czwartek, 18 kwietnia 2013

Game 81 vs. Dallas Mavericks



Jedni za wszelką cenę chcieli zgolić brody. Drudzy mieli totalnie w dupie to, że na takim parkiecie już nie zagrają i stwierdzili, że nie trzeba spinać się na ten mecz, aby pokazać się kibicom ten ostatni raz z dobrej strony. Nie było w tym meczu dobrej strony. Grała tylko jedna drużyna, a szkoda... Szkoda z drugiej strony też, bo Dallas nic to zwycięstwo nie dało w kontekście awansu do PO. Są w dupie, bo w tym sezonie nie zagrają. Ale chociaż się ogolili!

62 punkty Dallas w dwie pierwsze kwarty pokazują, kto tak na prawdę miał ten mecz pod kontrolą już od samego początku. Hornets wtedy nawet nie dygnęli. Zrobili to dopiero po przerwie, kiedy powoli zaczęli schodzić z paskudnego wyniku do przegrywania jednocyfrowego. Niestety, nie poszli za ciosem i przegrali ten mecz z kretesem, bo prawie 20 punktami. Nie ma co do niego wracać. Mi jest tylko szkoda, że odstawili tak totalny ryż na koniec sezonu. Nie podziękowali fanom za nic, a także nie podziękowali mi, za to, że oglądałem każdy mecz...

PRZEJŚCIE

AMINU - Znów potrafi cały mecz skraść jedną akcją, gdzie pakuje z góry nad Carterem uprzednio zabierając mu piłkę. Dawał radę pod koszem nawet. 
ANDERSON 
- Andy wreszcie wyglądał jako tako, jeśli tak można nazwać mecz w którym jest 8/20 z gry. No, ale na pewno dużo lepiej wygląda, gdy Dallas akurat mają wysrane w obronę i zostawiają mu trochę miejsca. I gdyby nie walczył z materią, to miałby jeszcze więcej niż 12 zbiórek... 
LOPEZ 
- Na początku nie radził sobie z Kamanem i szybko poszedł do boksu. Potem odwdzięczył się wsadem na nim i tym sposobem wyrównali rachunki. REMIS. 
GORDON 
- No niestety, czwarty mecz z rzędu z punktami powyżej 20 to nie jest zadanie dla Gordona. W ogóle jakoś na początku meczu nie pchał się do rzucania, był bardzo mało widoczny, chyba że za widoczność uznamy karygodne straty... Trzy z rzędu... Po przerwie sam zaczął kreować sobie rzuty trzymając piłki całe akcje i wychodziło to z różnym skutkiem. 
VASQUEZ 
- Już myślałem, że odpuści sobie do końca sezonu. I w sumie mógłby to zrobić, a tak po prostu zalicza bardzo słaby finisz, nie ma o czym gadać, poniżej swojego poziomu MIP. 
AMUNDSON 
- Jedyny rezerwowy wysoki, w meczu gdzie grano trzeba wysokimi i dostaje 15 minut. Jest strasznie surowy w wykończeniu akcji pod koszem, ale na bank wniósłby więcej energii niż Robin i Andy razem wzięci. No może niż sam Anderson. 
ROBERTS 
- Znów z ławki stuka lepsze cyferki od Vasqueza. Beka z tego, że pominęli go w Rookie Ladder. Beka przeokrutna, bo Roberts zalicza świetną końcówkę. 13 punktów i 6 asyst? KLASA!
HENRY 
- Jestem pod wrażeniem łatwości, z jaką Henry dostaje się na linie osobistych. W każdym meczu jest pewne, że Xavier tam się właśnie dostanie. I udało mu się trafić aż 8/10 stamtąd. Szkoda, że z gry był 0/6... I raz popisał się akcją, gdzie Hornets mieli 15 sekund do końca kwarty, a akcje zrobił w sekundzie 11... Mistrz kalkulacji! 
MASON 
- Tutaj bez komentarza, Roger nie powinien wstawać z ławki. 
MILLER
- Co mu siedzi w głowie, jak widzi, że Henry dostaje jego minuty i pożytkuje je w tak gówniany sposób... Jedyny gracz, który był na plusie, bo zagrał w samej końcówce, ale było z niego więcej pożytku, niż z tej Cegły... 

Marion WUT MATRIX NA KOZAKU. Jak ja kocham to jego kreowanie pozycji, te haki trafiane na wysokim procencie. Marion robił wszystko i po której stronie parkietu się nie znalazł, to robił różnicę. Nowitzki uzyskał w tym meczu swoje 25 tys. punkty w karierze. Każdy obchodzi jubileusze w meczach z Hornets. Ta radość Niemca po trafionym rzucie była piękna. KLASA. Tak jak klasowo zagrał Kaman, w swoim stylu, grając trochę z boku. Mayo jakiś taki zagubiony, pod grą. Mike James zaimponował paroma wjazdami. Wright łapał częstotliwość na te uszy i był świetnie obsługiwany przez partnerów pod koszem. Vince największym zagrożeniem był zza łuku. Coraz mniej dynamiki, ale coraz ładniej rzuca. Collison pokreował sobie sam akcje. Crowder szybko został oddelegowany do gry w defensywie, będąc tylko łącznikiem. Bernard James, Morrow i AKOGNON (KLASA NAZWISKO) zagrali, gdy było już po ptakach. Ten ostatni debiutował w NBA. 

To był ostatni mecz w historii na tym parkiecie, teraz czas na ostatni mecz w historii w ogóle... Łezka się zakręci pewnie, no ale trzeba iść do przodu i krzyczeć TYLKO HORNETS!!!


I coś do posłuchania: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz