wtorek, 26 kwietnia 2011

Game 4

Tragiczne są te godziny... pobudka 3.30 to w tej parze jest norma. Początek nie zwiastował niczego dobrego, gdyż Gasol trafił dwa kosze z gry i bałem się, że przestanie z nami grać... Świetnie w początkowej fazie gry spisywali się Ariza i Artest, a po trójce tego drugiego troszkę zwątpiłem w końcowy sukces... Poza tym RonRon grał przeciw Marco Belinelliemu, który w tej serii cegli, że aż miło, a obrońca z niego żaden. Czekałem tylko na rzut za trzy punkty Hiszpana i powolne pakowanie się na ryby. To się jednak nie stało, głównie za sprawą Chrisa Paula, który rozegrał kolejne genialne zawody i robił z ogórkami z LA co chciał. Co innego Kobe, który pierwszą połowę zakończył z zerowym dorobkiem punktowym, a w obronie nie dawał rady Arizie, który raz ładnym spinem ograł Kobasa (co dziwne, po połowie było tylko +4 dla NOH). Niepokojące może być zjawisko, że zawsze coś z oczami dzieje się graczom Hornetsów. Zaczął jeszcze David West w RS, potem dwukrotnie JJ2 i Landryna. Wczorajszej nocy był to CP3, który dostał z łokcia od Artesta i na czasach myślałem czasem, że jestem na pojedynku bokserskim, bo Paul był 'naprawiany'. Zombie Blake jak zwykle musiał dorzucić swoje trzy grosze i trafił dwie trójki. Na szczęście ławka Lakersów nie wspomogła zbytnio swoich starterów, zdobywając tylko 18 punktów, tyle samo ile ławka Hornetsów. Niestety JJ2 nie był tym samym zawodnikiem, co w meczu numer jeden i był 0-5 do czasu końcówki, o której nieco później. W międzyczasie były takie hity jak reklama piwa Corona, która rankiem narobiła mi niesamowitego smaku :). Kobas próbując kryć tego dnia Paula mocno się przeliczył. Paul w jednej akcji złamał mu kostki, ale zaraz później dostał faul techniczny, bo odpowiedział coś ogórkowi na zaczepki... Na szczęście Kobe spudłował osobistego. CP3 wkręcał każdego jak chciał i tylko czekał na odpowiednie mismatche, a gdy wkręcił w ziemie Bynuma, wiedziałem, że musi się dobrze skończyć ;). Najlepiej podsumował tamtą akcje Mo Williams na swoim twitterze: . Tak, to były łyżwy. Kluczowe były też zbiórki w ofensywie, gdzie NOH wygrali 12-9, wygrywając całe tablice 39-32. Gasol znów był mięciutki, ogrywany przez bardzo dobrego w tej serii Landryniaka. Na początku drugiej połowy drugi faul był dziełem Emeki i krew znów by mnie zalała, ale spostrzegłem się, że to jednak nie pierwsza kwarta. Widocznie w przerwie coś się wydarzyło, bo Kobe zaczął chodzić na linie osobistych i zdobywać punkty. Koperta poszła bankowo. Czekałem tylko na DJ Mbenge, aż pokaże jak się gra twardo, a gdy się pojawił zdobył dwa łatwe punkty właśnie chyba na twardzielu Gasolu. Końcówka czwartej kwarty to ostry dym, ale jednak przewaga Hornetsów, a szczególnie Chrisa Paula którego triple double mogło robić wrażenie. Na samym końcu bohaterem był jednak jego najlepszy przyjaciel Jarret Jack, który wiedział gdzie się ustawić i trafił do kosza, kończąc marzenia Lakersów. Akcją meczu było jednak przyjęcie piłki na klatę przez Paua Gasola w crunch time! HIT! CP3 dedykował ten mecz kibicom, którzy ponownie nie zawiedli, a koszykarze pokazali niedowiarkom, którzy stawiali przed serią na szybki sweep, bądź tylko jedno zwycięstwo Hornetsów, a tak seria wróci jeszcze do Nowego Orleanu i oby była zwycięska! Oby tylko Kobe zagrał w game 5, bo nikomu źle nie życzę.

MVP: Chris Paul 27 pts, 15 ast, 13 reb, 2 st i kadra łyżwiarzy z Los Angeles
Najlepszy występ z ławki: Z przebiegu gry absolutnie nikt, ale za końcówkę to Jarret Jack! Oraz Joe Smith, za to że oszczędził nam pojawienia się na parkiecie!
Najsłabszy występ: Lamar Odom, od którego wymaga się duuuuuuużo więcej,
Gwizdki: Bzdurne gwizdanie fauli w drugiej połowie, tzn. za dużo, za dużo. Techniczny chyba za dobrą grę dla CP3. Koperta poszła bankowo, jak już wspominałem, ale obyło się bez rażących błędów. Emeka bez foul trouble i to się liczy!
Damian na dziś: 
Dziś potrójne combo!  
  Damian szpanuje angielskim,



Ewidentnie nie lubi B.Roya, nawet za to co zrobił z Dallas,


I wyczuwalny sarkazm, kiedy mówi o Lebronie Jamesie!







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz