wtorek, 10 kwietnia 2012

Game 57 vs. Los Angeles Lakers



Tak mnie coś tchnęło, skoro zbliżamy się do końca sezonu, to stwierdziłem, że można trochę poeksperymentować w formie pisania. Zmiana stylu w najbliższej przyszłości nieprzewidziana, także jeszcze się pomęczycie. Oczywiście inspiracja zaczerpnięta kompletnie z dupy, ot tak. Trochę dochodziły do mnie teksty, że bez akapitów jest to strasznie nieczytelne, a zbiegło się to w czasie, z opcją, podobną do bloga największego fana NYK z Polski. Adresu nie muszę przedstawiać, ale tak, chodzi o zNYKającego. Forma notek może nie jest innowacyjna, ale postaram się zrobić coś właśnie na taki wzór, gdyż uważam, że świetnie to wygląda. Nic, że teraz notka będzie miała 20 metrów długości... No, to chyba tyle :).

Oczywiście było JARANDO FEST na ten mecz, ostrzyłem sobie ząbki na pojedynek JACUNIO Jack vs. Czarny Wąż Mamba. No i się przeliczyłem. Jack oficjalnie wypadł z wyścigu po nagrodę MVP. Za dużo meczy opuścił gość, który do tego sezonu był po prostu odporny na kontuzje (jak i Okafor). I to już oficjalne, JACUNIO wypada do końca sezonu. Nie po drodze mu z Gordonem. ŻYCIE ŻYCIE JEST NOBELON. Kobe po prostu wystraszył się ponownego spotkania z obroną Hornets, jako usprawiedliwienie chodził w śmiesznym bucie nie do pary... Choć myślę, że mógłby uderzyć w nowy rekord. Na przykład zero na MILIARD. Myślę, że możliwe. Kobe oczywiście pozostaje w wyścigu po tą nagrodę, ale proszę Was drodzy czytelnicy. BEKI BEZ. Wystarczy, że raz liga okradła Paul'a na jego rzecz. Wystarczy machlojek. Wystarczy tych żartów. Buehehehe naprawdę dobre, Kobe i MWP. Właśnie sobie to wyobrażam. OOOOOO koniec. Gordon wypadł z meczu przez problemy z plecami. Powiem Wam w tajemnicy, że jestem już tak na to znieczulony, że nawet tego nie zauważyłem. LOL... Ariza nie zagrał podobno decyzją trenera. Ciekawe. I bez nich był ciekawy pojedynek, ale...

Hornets znów zawodowo przegrali mecz. Wiedziałem, że bez Bryanta będzie ciężej, no ale żeby aż tak? Znów prowadzić w samej końcówce wysoko, w czwartej kwarcie przewaga oscylowała w okolicach 10. I ch*j. Posypała się końcówka jak zwykle. Krok po kroku. Zawodowo. Trójki MWP i Sessiona załatwiły to spotkanie. Nie pomogła świetna gra trójki Landry, Vasquez, Belinelli, ani lipna gra Bynuma. Może Monty bał się, że dogonią Cleveland niedługo? Co by nie mówić, mecz znów przegrany na własne życzenie, z własnej nieprzymuszonej woli. Nie grali źle, tłukli się cały czas, dobra walka, było zaangażowanie z dwóch stron. Trójki wpadały z dwóch stron, osobiste niestety zdominowane jak zwykle przez jedną drużynę. Był stats na początku, ale już zapomniałem cyferek. Olbrzymia przewaga Lakers z linii osobistych. Coincidence? Najprzyjemniejszą statystyką dla oka były straty. 7 przez cały mecz. Chyba rekord sezonu, albo ja nie wiem o jakimś meczu, który trwał 10 minut.

I teraz zgrabnie przejdę do opisu zawodników hehehe. Jeszcze popracuje nad wstępem.

AMINU - Coraz bardziej przypomina Trevorka kochanego i Monty wie co robi dając mu coraz więcej minut. Na dzień dobry, w samej pierwszej kwarcie miał 3 przechwyty. Rzutowo prezentuje się dobrze, już nie boi się rzucić za 3 od czasu do czasu i dawno nie zaliczył rubryki 2/70. Tej nocy 7 punktów (jeden konkretny wsad, jak to on, najlepszy dunker w drużynie, nie ma patyczkowania się z frajerami) i 7 zbiórek.
SMITH - Cieszy bardzo, że do swojego repertuaru dodaje coraz to nowe zagrania. Nie jest już tak monotonny w ataku, ale niestety nie powtórzył statystyk z poprzedniego spotkania. Rzut mu nie siedział i znów zebrał karygodne 3 piłki, dobrze, że chociaż w ataku. Przez 30 minut. 3 piłki. Do tego 8 punktów i jeden MEGA PRZE NAJLEPSZY blok. Od efektownych bloków jest specem. Tym razem na rozkład trafił MWP. Niestety, nie trafił na rozkład do top10, z których beka narasta z każdą sekundą. Niestety, jest biały i ma na nazwisko Smith. Nie blokował tym razem Duranta. Czego się spodziewać?
KAMAN - Dawał radę, walczył przeciwko wysokim z Los Angeles. Wzrost dawał mu przewagę pod koszem, dzięki której zablokował 5 rzutów. Niestety, podobnie jak Smith zapomniał tego dnia kleju i w 29 minut zebrał 4 piłki. Jak można wygrać mecz z taką statystyką? Dwóch wysokich, 7 zbiórek... Powoli asysty stają się normą. W tym sezonie notuje ich najwięcej w karierze, a tej nocy dołożył 3. 16 punktów, a więc solidny dorobek, ale powiększany skrupulatnie głównie w znacznej odległości od kosza.
BELINELLI - Wraca do pierwszego składu na swojej pozycji, ale pewnie do czasu. Do końca sezonu będzie musiał się już pogodzić z rolą backup PG. Trochę beka oglądać rozgrywającego KRULA MAKARONA. Włoch zagrał bardzo przyzwoity mecz, po raz 7lub8 w sezonie zdobył 20+ punktów. Tym razem na styk. Jest to o tyle dziwne, że na dzień dobry przywitał widownie kilkoma rzutami, które ledwo doleciały do obręczy. Pomyślałem, że mu spaghetti zaszkodziło, albo co gorsza NIC NIE ZJADŁ. Połowa minęła, Marco podjadł i oglądał flagi Włoch. Czuł się pewnie jak na 11 listopada, albo 10 kwietnia. Życiowy sezon Makarona.
VASQUEZ - Najbardziej zadowolony człowiek z kontuzji JACUNIA, jeśli ktokolwiek mógłby być zadowolony. No i jeszcze LeBron, bo odszedł mu kandydat do nagrody. Rozwinie się teraz niesamowicie. Byłem sceptyczny co do trade'u, ale teraz jest masakra, Wenezuelczyk gra mistrzowsko. Tej nocy pobił swój rekord trafionych trójek, 5/6 (w sumie 6/13, poza trójkami miernie). 18 punktów i 11 asyst. Jako PG spisuje się lepiej od JACUNIA, ale na miano gwiazdy zespołu musi jeszcze pracować.
HENRY - 1/8 czyli powrót cegiełki w chwale! Stary dobry Xavier. Może to Gordon tak na niego działa, że gra najlepiej jak potrafi? No niektóre rzuty to serio, dziwiłem się, że można aż tak dziwnie pudłować. Zadowalające 6 zbiórek.
LANDRY - po tym meczu oficjalnie przylgnął do niego przydomek 'LAKER KILLER'. Po prostu mistrz co robi z dużo wyższymi od siebie Gasolami, Marpimi, czy Bynumami. Gasol to już w ogóle beka, jakiś kompleks ma. Carl nawiązał ewidentnie do serii PO z poprzedniego sezonu. Rozjeżdżał obronę Lakers aż miło, wióry leciały. 20 punktów, 11 zbiórek i career high 5 asyst. To wszystko z ławki. BESTIA! Pytanie, czemu nie grał w ostatnich akcjach spotkania. JAKIM CUDEM SIEDZIAŁ? Nie było żadnego update'u o kontuzji. Więc o co chodziło?
THOMAS - Ciekawe eksperymenty przeprowadza doktor Williams. Na boisku razem Landry, Thomas i Ayon? Lance na pozycji SF? Dobre sobie, szkoda, że nie rzuca właściwie z półdystansu, o dystansie nie wspominając. Wiadomo, że jest niższy od Ayona, ale czemu musi dostawać od niego więcej minut? Zagrał 12 minut pudłując 2 rzuty.
AYON - Jest coraz częściej pomijany, a zbiega się to w czasie z mistrzowskimi partiami czy to Smitha, czy Landry'ego. Ma pecha, ale nadal jest MVP tej ligi. Grał nawet dobry defence, co poprowadziło go do jednego przechwytu.
MWP - Co się dzieje w bańce tego gościa, to szok. Ostatnia akcja to już hit na każdym portalu. To było zagrania zarówno genialne, jak i idiotyczne. Cały Ron. Szkoda, że Smith się nie ogarnął, ale co zrobić. MWP cicho przez cały mecz, ale odzywa się raptem wielką trójką... Do tego czasu miał 5 punktów, boli...
GASOL - Co by tu o nim powiedzieć. Marc tak? Świetne zawody przeciw Clippersom. Pau tak? Ten słabszy brat? Syndrom Landry'ego zostanie mu na całe życie, co zrobić. Poza tym trzymał niestety w ryzach całą drużynę i zagrał na poziomie prawie cały mecz. 25 punktów, 9 zbiórek i 4 asysty. Niestety.
BYNUM - Co się dzieje w bańce tego gościa, to szok. Nie rozegrał niczego genialnie, rozegrał wszystko idiotycznie. Zapraszam do psychologa :). Poprzez wybitną skuteczność 7/17 (dobre podwojenia), a przecież powinien zjeść całą organizacje Hornets ze Sternem na czele, i liczne airballe frustrował się coraz bardziej. W końcu nie wytrzymał i dziwie się, czemu jeszcze nie ma filmiku w internecie, na którym to fauluje umyślnie Vasqueza. Ot tak, kompletnie z dupy. Coś nie wyszło i zgłupiał konkretnie. Bałem się, że zmiażdży Greivisa i wyciśnie mu MÓZG przez uszy. Śmiałbym się, ale tylko przez chwilę. Andrzeja już się boję. Na zawsze. BEKA BEKA BEKA.
EBANKS - Starter za Bryanta. 2/7 > 0/MILIARD. OD ZAWSZE NA ZAWSZE. 26 minut na boisku to niezły wynik, myślałem, że ma zagrać w pierwszym składzie, bo ktoś musi.
SESSION - Jak on trafił do Los Angeles za worek ziemniaków? JAK? Duże wzmocnienie, 17 asyst, 6 zbiórek i przede wszystkim 6 asyst. Pięknie się wkomponował w drużynę, brakujący element ewidentnie.
BLAKE - Zombie z LA robił niezłą robotę, trafiał ważne rzuty po indywidualnych akcjach. Grał w crunch za Ebanksa. 8 punktów i 4 asysty.
MURPHY - Nie jest to wzmocnienie z ławki, nic ciekawego nie wnosi do gry drużyny i ogólna kupa śmiechy (w sensie BEKA).
BARNES - Największe wzmocnienie z miernej ławki Los Angeles, dobra 2 kwarta, niezła 4. 9 punktów i 8 zbiórek, świetna robota.
McROBERTS - Nic nie odnotowane.

Przerwa jednodniowa i u siebie mecz z Sacramento. Oby wykurował się Marcus Thornton bo liczę na ciekawy pojedynek Thornton vs. Belinelli Gordon jednak.

MVP: Król jest jeden i to nie chodzi o KRULA. CARL LAKER KILLER LANDRY. Mnistrz.
Najlepszy występ z ławki: UP świetny film!
Najsłabszy występ: Henry za cegiełki, Bynum za pustą głowę.
Gwizdki: Późne, na rzecz Los Angeles. NIHIL NOVI (takie słowa mondre znam!)
Krajobraz po CP3: Clippersi to prawdziwa sinusoida, a Hornets grają solidnie cały sezon. TRU! Vasquez teraz pokaże wszystkim na co go stać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz