czwartek, 11 kwietnia 2013

Game 76 vs. Utah Jazz


Ciężki mecz, po czapeczce oglądany, a wszystko tak późno przez koło z anatomii. Ale wszystko zgodnie z planem poszło i tak. Mecz przegrany, choć z przebiegu trzech kwart nic tego nie zapowiadało. No, ale z kim Utah ma wygrywać jak nie z Hornetsami i to u siebie, gdzie nie przegrali żadnego meczu z drużyną poniżej 0.500. Dlatego NO oddali mecz i chyba wcale nie jest mi smutno z tego powodu.

Pierwsza kwarta bardzo ładna, punktowo elegancko, a wszystko z powodu wielkiego gówna ofensywnego ze strony Jazz. Sporo strat jak na nich i sporo przechwytów gości z Luizjany. W drugiej role się odwróciły i to Hornets zapomnieli defensywy. A każdy rzut wykręcał się z kosza. I mimo sporego runu Jazz, Hornets schodząc do szatni przegrywali tylko dwoma punktami. Trzecia odsłona była najbardziej wyrównana i najlepsza do oglądania. Bo w czwartej Hornets rzucili ręcznik. Inaczej nie można wytłumaczyć gry Andersona przez tak długi czas.

PRZEJŚCIE

AMINU - Aminu aktywnie w ofensywie. Długie ręce pozwoliły mu na aż 4 przechwyty, wszystkie wypracowane właśnie tym machaniem łapskami. Ofensywnie zaskakująco dużo, bo oddał aż 11 rzutów. 
DAVIS - Mewa poezja ostatnimi czasy. Double double (zbiórki na leżąco, czekam teraz na blok!) na porządku dziennym, a tak solidną grę w ofensywie chce się oglądać. Oczywiście wciąż się zdarza, że silniejsi podkoszowi go przesuną, ale nad tym Mewa Kochana popracuje w okresie letnim. Już jako Pelikan (LOL). Znów miał świetne czucie gry i otworzył mecz pięknym bloczkiem. Nic, że zaraz potem został upokorzony poprzez podanie między nogami. Ale przez takie długie szczudła to chyba każdy by podał. 
LOPEZ - Robin jak zwykle miał problemy z Big Alem, bo po prostu bronił go stojąc od niego kilka metrów. A tak się nie da. W ofensywie pewny punkt i bardzo dobrze, że przebudził się z letargu. 
GORDON - Najlepszym podsumowaniem meczu było posadzenie Gordona na dupie. Nie wiem co tam się stało do końca. Czy Gordon coś przeskrobał, czy odniósł mikrouraz. Nie wyglądał na kontuzjowanego, więc stawiam na pierwszą myśl. Choć zresztą co za różnica, czy grał czy nie. Oddał przez 18 minut zawrotne 3 rzuty. Hej, przecież płacicie mu ohydne pieniądze, a on gra kupeczkę... 
VASQUEZ - Generał wykorzystywał swoją przewagę fizyczną do bólu. Praktycznie się nie mylił, a 3q to jego popis, w której to jako jedyny ciągnął Hornets do przodu i trzymał ich w grze. I dlatego lubię ten profesjonalny komentarz prosto z Salt Lake City, gdzie Vasqu jest pewnym kandydatem do nagrody MIP. 
ANDERSON - Hahahaha LOL 0/10. Co on w ogóle robił na boisku. Aaa, sam sobie na górze odpowiedziałem. Hornets po prostu poddali ten mecz. I dlatego Andy grał tak przedużą kupkę. 
HENRY - Prosta matematyka. A ja lubię matematykę. Henry+Anderson = 0/15. Jak z gry rzucał pan Cegiełka Xavier? Od ilości minut trochę poprzewracało mu się w bańce. 
ROBERTS - Anderson+Henry+Roberts=1/21. I wszystko jasne. Może Hornets wcale nie poddali meczu? To po prostu wielkie gówno z ofensywy. Zliczając rzuty pozostałych rezerwowych mamy zawrotne 2/25. TAK SIĘ NIE DA. A że Roberts nawet nie dodał asyst żadnych, to w ogóle już żenada. 
MILLER - Miller niestety co się nie dotknął kogoś, to go sfaulował. Choć często robił to bardzo mądrze, stopując groźne kontry, no ale najlepiej byłoby gdyby robił to bez faulowania. Rzutowo też nic od siebie nie dodał, choć miał dwie czyste pozycje. 
AMUNDSON - Lou ekstra aktywny, a gra to gówno Andy. NO PO PROSTU NO NIE. 
MASON - Mason wszedł w 4q, gdy mecz się rozstrzygał i chyba straci sporą ilość minut w końcówce sezonu. Odpoczynek dla emeryta. 

Czemu Hayward tak rzadko gra w S5? Przecież ten kot jest kotem. Z taką przyjemnością ogląda się jego poczynania. W tym meczu był najlepszym strzelcem w drużynie Jazz, a jego trójki cały czas dawały im odetchnąć. KLASA. Millsap dawał się we znaki defensorom z NO. I to chyba on zagrał lepsze zawody od Haywarda. Bliziutko triple-double, dodana trójka. Mecz kompletny. Big Al pierwszą połowę miał bardzo cichutką, oddał ze 3 rzuty i jakoś nie pchał się do piłki. W drugiej już zwęszył łatwe zdobycze i leciał z Lopezem łatwiutko. Foye i Williams to były tzw. 'keys to the game' wg komentatorów z Utah. Mieli rzucić powyżej 11 punktów. Ledwo uciułali 16, a męczyli się przy tym straszecznie. Cieniutki obwód. Favors z ławki był postrachem, zresztą jak zwykle. I podobnie jak Millsap, nie był wcale daleko od TD, a dokonałby tego z ławki, a zamiast asyst miałby bloki. Tak dobrym jest kotem. Carroll jak zwykle klasa, strasznie lubię oglądać go na boisku i to jak walczy o każdą minutę spędzoną na boisku. Burks bez szału, a Tinsley klasa również jak Favors. Nie pcha się z rzutami, chyba że już musi, a do tego tak pięknie rozprowadza piłkę wśród pozostałych rezerwowych. Ławka UTA>NOH NO DOUBT ABOUT IT!

Czas na mecz z Phoenix który się odbył, a wynik usłyszałem od osoby, po której najmniej się tego spodziewałem. Ale no cóż.. bywa. Czas obejrzeć ten mecz z Suns!


I coś do posłuchania: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz