poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Game 64 vs. Los Angeles Clippers



Monty Williams referring to Clippers "It's hard to play against all the flopping and nonsense that goes on with that team.”


"I FLOP SO HARD POPOVICH WANT TO SIGN ME"


"BEKA"



Czy może Los Angeles Floppers? Smutek ogólny po tym meczu, beka jeszcze większa. Dziwne rzeczy dzieją się w państwie sternowskim, oj dziwne. Najpierw Ron Artest targnął się na życie Hardena, po czym poszedłem spać. Wstałem o 3.30 i miałem nadzieję na dobry mecz, zdominowany przez DOBRĄ grę zawodników, a nie przez pokazy aktorstwa i 'sędziowania'. To samo co z Barceloną i innymi zabawnymi drużynami. Są tacy dobrzy, to po co im sędziowie? Szkoda, że NBA rozłożyła parasol ochronny na Griffina...

Nowy Orlean był o tyle  -  taką małą ociupinkę, od ponownego ośmieszenia drużyny z Hollywood. Przemawia teraz przeze mnie jad i jest mi przykro, ale zazwyczaj reaguje na coś. Już olewam to ile drużyn Hornets by przeskoczyli w loterii, gdyby wygrali. Tak dobrze grającej 'słabej' drużyny nie widziałem od dawna. To jest fakt, bez żadnego fanatyzmu. A tej nocy po prostu przeszkadzano im w dobrej grze.

Teraz trochę jadu:
-Ayon dostał technicznego, za to, że sfaulował Griffina, który zaraz do niego wystartował z pretensjami. EL TITAN ani be, ani me po angielsku, to nic nie śpiewał. Niestety, to wystarczyło. (nawet te ogórki z majka z Los Angeles mówiły że nic nie było)


 -Mo Williams ściągnął do parteru za szyję Erica Gordona, który mimo to cudem trafił and1. Obyło się na flagrancie1. Teraz ten sam faul w drugą stronę. Flagrant2 i wykluczenie na 2 mecze.
-Jason Smith i jego rzekomy łokieć, od razu z faulem technicznym. Tutaj ostrożnie komentuje, bo nie ma żadnej dobrej powtórki, ale i tak to jest BEKA.
-Ładnie raz Paul wymusił faul, gdy 'rzucał' za 3. Nikt nie nabrał się na to, gdy robił takie rzeczy w Nowym Orleanie...
-Vasquez za faul na Evansie najpierw dostał flagranta2, zmienili na flagranta1, żeby na koniec skończyć z personalem. JAK ŻYĆ PANIE PREMIERZE?
-Reggie Evans.

Sam mecz jako tako mógł się podobać. Ładne akcje, liczne runy. Mecz na poziomie, z wysoką intensywnością akcji. Niestety dla mnie było MILIARD rzutów osobistych. Mecz trwał od 3.30, do 6.30, czyli jakieś 26 godzin (chwała, że Monty pod koniec 4q nie brał czasów, zrobił to dla mnie. THANKS COACH!). A to wszystko przez ESPN. Nie dość że komentarz tych placków od BINGO (myślałem że dochodzą poza kamerą... OŁ MI OŁ MAJ co jakiś czas, spuszczali się, że Clippersi tacy poszkodowani wiecznie...), to jakieś wątpliwe przedłużanie osobistych, wznowień. Rano byłem nie do życia. Załamany i zły to raz, ale i dumny, że pokazali tym pajacom jak gra się koszykówkę z sercem.

PRZEJŚCIE

AMINU - Znów mnie nosiło, słuchając tego komentarza, jak dziwili się, że Aminu tak sporo potrafi. Że trafia trójki itp itd. Prawda jest taka, ze uciekł im kolejny skarb. 3q to był jego popis, gdzie zdobył zdecydowaną większość (chyba 12, pierwszy musiał być wsad, a jakże) ze swoich 14 punktów. Dzięki temu Hornets wygrali tą kwartę 32-17. Do tego 8 zbiórek, a jedna dobitka to po prostu poezja. Wygiął się jak struna, złapał piłkę prawą ręką, dołożył lewą i zapakował. TOP1.
THOMAS - Zdziwko mnie walnęło jak grał dłużej niż zwykle, ale za to na jakim poziomie, pomalowane okupowane przez niego!. Mimo swojego ograniczenia wzrostowego bronił dzielnie, a do tego dawał radę w ofensywie (10 punktów). Również dał popis w 3q, gdzie bez skrupułów śmigał przeciw asom przestworzy. 
SMITH - Ma ciężkie życie, przez pikników z Los Angeles. Co był przy piłce to na niego buczeli (CZEMU NIBY? BO JEST BIAŁY I NAZYWA SIĘ SMITH?). Jako tako sobie zasłużył i w sumie podziwiam wytrwałość tych 'kibiców', że robili to CAŁY mecz. Zawodnicy LAC próbowali sprowokować Jasona (Jason w ramach rekompensaty za ten faul puścił Griffina na pierwszego wsada, szacunek SLU), co poskutkowało technicznym faulem z dobrą BEKĄ. Poza tym bardzo solidny mecz, choć trzymał się rzutu mid-range. 13 punktów, 8 zbiórek i 3 bloki. Szkoda, że skończył z podkręconą kostką... 
GORDON - Wrócił na stare śmieci i mecz rozpoczął od szybkiego 0/3. Chciał bardzo i szczęście, że schłodził głowę i grał w miarę przyzwoicie. 'Kibice' i tak na niego gwizdali. Hehe a to dobre. Gdy nie szedł rzut zaczął podawać, gdy znalazł lukę śmigał pod kosz, a ta akcja z top7, mogła być dużo wyżej. Mogło jej też zabraknąć, ale gdyby zrobił to Westbrook to byłby top2. Ograł jak tyczki dwóch obrońców (Paul/Foye i Griffin) i skoczył. Tak proszę państwa. SKOCZYŁ. Zapakował z góry jak za starych dobrych czasów. HE IS BACK! 17 punktów (szkoda, że 4 osobiste nie wpadły...), 5 asyst, ale także 6 z niezwykle bolących 19 strat...
VASQUEZ - Nierówny mecz. Na szczęście nie bał się wykorzystywać przewagi wzrostu nad Paulem i często wchodził pod kosz rzucając floatery. Skuteczne. Ten jeden nad DeAndre był kozacki. Do tego jako tako rozprowadzał piły i nie dał się łatwo ogrywać obrońcom Clippersów. Koniec końców i tak się go pozbyli z boiska po 6 faulu. Blisko byli (po 5) Gordon i Ayon...
LANDRY - Jest królem, ale w hali Lakers (LOL). To nie był jego mecz, a Monty jakoś nie chciał nim forsować akcji i chwała tej decyzji.


AYON - Kozak. Czekam, aż nauczy się angielskiego i odpowie tym wszystkim gagatkom na zaczepki. Trzyma nerwy na wodzy i chwała mu za to, bo prędko by wyleciał z meczu, a wszystkie szturchnięcia podsumowuje OGROMNYM i serdecznym uśmiechem. Jaka szkoda, że nie urósł odrobinkę więcej, ale i tak dawał radę w obronie. 4 punkty i 4 zbiórki, a także 2 przechwyty, w tym przechwycił jedną piłkę od Paula. MVP tej ligi bez 2 zdań. Nie ma patyczkowania się z łachami (UP PHOTO).
HENRY - W ciemno można o nim pisać co jakiś czas. Nie boi się wbijać, nawet gdy odbija się od Griffina, to i tak trafia. Dawał radę. 
BELINELLI - Ten słabszy występ KRULA MAKARONA. Wspomnienia wracają jak bumerang...
DYSON - Znów poprawnie, znów na poziomie. Dell i Monty mają zagwozdkę? Nie boi się żadnych rzeczy (nauczył się od Włocha dalekich trójek) i gra bez skrupułów przeciw największym gwiazdom ligi (brał ofensywne na siebie). 7 punktów i 3 asysty. 
WATKINS - Dyson dystrybutor, Watkins odbiorca. Kto by pomyślał, że takie rzeczy nie u mnie na podwórku, a w NBA? 
BUTLER - Ponoć ma parcie na szkło. Wpadł na kamerzystę po spudłowanym layupie i już nie wrócił. Problemy z biodrem. 
GRIFFIN - UNDER MY UMBRELLA ELLA ELLA EE nucił mu Stern podczas wspólnej wizyty pod prysznicem. Szkoda, bo za czasów NCAA uwielbiałem gościa. Ale wytwarza jakąś złą aurę dookoła siebie. Co zrobię. Jest dobry, nie potrzebuje pomocy. 21 punktów i 15 zbiórek. Robi wrażenie.
JORDAN - No, chłopak się zbytnio nie nagrał. Arcyszybko łapał faule, ale w międzyczasie blokował i zaliczył nawet przyzwoitą jak na siebie akcje. 
FOYE - Wziął sobie do serca dwie poprzednie konfrontacje, gdzie grał na zawstydzającym poziomie % nawet dla noworodka. Dawał sygnał do walki od początku i idealnie wykańczał podania Paula w końcówce. I tak jest plackiem i zepsuje tej drużynie jeszcze niejeden mecz, a wygra może 0,5. 
PAUL - MVP tej ligi bez 5 zdań. Nie jestem obiektywny i cud, że nie znienawidziłem go za to, że przeszedł (tak jak miałem z Kaką...) do Flop City, miast do Lob City. Gdyby był z tym składem Hornetsów co teraz, to mogliby być wyżej niż LAC FAKT. Potrafi wszystko, a ta akcja z top1 to majstersztyk. MAN OF STEAL! 33 punkty, 13 asyst, OSIEM przechwytów i 4 zbiórki. Mistrzu, po co marnujesz się w tym teatrze?
ŁAWKA - Simmons zastępował Butlera po przerwie, ale poza wizytą na linii osobistych (tak dziwne dla niego) niczym się nie zapisał. Martina będę się bał już zawsze, po prostu groźnie wygląda i nie chciałbym go gdzieś spotkać po ciemaku. Ale daje radę z ławki, Chińczycy go aż tak nie zepsuli. Williams ceglił że szok. A Del Negro go trzymał na boju aż 29 minut. 3/13... Bledsoe coś teraz gra wreszcie, paczuszka pierwsza klasa, aktywny po obu stronach, walczy o z góry przegrane piłki. Pełen props. Evans FLOP SO HARD. 4q to jego popis :). W końcu skończyła się 33-14. 

Ból pozostanie. Nie wiem czy dadzą radę odkupić się teraz w meczu z Golden State. To nie jest tak ważny mecz. W każdym razie o ohydnej porze, 4.30...

MVP: CP3 4 MVP kampania od zawsze na zawsze.
Najlepszy występ z ławki: Bieda, bieda, bieda... AYON RZĄDZI.
Najsłabszy występ: Belinelli i Mo. Dwie strzelby z ławki, niestety strzelające na ślepo.
Gwizdki: Na pracę magisterską sobie wybiorę o sędziowaniu w sporcie. Ten mecz to będzie jeden z fundamentów. CIEMNO WSZĘDZIE, GŁUCHO WSZĘDZIE, BEKA NA GŁOS, FLOP DZIŚ BĘDZIE.
Krajobraz po CP3: Ahhh ta zatroskana mina Chrisa na ławce, jakoś pod koniec 3q. Co wtedy siedziało w tej mądrej głowie... Pewnie chlipał sobie biedaczyna... Ale dał szansę rozwoju. To się chwali. Niech uczy się w szkole flopa i sam zdobywa mistrzostwo z pomocą Cząsiego, Bledsoe'a i Younga, oraz GOMESA! GDZIE JEST GOMES?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz