

I BREJKING NEWS. JUŻ NIE KOCHAM ORLANDO, A SWOJE TALENTY KIBICOWSKIE PRZENOSZĘ DO BUCKS! GOOSE AYON ZAWODNIKIEM TEGO MAŁEGO MIASTECZKA! BĘDZIE MIAŁ CIĘŻKO Z WYGRYZIENIEM PRZYBILLI VANILLA GORILLI, ALE WIERZĘ, ŻE ALBO TAM ZNAJDZIE SWOJĄ PRZYSTAŃ, ALBO JUŻ NIEDŁUGO W CHARLOTTE!

PRZEJŚCIE

AMINU - Niedługo będę spodziewał się po nim co mecz takich statystyk. Wszystko robi! Bloki z pomocy to już powoli tradycja. Szkoda, że na tak przemarnym procencie z gry, co w jego przypadku powinno być niedopuszczalne. On żyje tylko pod koszem!
DAVIS 
- Bardzo szybko dobił do double double, ale nie będąc zbyt przydatnym w ofensywie, zasiadł na ławce zamrażając swoje statystyki. Na osłodę ma to, że pojawił się w TOP10, choć to Gortat zjadł Pierce'a, a nie on Nowitzkiego. No i znów miewa niepokojące problemy ze swoimi szczudłami... Wrócił na ławkę z szatni, ale stamtąd się już nie podnosił.
LOPEZ 
- Robin znów w dołku, na boisku zagubiony. I pewnie przez kilka meczy będzie w takim stanie. Wszystko teraz w rękach Monty'ego Montany co zrobi z tym fantem i kiedy pozwoli Lopezowi na dłuższą grę. 
GORDON 
- Wrócił Gordon i nawet zaczął biegać sporo do kontr. Wyglądało, że już się w tym meczu nie zatrzyma (mega start!), że znów pogrąży Mavs, ale nic z tych rzeczy. Zgasł w drugiej połowie, miernie rzucając trójki, a przede wszystkim dając się blokować. Zablokowany SZEŚĆ razy. Zakładam jednak, że połowa z tego była faulami, a James Harden w tym samym przypadku stanąłby na linii osobistych 10 razy. Tak to działa. Oczywiście znów musiał zje*ać w końcówce paląc się do przejęcia meczu. 
VASQUEZ 
- Generała nie było rzutowo. Zajął się kreowaniem kolegów, ale tego było za mało niestety. No i co to za mecze, kiedy rzuca 5 punktów przeciw chucherkowatym przeciwnikom. A był potrzebny jak mało kto... te kilka punktów od niego byłoby zbawiennych. Do tego ta decyzja podjęta w samej końcówce, że weźmie na siebie jeden z rzutów w crunch. Chyba poczuł się za pewnie, bo ten 'rzut' ledwo doleciał do obręczy... SHAME. 
SMITH 
- Klasa! Smith zagrał tak, jak powinien robić to co mecz i na spokojnie powinien walczyć o 6th mana w lidze. Czyli tak, jak gra w 2k. Co ma, to trafia (z czasem już się rozluźnił i rzucał nieprzygotowany...), czasem coś zbierze (zastawia się do zbiórek już!), zaczyna blokować. W końcu był go-to-guyem i w końcu ekstra grą wywalczył sobie minuty. Oby było ich jak najwięcej. 
ROBERTS 
- Roberts wcześnie wbił, jeszcze niesiony na niemieckiej fantazji, ale tym razem się nie poszczęściło rzutowo. I zamiast dać Montanie solidną lekcje, że jednak się nadaje, to znów niezbyt szło... No, ale może Monty daje mu grać, bo Roberts zaczął dostrzegać koleżków? To Brian podawał na top10 Mewy Kochanej. I to Brian co mecz wynajduje gdzieś Smitha. 
RIVERS 
- Powiedzcie mi drodzy czytelnicy, gdzie znajdę statystyki najczęściej blokowanych zawodników w lidze? Jestem całkiem przekonany, że Rivers byłby w czołówce, zważywszy na jego krótki czas przebywania na boisku. Młody siurek bije jakieś rekordy! 
ANDERSON 
- Andy, Andy, cóż mogę powiedzieć. Przyszedł moment, kiedy trzeba było trafić trójkę, to trafiłeś dwukrotnie. Szkoda, że trafia trójki tylko z nożem na gardle. Lepszy jednak wróbel... Poza tym wreszcie znów powalczył na tablicach, a dwucyfrowy wynik dwójek miał ostatnio dwa miesiące temu. Oczywiście musiał dodać kretynizm i faulować Nowitzkiego za 3, kiedy NIE BYŁO żadnej potrzeby...
THOMAS
- Lanca znów oddelegowany do defensywy i znów przypadkowo musiał rzucać dwa razy. Ze znanym skutkiem. Raz zablokowany pod koszem (czemu tam dostaje podania?), raz trafił z mid-range. Ale swoje zrobił, ta strata Matrixa, to na konto Lancy. 

A Marion właśnie mecz w swoim stylu, ale dziwne to, że tak łatwo pakował piły z góry. Gdzieś został popełniony błąd... Standardowo rozśmiesza trójkami. Nowitzki niby bez szału, a rozgrywa bardzo dobre zawody i na totalnej wyje*ce zdobywa 25 punktów. Bernard James wymiatał pod koszami. Te 7 bloków to WUT, co za stat. A szczególnie piękny ten na Smithcie, aż dziw, że brak go w top10. OJ MayoNEZ na szczęście przeszedł zupełnie obok meczu, nie trafiał otwartych rzutów i Gordon nie musiał udowadniać swojego kunsztu obrońcy LOL. DC2/4 przeciętnie, ale przydał się w końcówce pogrążając osobistymi... Eltonik Brand jak zwykle czeka do meczu z Hornets, aby odpalić ofensywnie. Co oni mu zrobili? 13 punktów przy 12 rzutach, ale walczył jak lew na tablicach. Vince totalny kozak. SWAG za 3 że ojeju. Bliski double-double. Nie było na niego mocnych. Do tego przeskoczył Birda w All Time Scoring List. I podsumował to takim meczem, w którym trafił game winnera. Zabrakło morderstwa wsadem. KLASA. Skoro teraz tak gra, to chyba nigdy nie pójdzie na emeryturkę. Mike'a Jamesa nie powinno być w tej lidze. Wielki LOL, że właściwie gra. Jest za stary, żeby biegać 20 minut. Na bank coś brał przed meczem i jakoś cudownie obszedł wszystkie kontrole. I jak ten mały chu*ek mógł trafić tak ważną trójkę. Kto właściwie pozwolił mu rzucać... Jae cichutko, przy tak grającym Carterze nie ma co liczyć na minuty. Uszaty Wright gra malutko. A i tak napier*ala blokami jak dziki. 

Przełknąć tą porażkę i szykować się na mecz z Kings. Dwie drużyny, które niedługo (?) znikają z mapy NBA. Choć to pelikany nie powinny nigdy powstać. Mecz o północy w niedzielę, czyli nie ma szans na sen przed... Więc w poniedziałek na uczelni będzie zdychanko... ALE JAZDA I TAK! Wcześniej na rozgrzewkę derby Mediolanu MILAN-Inter. SOM NA FALI PO ROZJECHANIU GIMBAZY Z BARCELONY I ZLIKWIDOWANIU MESIEGO! WESZŁO CHLIPAŁO CAŁOM NOC! 


I coś do posłuchania:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz