Hornets to aktualnie najgorętsza drużyna w lidze, wygrywają kolejny mecz w świetnym stylu! Są na fali wznoszącej. Oby jednak nie wznieśli się za wysoko, bo gra toczona jest o szczytny cel. Lepszego momentu na serię TRZECH ZWYCIĘSTW z rzędu wybrać sobie nie mogli. Po raz pierwszy na żywo oglądał ich Tom Benson (BENSON IN THA' BUILDING) i musiał być zachwycony. Skoro Bob Licht mówi, że pokochamy staruszka, to ja mu wierzę! W końcu spotkały się jedne z najlepszych obron w lidze, a odpowiednio pierwsze - Memphis i drugie - Nowy Orlean na zachodzie. Fajerwerków nie doświadczyliśmy (np. 10 nietrafionych rzutów z rzędu przez Nowy Orlean), ale ja siedziałem jak na szpilkach cały mecz, bo w końcu na jeszcze jedno zwycięstwo można sobie pozwolić (dziękując Cleveland, czy Sacramento). Także dobre czasy właśnie nadeszły i jest JARANDO FEST!
Szkoda, że te dobre czasy przyszły wraz z ideą zmiany nazwy, która jest BARDZO prawdopodobna, albo więcej niż pewna. Szkoda, bo już się zżyłem z tą drużyną, a tu będę musiał przenosić swoje talenty pisarskie prawdopodobnie do Charlotte. Znów nastaną chude lata, oczywiście, jeżeli Bobcats zdecydują się na zmianę nazwy. Dziwnie będzie nie widzieć Hornetsów w żadnej z nazw 30 drużyn. Wtedy moje talenty wędrują do Detroit, bo na szczęście nie mam wiążącej nazwy bloga :).
Wracając już do weselszych rzeczy, to jak już wspominałem, mecz nie obfitował w fajerwerki, a dominowała obrona. Na wysokim poziomie, praktycznie bez łatwych rzutów, bez odpuszczania w obronie, na niskim procencie rzutowym, a wszystko było okraszone świetnym komentarzem z CST. Na majku pojawił się JACUNIO JACK MVP TEJ LIGI! Poruszał tak ważne kwestie jak nagrody COTY, MIP drużyny Hornets i MVP ligi. Jako zawodnika Nowego Orleanu czyniącego największy postęp wskazał Jasona Smitha. Nie będę polemizował :). MVP to dla niego Durant, ale wierzę, że JACUNIO się wygłupiał z tym stwierdzeniem. Dobre Jarret, na prawdę solidne! Na COTY jakoś nie mógł się zdecydować, ale słychać było jak żył z ziomkami z parkietu. To się ceni. Zabawnie było, gdy Gil spytał Jacka o kandydaturę Mike'a Browna do tej nagrody. ZABAWNIE BYŁO! Nawet śmiałem się na głos :).
Aaa no i Monty i Dell oficjalnie zostają! Kolejna okazja do picia!
PRZEJŚCIE
AMINU - Jak już myślę, że bardziej mnie nie zadziwi, to zmusza mnie do szybkiej zmiany zdania. Dell wyrwał prawdziwy, nieoszlifowany diament, a Monty go wykończy. Z takim ciągiem na kosz (szkoda, że raz kosz przerzucił...) w przyszłości będzie stałym bywalcem hajtaltów (kozak dobitka, a wsadem z 4q posprzątał po tym meczu. FILTHY). Powinien zawitać tej nocy, ale TOP10 to beka przewieczna na zawsze ZAWSZEpo parę razy w tygodniu (często 7). Takiej energii przy wsadach dawno nie widziałem. CHIEF MIECIE! Defensywnie będzie bestią! 12 punktów, 7 zbiórek, 3 przechwyty i 2 asysty. Ariza robi się czerwony. HUSTLE!
SMITH - Kolejny mecz na poziomie, bo jeśli on zalicza double-double to musi się coś dziać (14-10). Piłka go szukała i gdyby grał trochę dłużej, zaliczyłby swój rekord zbiórek. Do tego wyrównane także career high jeśli chodzi o asysty (4). Atletyzm popłaca, a wkładanie serca w grę BARDZO pomaga.
KAMAN - Kaman jakiś taki niemrawy, jakoś zbytnio nie dawał się ogrywać, ale od byłego all-stara trzeba oczekiwać dużo więcej, a na pewno odważniejszych prób spod kosza! Tylko 4 punkty i 3 zbiórki w 20 minut. Do tego 2 oddane rzuty. DWA PRZEZ MIDASA! Zmęczenie materiału? JUŻ SAM FINISZ. DASZ RADĘ i potem hop na polankę na polowanko!
GORDON - Niby cichutko, niby niemrawo, szczególnie w 1 połowie, ale poniżej pewnego poziomu nie schodzi i pewnie nie zejdzie. Druga połowa to koncert wbitek pod kosz. Na prawdę robił wrażenie, gra beż żadnego strachu przed kolejnymi kontuzjami. Przy 9 rzutach zdobył 18 punktów, przez częste wizyty na linii osobistych (8/8, cała drużyna perfekcyjne 21/21. Starali się tym ukryć deficyt bloków i rzutów za 3).
VASQUEZ - On palił się do gry na ten mecz najbardziej. Udowadnia raz po raz, że Memphis popełnili błąd tak łatwo się go pozbywając. Przyszłościowo, jeden z najlepszych backupów w lidze będzie! 8 punktów, 9 asyst i 3 przechwyty oraz zmartwiona mina Lionela Hollinsa. To mu wystarczyło. Do tego świetnie wygląda wzrostowo, gdy jest zmiana krycia i przychodzi na niego jakiś SF.
LANDRY - Po prostu, raz na jakiś czas wyprawia cuda i ma okazje do zaprezentowania muskulatury. To był jeden z tych meczy, gdzie wzrost mu nie przeszkadzał i wbijał się w obronę Memphis jak w masło. BEZ GUMY z obroną pod koszem. Double double z ławki (16-11 HUGE) i może niepokoić tylko uraz, którego nabawił się w 4q. Wziął czas i udał się do szatni z obolałą łydką. Oby nic poważnego. Mógłby jeszcze te 6 meczy dograć na poziomie przed renegocjacjami.
BELINELLI - Ofensywnie PADAKA FEST (2/9 z czego 1/7 za 3), defensywnie
HENRY - Dosyć cicho, słabiej krył Rudy'ego Gay'a niż CHIEF.
AYON - Znowu coś tam zagrał, smucą te 2 straty, ale znów chwali się jego postawę w defensywie. W ofensywie, oczywiście nadal jest pomijany przez kolegów, a podają mu jak muszą. Jedna piękna akcja pick'n'roll z Vasquezem którą będą cieszyć oczy kibiców przez kilka najbliższych sezonów. BEZ REVERSE'A!
DYSON - Porywa kibiców swoim poświęceniem, żadna piłka nie była dla niego stracona. Walczy ile może o ten kontrakt i jest na dobrej drodze do dokończenia sezonu w Nowym Orleanie.
THOMAS - Zagrał minutę, po tym jak był pomijany. Czyżby ostatnie chwile w NBA?
GAY - Robił co mógł w ofensywie, ale jego 24 punkty na niewiele się zdały. Stworzył fajny matchup z CHIEFEM i mam nadzieje, że takie pojedynki jeszcze przez długi czas będą cieszyły oczy kibiców w NBA.
SPEIGHTS - Nic specjalnego, powoli przygotowuje się na oddanie miejsca dla Z-Bo.
GASOL - Kibice Memphis zamarli w chwili, gdy Gasol padł i złapał się za kolano. Czekam na diagnozę, ale oby nie było to nic strasznego. Tylko tego im brakuje tuż przed samymi play-offami. Jak grał, był tradycyjnie all-around playerem. 11 punktów, 7 zbiórek i 3 asysty. GASOL > Gasol od zawsze na zawsze.
ALLEN - Jak zwykle najtrudniejsza do opisania linijka. Ofensywa tradycyjnie kaszanka, obrona lepiej, ale dalej to nie był ten sam Tony.
CONLEY - Gość potrafi zadziwić, ale przeciwko byłemu koledze szału nie zrobił i został przez niego zdominowany(?). 1/8 z gry, 5 zbiórek i 3 asysty w 29 minut. Nie tak to powinno wyglądać... nie tak...
ŁAWKA - Randolph - wszedł, pozbierał (13), nie rzucał (2). Cieszy to, że jest już zdrowy. Jak zwykle zaskoczy wszystkich i zmiecie konkurencję w play-offach. WIERZĘ! Mayo - aka NAPIERD*LATOR, największa zagadka w Memphis od czasów śmierci Elvisa. 800 razy był na wylocie z klubu, zawsze wracał. Raz porywa tłumy, drugi raz (jak tej nocy) odstawia manianę. 3/12 z gry, 6 strat. Rzuty z dupy, a tylko osobiste jako tako ratują jego wizerunek. Arenas - czemu tak krótko? Trójka siedziała, z nim Grizzlies byli +10 na parkiecie. Fajnie, że ma gdzie grać. Fajnie, że gra. Pondexter - na zawsze w moim sercu, nie w sercu pikników. Polscy kibice Memphis mi się żalą, że Quincy nie spełnia ich żądań, a ja muszę śmiać im się w twarz. Sorry KUPONIKU, ale teraz Vasquez to skarb (i ja to mówię...). Cunningham - nic godnego odnotowania. Haddadi - czemu Hollins nie pozwolił na pojedynek wszech czasów? Ayon vs. Haddadi to byłoby coś. Irańczyk nic nie zdziałał w minutę podobnie jak Pargo i Selby, który oddał w minutę dwa rzuty.
I teraz czas na mecz w back-2-back. Na rozkładzie Charlotte Bobcats. Coś czuje, że może się to źle skończyć, choć Hornets nadal jeden mecz mogą wygrać. A może Monty ma co innego w planach?
MVP: Landry, niekwestionowany król parkietu tej nocy. Potrzebował tylko 26 minut.
Najlepszy występ z ławki: Carl Landry.
Najsłabszy występ: Śmieszki z Mayo są... :)
Gwizdki: Sporo gwizdania, ale w miarę na poziomie. Sporo kopania piłek widzieli, nie ten sport :(. NIE KOPANA, NIE BARCELONA :(.
Krajobraz po CP3: Psikus! Taka przysługa, że Clippers na pewno będą mieli przewagę parkietu! Chyba, że Hornets zmiażdżą LAC w następnym meczu!
To jak Wy się teraz nazywacie? Rozpiszcie konkurs na Facebooku :-)
OdpowiedzUsuń