czwartek, 21 lutego 2013

Game 55 vs. Cleveland Cavaliers


Gettin' Buckets on those young-blood Pelicans.

Pozwoliłem sobie zacznąć cytacikiem z Uncle Drewa, który najlepiej podsumował całe spotkanie, a przede wszystkim 4q. Wujaszek rozegrał swoje standardowe zawody, a mimo wszystko tego się nie spodziewałem. Z jaką łatwością wjeżdżał i w 4q robił różnicę.

A przez cały mecz nie było źle. Oscylowało to cały czas w okolicach remisu, ze wskazaniem jednak na Cavs. Częściej potrafili wypracować sobie przewagę no i mieli przewagę tego jednego zawodnika. I mimo bardzo dobrego wsparcia z ławki nie udało się uszczknąć zwycięstwa. A więc porażka... z Cavs... W tej drużynie sporo czasu grał Luke Walton. No błagam... Choć porażka pewnie przez to, że mecz był na ESPN. Komentarz przyzwoity, ale miliard przerw...

Mogłem mieć jeszcze ciche nadzieje, jeśli chodzi o rzucanie osobistych przez Cleveland, ale akurat wtedy kiedy musieli, to się ogarnęli (Thompson...) i wyciągnęli ten paskudny procent (chwilę gorzej niż trójki) na 71. Do tego ten mecz był zapowiadany jako pierwsze starcie dwóch pierwszych wyborów ostatnich draftów. Pewnie gdyby było to potrzebne, Kyrie na luzie mógłby się matchupować z Mewą Kochaną. Nie ten kaliber. Do tego mógł śmiać się Riversowi w twarz, bo razem są przecież po Duke, po jednym sezonie. Powiedzieć różnica klas to jak skłamać. Szkoda, że wokół Irvinga takie gówno... I nie bardzo widać wyjście z tej sytuacji.



PRZEJŚCIE

AMINU - Na początku meczu miał każdą możliwą zbiórkę, udało mu się wywalczyć każdą piłkę która przelatywała akurat w okolicy. Zaczął już na dobre blokować z pomocy (nie Irvinga ma się rozumieć, choć nawet Aminu krył go przez chwilę), zauważyłem też progres w przeprowadzeniu przez niego kontrataku. Podał i zrobił to dobrze! Do tego jeden mega wsad, którego jak zwykle zabrakło w top10... Tak jak nie było żadnego zagrania Irvinga... Kpiny!
DAVIS - 0/5 z gry do pewnego momentu. Nie ma się czym chwalić. Na swoje szczęście dostawał się na linie osobistych i przede wszystkim trafiał te rzuty. No, ale jak na 30 minut gry, to zdecydowanie za mało. D tego strasznie irytujące są te straty od razu po wznowieniu traconych punktów. Największa głupota jaka może być...
LOPEZ - Gdyby nie miliard fauli, to byłoby całkiem przyzwoicie. Jak był na boisku, to każda akcja przechodziła przez jego ręce. A Robin uczył Zellera jak największego świeżaka. 15 minut i 15 punktów. I 6 fauli. Ostatnie przewinienie wymusił Irving...
RIVERS - Pierwszy raz od dwóch miesięcy przekroczył granicę 10 punktów. I ogląda się go coraz lepiej, bo zdarza mu się podejmować coraz lepsze decyzje. Nadal jest gównem, ale już zdecydowanie mniejszym. Mecz w którym nie ma go na linii osobistych i zalicza mecz bez straty jest meczem przyzwoitym, a w skali Riversa jest meczem bardzo dobrym! I ta trójka na starcie!
VASQUEZ - Ciężkie życie Generała. Jeszcze nie odżył po długim weekendzie. Ciężko mu idzie w ofensywie, a w D miał mega ciężko już w ogóle. 5/13, do tego musiał, po prostu musiał szukać punktów na własną rękę. Ze średnim skutkiem niestety... Przez co nie zagrał nawet w samej końcówce, kiedy były jeszcze szanse! OOO
ANDERSON - Andy nadal gra gówno. Im czystsza trójka tym większa pewność, że spudłuje. Miał w sumie jedno fajne zagranie, na koniec 1q gdy zakończył wszystko buzzerem. Cofnęli mu wtedy tą trójkę i dali tylko dwa punkty. A jedyny raz za trzy trafił na sam koniec meczu (poza tą ostatnią trójką którą doje*ał do pieca, matko co to był za gówniany rzut...tyle czasu a Andy odpala takie gówno...)... I grał dłużej od Smitha...
SMITH - ...który ostatnio gra pięknie! Może J.Smith o którego tak wszyscy walczą w Trade Deadline to właśnie on? Pięknie chodził z góry, dystans jako tako. Nawet coś pozbierał, więc na niego przyzwoicie. Chu*owo osobiste, ale ostatnio zniżka formy w tym aspekcie. No i grał zdecydowanie za krótko... Przy gównie od Davisa i Andersona a przy problemach Lopeza... 
HENRY - Ponoć zagrał w tym meczu. Czemu on, a nie Miller? Dariusa chociaż widać na parkiecie, bo jest czarny, a Henry taki nijaki strasznie. Nic nie pokazał, no poza tym jednym blokiem. 
MASON - Roger większość rzutów trafił jako trójki, ale z wdepnięciem na linię... W innym przypadku byłby miód, a tak było tylko dobrze. Ch*j już wie kiedy on lepiej gra. Z Gordonem, czy bez Zordona? 
ROBERTS - Niemiecka precyzja strikes again. 17 punktów na totalnym wyje*aniu, chłopak się nie czai. Rzucał to tak z dupska, jakby nie sprawiało to dla niego problemu i jakby mógł tak rzucać codziennie. Pomylił się tylko raz, którąś desperacką trójką... Tylko 11 minut i aż 17 punktów! To jest to. Nawet nie musiał imać się rozegraniem. 

Gee zasypał trójkami na początku, a nikt po nim się tego nie spodziewał... Liczyłem na jakieś wsady... Thompson zupełnie słabo w ofensywie, ale wywalczył multum piłek i przyczynił się do jednej pozycji Cavaliers w samej końcówce 4q, która trwała z minutę po tysiącu ponowień... Zeller rzutowo przyzwoicie, ale w D zupełnie marnie. Waiters zagrał połowę meczu Irvinga. Bardzo ładne wjazdy, rzuty z mid-range po własnej kreacji. Irving z kolei zmiażdżył totalnie, fajnie że nie rozje*ał Andersona trójkami w tym meczu. Jeszcze tego by brakowało. Rozkręcał się z kwarty na kwartę i aż dziw, że nie ma nic od niego w top10, a znalazł się tam choćby gówniany wsad LBJ i to na 1 miejscu! HITOWO! MGK pewnie płacze... Speights po cichutku, ale też udało mu się nazbierać garści w ofensywie. Livingston kochany bez szału. Walton to gówno i wstyd przyznać, że miał aż 6 asyst. CJ Miles jeszcze niesiony na skrzydłach ostatniego wsadu. Bardzo przyzwoicie z ławki. Ellington przydał się szczególnie w kwestii osobistych z samej końcówki. 

Czas na piątkowy mecz z Dallas i mam nadzieję na przebudzenie się z weekendowego letargu. Może zagrają w nowym składzie? Czy Dell Demps zaskoczy wszystkich? Pewnie nie! 


I coś do posłuchania:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz