sobota, 13 kwietnia 2013

Game 78 vs. Los Angeles Lakers



No i stało się, że Hornets zostali zesweepowani także przez Lakersów w tym sezonie. Jak i w poprzednim. Jak i jeszcze wcześniej... To była, jak dobrze liczę, 10 porażka z rzędu przeciwko tym sprzedawczykom. Ale była to porażka po wielkiej walce i Hornets mogli schodzić z parkietu jako tako z podniesioną głową. Bo pewnych rzeczy się nie przeskoczy...

Gracze z Luizjany byli w meczu prze 48 minut. Lakers nie mieli ani chwili wytchnienia (no może poza końcówką 4q). I tym większy żal, że nie udało się pomóc Utah w ostatecznym wyeliminowaniu Kalifornijczyków. A tak to piłka wciąż w grze, Lakers muszą, Utah mogą. Hornets starają się w to nie mieszać.

Gwizdki w sumie nie pasowały mi tylko w pierwszej kwarcie. Wtedy Lejki dzięki nim w sumie trzymały się w grze i trzymały nawet nieźle. Potem to było po prostu dobre spotkanie. Morda Kobasa i tak była wszechobecna, ale jakoś udało mi się ścierpieć te katusze. Najprzyjemniejszym momentem meczu dla mnie był run na koniec 2 kwarty, który dał mi odrobinę nadziei. Był moim promyczkiem. 14-0 w ciągu 5 minut, a Lakersi nie bardzo wiedzieli co się dzieje. Trzecia na ogólnym styku, czwarta delikatny odjazd i wstyd przed mormonami...

PRZEJŚCIE

AMINU - Krótko i przyzwoicie. Znów zaskakuje WYSOKIM rzutem, który przelatuje gdzieś przy dachu i trafia bez dotknięcia obręczy. 
DAVIS - Mewa kontrolował pomalowane jeśli chodziło o zbiórki. Co nie leciało w jego pobliżu, to było przechwycone w trymiga. 
LOPEZ - Chociaż udało mu się zablokować tego marniaka Gasola 2 razy w jednej akcji, by przy 3 próbie go 'sfaulować'. Chociaż tyle. W sumie jedyny pozytyw jego gry, bo defensywy na DH to zaliczyć mu nie mogę... 
GORDON - Agresywnie w defensywie, stąd te 6 fauli, gdzie część była niestety z kapelutka. Jechał na kosz, kilka razy trafił ekwilibrystycznie, za co zebrał propsy. No i dostawał się na linie osobistych trzymając Hornets w grze. 
VASQUEZ - Mógł chyba zagrać zdecydowanie lepiej. Szczególnie częściej lecieć na kosz, gdy bronił go Zombie Blake. A tak to co trafił, to było spektakularne. Udawało mu się omijać bloków Howarda cały czas udowadniając swoje wysokie IQ koszykarskie. Skromne double double, ale po posusze ładnie wygląda. 
MILLER - Miller krótko, bo zawsze przeciwko Los Angeles ma kłopoty. Może trema go zjada, albo coś innego. Głową był gdzie indziej, poza boiskiem. Starał się też być blisko Kobasa, ale jest to zadanie ciężkie. 
ANDERSON - Andy długo na boisku, kombinował kombinował jak koń pod górę jak by tu rozruszać granie w ofensywie, ale niestety to mu się nie udało. Niepotrzebnie chciał lecieć na kosz. W defensywie też nie jest od wymyślania prochu, także średni mecz... 
AMUNDSON - Czemu tak krótko? Można go było dłużej testować na Howardzie. Albo na jakimś innym wysokim. Wszedł, walczył o każdą piłkę, pozbierał co mógł, a i tak grał najkrócej z wysokich.
ROBERTS - Coraz częściej przyczynia się do tego, że w końcówkach jest gra small ballem. Czuje się już lepiej na boisku, jak nie ma problemów z bronieniem, to w ogóle jest wybornie. No i on teraz ma monopol na alleye do Mewy Kochanej. 
HENRY - Ulalalalala, ależ dobry mecz od Ąłriego. Gdyby grał tak codziennie, to nie bałbym się o jego minuty. Przyzwoicie w defensywie, choć przy Kobasie zawsze jest ciężko. Stąd te 5 fauli. W ofensywie ładnie się poruszał, raz po penetracji poleciał z góry, więc wielkie propsy i oby tak częściej. 

Clark dostał odpowiedzialne zadanie, bo musiał bronić Gordona i zaczął na SF, więc pierwsza piątka LAL posiadała imponujące waruny. A ten skrzętnie to wykorzystał i wymuszał na nim faul za faulem. W konsekwencji bardzo szybko musiał pojawić się MWP, wracający po operacji i to powracający w wielkim stylu. Ile to minęło? 12, 13 dni? Ładnie. Oczywiście obaj bez szału, ale że Metta zagrał to już klasa. Gasol kompletnie nie radził sobie na początku w pomalowanym, choć statystyki mówią co innego. Nie wiem skąd mu się wzięło 11 zbiórek i jestem w szoku ile by nazbierał, gdyby walczył o te piłki. W ataku leciał dobrze tylko na Mewie, bo mając na plecach Vasqueza wolał oddać piłkę na obwód. DH leciał ostro na starcie, potem przygasł. Chcieli grać wszystko przez niego, gdy bronił na nim Lopez (raz poczęstował go takim łokciem, po którym mógł być nawet flagrant...). Kobe to Kobe, gnida. Na początku dostał najpóźniejszy gwizdek jaki widziałem w tym sezonie. No po prostu Hornets biegli już z kontrą, gdy Kobe zarządził gwizdek. Potem z płaczem, że nie gwizdnęli kolejnego faulu, wracając do obrony zrobił wszystko, tylko nie zajął poprawnej pozycji by wymusić faul w ataku. Mimo wszystko oddali gwizdek i usadzili Gordona na ławce... Na szczęście te straszne rzeczy działy się tylko w 1q. Potem Kobe już jako człowiek popełniał błędy kroków, a mi było bardzo miło. Gorzej, że przejął ostatnią odsłonę... Blake jest chyba pierwszym PG w historii który ma najwięcej asyst w meczu Lakers. Zawrotne 6. Jamison solidnie z ławki, w ataku na pewno lepiej od Gasola. Meeks też o dziwo natrzepał trochę tych punktów. Chyba lubi grać przeciw Hornetom. 

Czas na mecz z Kings, raczej zupełnie nieistotny. Teraz liczy się tylko draft. 


I coś do posłuchania: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz