czwartek, 29 grudnia 2011

Game 2 vs. Boston Celtics



Drugi mecz za nami. Welcome back Mr. Jack! Dla mnie to najważniejsze wydarzenie meczu, że JJ2 wrócił po krótkiej, ale odczuwalnej przerwie. Jak zwykle spotkanie  rozpoczęte zostało od trzęsienia ziemi. Tuż przed meczem dowiedziałem się, że Gordon nie zagra... (w drużynie Bostonu najpoważniejszym brakiem od początku sezonu jest niedyspozycja Paula Pierce'a). Mimo to nadal WIERZYŁEM! AJM IN! Trzęsieniem ziemi była też dla mnie trójka rzucona przez Rajona Rondo w pierwszej kwarcie. Na szczęście na linii rzutów osobistych wrócił nasz stary, dobry, poczciwy Rajon (2/4). I z początkowego runu Bostonu 9-2 nic nie zostało. Przewagę energii pod koszem zauważyłby nawet Stevie Wonder (a na głośnikach Part Time Lover - shame on you)! O'Neal i Garnett wyglądali jakby mieli po 50 lat i zdobyli w sumie 10 punktów, zebrali 13 piłek, zablokowali 3 rzuty i sami zostali zablokowani również trzykrotnie. W ogóle Garnett w tym sezonie to cień siebie. Na ich tle Okafor, Landry, Kaman i Smith wyglądali bardzo dobrze i akurat formacja podkoszowych w Nowym Orleanie jest BARDZO solidna! JJ2 od samego początku zabrał się do odkupywania win za dyskwalifikacje i świetnie uzupełnił lukę na pozycji PG, która aż raziła po oczach w meczu z Phoenix. Boston nie radził sobie strasznie, gdy na boisku brakowało RR9. Keyon Dooling popisał się podaniem a'la Markieff Morris. Iwona Pavlović nigdy nie wypełni chwilowej luki po Paulu Piercie. Przepraszam, chodziło mi oczywiście o Sashę Pavlovica. Marquis Daniels na BANK JARAŁ PRZED MECZEM. Gość jest najbardziej zblazowanym gościem jakiego widziałem na oczy. Wygląda jakby nie ogarniał ABSOLUTNIE NICZEGO! Dostał 4 czapy, bo pchał się niepotrzebnie pod kosz. A propos czap to ten mecz był obfity w efektowne bloki. Mistrzem okazał się Greg Stiemsma z Bostonu (jedyna pozytywna postać), który podobno urodził się w 1915 roku. 6 bloków w 20 minut. I TO JAKICH BLOKÓW! Szczęka opada. Szkoda, że gość nazywa się Stiemsma, a nie np. James, bo od razu jego bloki zawitałyby w TOP10. Emeka nie pozostał dłużny i zanotował 5 bloków, równie efektownych. Najlepszą akcje w meczu zaliczył jednak Kevin Garnett, której niestety nie znajdziecie w skrócie spotkania, ale na ILP jak najbardziej. Masakryczne kroki. Sam KG zdziwił się, że nie było gwizdka. Słabe spotkanie zagrał Brandon Bass, po którym spodziewałem się dużo więcej. Myślałem, że chociaż poderwie do walki Celtów, jednak nic z tego. JaJuan Johnson zaliczył najlepszy debiut z możliwych i oddał swój rzut w boczną część tablicy. SCARY! Po stronie Nowego Orleanu raczej do niczego nie mogę się przyczepić (jakbym mógł). Wreszcie osobiste w przyzwoitej ilości na przyzwoitym procencie. Dobrze było usłyszeć LilDŻONOWSKIE 'OK' gdy trafiał Mek. Dobrze było widzieć flagi Włoch, po trafionych trójkach Belinelliego (marna podróbka głów Peji btw). W ogóle dobrze być już w domu, w NO. Kibice nie zawiedli. Była wrzawa. Największa chyba, jak ich ulubieniec, Carldell Johnson trafił osobistego i zdobył swój pierwszy punkt w NBA! WELCOME HOME Squeaky. Ariza jak zwykle zapisał się w prawie wszystkich statystykach, ale znów miał głupiutkie rzuty. Vasquez wyglądał bardzo pewnie, czasem aż za bardzo. Kaman megasolidnie z ławki, ale na słabym procencie skuteczności, podobnie do Smitha. Aminu znów bez punktów, ale gdy przebywał na parkiecie Hornetsi byli +14. Trey Johnson i Lance Thomas po prostu zadebiutowali. Ayon siedział w jeansach na ławce. I na koniec Landry. KOZAK. 11 zbiórek w tym 5 w ofensywie. Wnosi energię do drużyny. Tenks Karl. Ogólnie jestem bardzo zadowolony z takiego przebiegu spraw, ale jest za wcześnie na jakiekolwiek dalekosiężne wnioski. Hornetsi dalej zmierzają po bilans 66-0, a Bostonowi bliżej do 0-66. Dobrze wykorzystali absencję Pierce'a, dobrze zagrali bez Gordona. Powinno być tylko lepiej!

MVP: Jarret Jack. Jak napisałem na początku, welcome back Mr. Jack. 21 punktów i 9 asyst + 2reb i 2bl. Dziś był człowiekiem instytucją.
Najlepszy występ z ławki: Greg Stiemsma. Co gość odpieprzał w D to szok. Gdzie on się uchował?
Najsłabszy występ: Rondo. Jakiś taki niewidoczny. Po fajnych pierwszych dwóch meczach jakoś tak wyparował.
Gwizdki: Troszkę się skompromitowali nie gwiżdżąc tych kroków, ale głównie chyba przychylnym okiem  patrzyli na Nowy Orlean. Jak mógłbym się przyczepić?
Krajobraz po CP3: Jarret Jack, pokazał, że da radę. Mam nadzieję, że na dłuższą metę. Bo dziś, braku Chrisa nie widziałem. Poza tym Clippersi zebrali baty od San Antonio. NAD CZYM SIĘ TAK ZASTANAWIASZ PANIE PAUL?
Damian na dziś:

 
- czego nie ma Hedo?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz