czwartek, 21 kwietnia 2011

Game 2

Pobudka 4.30, mało snu, ale podekscytowanie olbrzymie i nie boje się tego powiedzieć, ale miałem nadzieję na wynik 2-0 po tym meczu.
Zaczęło się obiecująco, bo x-factor z poprzedniego meczu, Aaron Gray pojawił się w składzie i po kontuzji nie było śladu. Znów zalała mnie krew, gdy gwizdnęli Emece wątpliwy jak dla mnie drugi faul, co spowodowało, że koszmar z poprzedniego meczu, czyli problem z faulami powrócił. Kobas powiedział przed meczem, że bierze na siebie odpowiedzialność za defence na CP3. Przywitał go nawet kilkoma łokciami ;). Na szczęście na gwiazdora Hornetsów działało tylko podwojenie, bo Black Mamba nie dawał sobie zbytnio rady i często na Chrisie lądował Derek, oraz wracający po chorobie Steve Blake (na szczęście wyzdrowiał ;). Bałem się, że gra tylko po to, aby zarazić część graczów Hornetsów), który rozegrał całkiem niezłe zawody, zaliczając szybkie 5 asyst. Od początku w ekipie z Nowego Orleanu grał też nasz najlepszy zawodnik Lakersów, Pau Gasol, który zaliczył zawrotne 8 punktów i 5 zbiórek, co daje mu w dwumeczu całkiem niezłe double-double 16 punktów i 11 zbiórek! (Świetnie jego postawę skwitował Jax, który na pytanie Cheryl Miller, czy Pau był/będzie agresywny w tym meczu odpowiedział krótkie: nie, bez ogródek, bez zbędnego gadania, dziwne tylko, że tak długo trzymał go na parkiecie). Gdy na krótkie fragmenty wracał Okafor, tylko po to, by wyłapać faul, to spisywał się całkiem nieźle w defensywie, a w 4 kwarcie przypomniał sobie jak zdobywać punkty i zdobył w niej swoje wszystkie 7 punktów. LAL ładnie dzieliło się piłką i na początku, na 19 trafionych koszy z gry, miało 16 asyst. CP3 był bardzo clutch w końcówkach kwart 2 i 3 i trafił dwa ładne buzzery. Został też dwukrotnie sfaulowany przez gamonia KB24 podczas rzutów za trzy, ale nie był to jego dzień na linii osobistych. Sam trafił tylko 7 z 12 prób, a cała drużyna rzucała z mierną skutecznością 62,5% i ten aspekt trzeba poprawić przed meczem numer 3. Bryant dziś z kolei zaliczył słaby rzutowo dzień trafiając 3/10 (uparci powiedzą, że za bardzo skupił się na defensywie ;)), a gdy trafiał rzut Kevin Harlan (komentator meczu) robił z tego straaaaaaaszny raban. Poza tym, pod koniec 4q Kobas pchał się na linie, aby zdobyć upragnione podwójne zdobycze punktowe, a towarzyszyły temu nieodstępujące go na krok okrzyki 'MVP' (buehehehehehe). Gorzej podopiecznym Monciaka grało się, gdy Kobe'go nie było na boisku i gdy zszedł w 3 kwarcie zacząłem się poważnie martwić, a moje przepowiednie się sprawdziły... Największy pozytyw w grze Nowego Orleanu, to postawa Trevora Arizy, który odważnie ścinał do kosza, trafiał z dystansu i świetnie bronił na Bryancie. Zawód to z kolei Belinelli, któremu wyraźnie nie siedział rzut tego dnia i tylko 2/9. W drużynia LAL wyróżniali się przede wszystkim Andrzej Bynum, Ron Ron i Lamar Kardashian.

Po dwóch meczach w Los Angeles mogę powiedzieć tylko tyle, że jestem mega zadowolony z rezultatu 1-1, choć równie dobrze mogło być 2-0. Piątkowy mecz w Nowym Orleanie trzeba wygrać, a Paul musi zagrać ostrzej niż dzisiejszego dnia i bardzo przydałaby się ławka, oraz przychylne gwizdki ;)

MVP: Andrew Bynum 17 pts i 11 reb
Najlepszy występ z ławki: Lamar Odom 16 pts i 7 reb
Najsłabszy występ: I tu niespodzianka, Pau Gasol 8 pts i 5 reb w 36 minut gry
Rozczarowanie: Cee-Lo Green kibicujący Lakersom, miast NOH... ;)
Gwizdki: Bywało lepiej, Emeka dymany jak zawsze...

2 komentarze:

  1. Odom potwierdził że słusznie dostał nagrodę sixth mana. A Kobas jak zwykle ceglarz.

    OdpowiedzUsuń
  2. no w game 3 też był "jak zwykle ceglarzem" :P

    OdpowiedzUsuń