środa, 27 kwietnia 2011

Game 5

Ogólny smutek. Pobudka jak zwykle 4.30, ale nie ma siły na to, a przynajmniej jest na co patrzeć za oknem. Jak zwykle napalony, jak zwykle z tymi samymi wypiekami na twarzy. Artest dał znać o sobie od początku strzelając w łeb Belinelliego i muszę mu za to podziękować, bo Włoch zagrał najlepszy ofensywny mecz w serii zdobywając 21 punktów na skuteczności 57%. O Gasolu tym razem nic nie złego nie napiszę, bo go w tym meczu po prostu nie widziałem. Wiem, że zdobył 16 punktów i 8 zbiórek, ale był po prostu niewidoczny poza jedną akcją and1 i poza byciem ogranym przez Landrynę ze 2 razy. Przypomniał o sobie jak zwykle Zombie Blake, który wygląda po prostu przekomicznie w tej opasce. Przed meczem, więcej niż o samej serii rozwodzono się o kontuzji Kobasa. Po ośmiu minutach pierwszej kwarty wszyscy byli strasznie zaniepokojeni. Oto ich gwiazdor opuścił boisko dość wcześnie, nie zdobywając punktów. Pomyślałem, że faktycznie było coś na rzeczy. Do tego pierwsza kwarta zakończyła się wynikiem 32-23 dla NOH przy skuteczności 81%! Szok, szok i jeszcze raz szok. Miałem ciepło w gaciach! Początek drugiej kwarty i od razu kubeł zimnej wody. Do tego Kobe biegał jak jakiś psychol, a jego poster na Emece był nie z tej ziemi. Dobre aktorzenie z tą nogą, albo był po prostu na takich prochach, że szok. Bardziej skłaniam się do opinii, że wykreował z siebie bohatera i trochę przyświrował pawiana, którego heroiczna walka z własną słabością pomogła mu zagrać bardzo dobre zawody. W przerwie w studio także mowa była tylko o jego rzekomej kontuzji. No cóż, haters gonna hate ;). Willie Green chciał być gorący, ale sędziowie mu na to nie pozwolili, o czym później. Ariza zagrał kolejny wielki mecz ofensywnie, a troszkę słabszy defensywnie, choć nie dawał się zbytnio ogrywać, gdy był na parkiecie. Trzecia kwarta to delikatne problemy z FT u Landryny (który zagrał słabo w ofensywie) i do tej pory nie trafił tylko jednego osobistego i był 24-25. Poza kolejnym słabym meczem na linii osobistych głównym powodem przegranej były straty, często baaaardzo bezsensowne. Im bliżej końca meczu tym przewaga się powiększała. Czwarta kwarta to już zabójstwo koszykówki, bo prawie każda akcja kończona była faulem i mecz dłużył się niemiłosiernie. Ostatecznie skończyło się -16, co uważam za zbyt dużą przewagę ogórków. Kolejny świetny mecz zagrał CP3, ale nie jest zbytnio oszczędzany przez Monciaka i w serii zagrał już 206 minut (dla porównania, najdłużej z Lakersów zagrał Gasol. Who?) więc nie ma zbytnio czasu do odpoczynku.  Przed, mam nadzieję przedostatnim meczem, trzeba spiąć się na maksa. Ograniczyć straty, poprawić FT i grę pod koszem (Emeka w 156 minut kiedy przebywał na parkiecie zebrał tylko 13 piłek na swojej tablicy). CP3, Ariza i Belinelli zagrają znów na +20, dojdzie do tego Landryna. Emeka double-double i spory zastrzyk energii z ławki i mamy game7 w LA! Oby tak się stało.

MVP: Do tej pory jestem w szoku po tych paczkach Kobasa, także niech będzie on.
Najlepszy występ z ławki: Nie lubię Lamara Odoma, dlatego mój głos idzie na Luke Waltona, który całkiem dobrze prezentował się na ławce, zawsze jest uśmiechnięty, w końcu walczy o pierścień! Poza tym dobry był Willie Green i EWING JR.! W minutę rzucił trzy punkty! Może tajna broń? I pytanie, gdzie był Mbenga?
Najsłabszy występ: Sorry Emeka, ale hahahahahahahahahahahahaha zostałeś wzięty na poster.
Gwizdki: MASAKRA! Prócz trzeciej i czwartej kwarty do których nie mam zastrzeżeń, to po pierwszej kwarcie byłem bardzo gorący. Gwizdki przeciw NOH, faule w ofensywie i gdy już chciałem zobaczyć na powtórce, czy sędziowie mieli racje tych brakło! Skutecznie ograniczyli Greena. Gdy gwizdnęli coś dla NOH, szybko oddawali Lakersom dług. Sporne gwizdki dla LAL, ale wynik pozwolił mi zapomnieć o pracy tej trójki. Mieli szczęście, że techniczny poszedł temu pajacowi Brownowi i tym częściowo odkupili swoje winy :)
Damian na dziś: 
 klasyk, na temat Nelsona,




 zawsze służy pomocą.


wtorek, 26 kwietnia 2011

Game 4

Tragiczne są te godziny... pobudka 3.30 to w tej parze jest norma. Początek nie zwiastował niczego dobrego, gdyż Gasol trafił dwa kosze z gry i bałem się, że przestanie z nami grać... Świetnie w początkowej fazie gry spisywali się Ariza i Artest, a po trójce tego drugiego troszkę zwątpiłem w końcowy sukces... Poza tym RonRon grał przeciw Marco Belinelliemu, który w tej serii cegli, że aż miło, a obrońca z niego żaden. Czekałem tylko na rzut za trzy punkty Hiszpana i powolne pakowanie się na ryby. To się jednak nie stało, głównie za sprawą Chrisa Paula, który rozegrał kolejne genialne zawody i robił z ogórkami z LA co chciał. Co innego Kobe, który pierwszą połowę zakończył z zerowym dorobkiem punktowym, a w obronie nie dawał rady Arizie, który raz ładnym spinem ograł Kobasa (co dziwne, po połowie było tylko +4 dla NOH). Niepokojące może być zjawisko, że zawsze coś z oczami dzieje się graczom Hornetsów. Zaczął jeszcze David West w RS, potem dwukrotnie JJ2 i Landryna. Wczorajszej nocy był to CP3, który dostał z łokcia od Artesta i na czasach myślałem czasem, że jestem na pojedynku bokserskim, bo Paul był 'naprawiany'. Zombie Blake jak zwykle musiał dorzucić swoje trzy grosze i trafił dwie trójki. Na szczęście ławka Lakersów nie wspomogła zbytnio swoich starterów, zdobywając tylko 18 punktów, tyle samo ile ławka Hornetsów. Niestety JJ2 nie był tym samym zawodnikiem, co w meczu numer jeden i był 0-5 do czasu końcówki, o której nieco później. W międzyczasie były takie hity jak reklama piwa Corona, która rankiem narobiła mi niesamowitego smaku :). Kobas próbując kryć tego dnia Paula mocno się przeliczył. Paul w jednej akcji złamał mu kostki, ale zaraz później dostał faul techniczny, bo odpowiedział coś ogórkowi na zaczepki... Na szczęście Kobe spudłował osobistego. CP3 wkręcał każdego jak chciał i tylko czekał na odpowiednie mismatche, a gdy wkręcił w ziemie Bynuma, wiedziałem, że musi się dobrze skończyć ;). Najlepiej podsumował tamtą akcje Mo Williams na swoim twitterze: . Tak, to były łyżwy. Kluczowe były też zbiórki w ofensywie, gdzie NOH wygrali 12-9, wygrywając całe tablice 39-32. Gasol znów był mięciutki, ogrywany przez bardzo dobrego w tej serii Landryniaka. Na początku drugiej połowy drugi faul był dziełem Emeki i krew znów by mnie zalała, ale spostrzegłem się, że to jednak nie pierwsza kwarta. Widocznie w przerwie coś się wydarzyło, bo Kobe zaczął chodzić na linie osobistych i zdobywać punkty. Koperta poszła bankowo. Czekałem tylko na DJ Mbenge, aż pokaże jak się gra twardo, a gdy się pojawił zdobył dwa łatwe punkty właśnie chyba na twardzielu Gasolu. Końcówka czwartej kwarty to ostry dym, ale jednak przewaga Hornetsów, a szczególnie Chrisa Paula którego triple double mogło robić wrażenie. Na samym końcu bohaterem był jednak jego najlepszy przyjaciel Jarret Jack, który wiedział gdzie się ustawić i trafił do kosza, kończąc marzenia Lakersów. Akcją meczu było jednak przyjęcie piłki na klatę przez Paua Gasola w crunch time! HIT! CP3 dedykował ten mecz kibicom, którzy ponownie nie zawiedli, a koszykarze pokazali niedowiarkom, którzy stawiali przed serią na szybki sweep, bądź tylko jedno zwycięstwo Hornetsów, a tak seria wróci jeszcze do Nowego Orleanu i oby była zwycięska! Oby tylko Kobe zagrał w game 5, bo nikomu źle nie życzę.

MVP: Chris Paul 27 pts, 15 ast, 13 reb, 2 st i kadra łyżwiarzy z Los Angeles
Najlepszy występ z ławki: Z przebiegu gry absolutnie nikt, ale za końcówkę to Jarret Jack! Oraz Joe Smith, za to że oszczędził nam pojawienia się na parkiecie!
Najsłabszy występ: Lamar Odom, od którego wymaga się duuuuuuużo więcej,
Gwizdki: Bzdurne gwizdanie fauli w drugiej połowie, tzn. za dużo, za dużo. Techniczny chyba za dobrą grę dla CP3. Koperta poszła bankowo, jak już wspominałem, ale obyło się bez rażących błędów. Emeka bez foul trouble i to się liczy!
Damian na dziś: 
Dziś potrójne combo!  
  Damian szpanuje angielskim,



Ewidentnie nie lubi B.Roya, nawet za to co zrobił z Dallas,


I wyczuwalny sarkazm, kiedy mówi o Lebronie Jamesie!







sobota, 23 kwietnia 2011

Game 3

Kolejna pobudka, 3.30. Nadzieje takie same jak zwykle, na utarcie nosa Lakersom. Zaczyna się jak zwykle obiecująco. Gasol gra z nami, kroki, zbiera czapy, nie trafia, w końcu i tak zalicza 17 puntów w tym mega farciarską trójkę. Uparci będą mówić, że się obudził, ale to był stary dobry Gasol z tej serii. Kto widział mecz ten wie. Najlepsza akcja to hak, który nie doleciał do obręczy, a zamienił się w podanie do Artesta. Must See! Pierwsza kwarta to głównie dziura pod koszem i mimo, iż Emeka nie wyłapał szybkich fauli i zagrał naprawdę solidne zawody, to zawodnicy z Miasta Aniołów często kończyli akcje z góry. Kobe szalał od początku, tak jak Ariza (12 pts i 12 reb w całym meczu + niezła defensywa) po stronie NOH. Niestety to tempo wytrzymała tylko Mamba. Poza wsadami Lakersi często kończyli akcje and łanami i po połowie prowadzili dziewięcioma punktami. Bynum znów dominował pod koszem, ale gdy raz upadł po akcji i złapał się za kolano wszyscy zamarli. Nie życzę nikomu źle, więc miałem nadzieje, że nic mu się nie stało. Na szczęście postraszył tylko kibiców Jeziorowców i kontynuował grę. Cieszyć mogło to, że Landry często chodził na linię osobistych (nad FT powinien za to popracować CP3, który w tej serii spudłował już dziewięć osobistych i rzuca ze skutecznością 69%, podobnie do Dwighta Howarda!), a po jednym jego wsadzie po podaniu Kupona (Pondexter'a) miałem nadzieję na jakiś zryw, co się jednak nie stało, bo Lakersi kontrolowali grę prze cały mecz... Podobny zryw mógł być po celnych rzutach cichego w tej serii Jasona Smitha. Czwarta kwarta to podkreślenie dominacji, choć mimo wszystko Zen Master trzymał swoich ludzi przez dłuższą część ostatniej odsłony. Na koniec wpuścił jednak weterana Joe Smitha (numer 1 draftu z 1995r. wybranego m.in. przed KG) , którego airball był gwoździem do mojej trumny. Rozwalił system!

Podsumowując mecz numer trzy jestem pełen obaw o kolejne spotkanie, bo wygrana będzie konieczna, jeśli podopieczni Monciaka myślą o awansie dalej, lub przedłużeniu serii do więcej niż pięciu spotkać.Trzeba ograniczyć Kobasa, aby nie rzucał farciarskich trójek i Gasola, aby obudził się z letargu i nie odważył się na zdobycie więcej niż 8 punktów!

MVP: Chyba jednak Kobe. Z przebiegu meczu ciężko wybrać takową postać, więc zerknąłem na boxscore. 30 pts i 6 reb, oraz Joe Smith za rzut, który pozamiatał wszystko!
Najlepszy występ z ławki: Lamar Odom 13 pts i 9 reb oraz DJ Mbenga który nie patyczkował się z tymi pajacami
Najsłabszy występ: Marco Belinelli za okropne ceglenie. Panie Włoch, obudź się pan! Chcesz oglądać te flagi, gdy sypiesz trójki, więc trafiaj!
Rozczarowanie: Ławka, poza Jasonem.
Gwizdki: Nie pozwalali Mbendze na ostrą grę przeciw Gasolowi, a szkoda, bo pokazałby mu co to znaczy twarda gra :) I nie powinni uznać kosza Gasola za 3, bo jego trójki się w tej grze nie liczą. Na plus jedynie brak gwizdków dla Okafora na początku, choć mogli od tak, dla zasady pierdyknąć mu szybkie dwa.
Damian na dziś:
na temat testu szóstoklasisty.
 

czwartek, 21 kwietnia 2011

Game 2

Pobudka 4.30, mało snu, ale podekscytowanie olbrzymie i nie boje się tego powiedzieć, ale miałem nadzieję na wynik 2-0 po tym meczu.
Zaczęło się obiecująco, bo x-factor z poprzedniego meczu, Aaron Gray pojawił się w składzie i po kontuzji nie było śladu. Znów zalała mnie krew, gdy gwizdnęli Emece wątpliwy jak dla mnie drugi faul, co spowodowało, że koszmar z poprzedniego meczu, czyli problem z faulami powrócił. Kobas powiedział przed meczem, że bierze na siebie odpowiedzialność za defence na CP3. Przywitał go nawet kilkoma łokciami ;). Na szczęście na gwiazdora Hornetsów działało tylko podwojenie, bo Black Mamba nie dawał sobie zbytnio rady i często na Chrisie lądował Derek, oraz wracający po chorobie Steve Blake (na szczęście wyzdrowiał ;). Bałem się, że gra tylko po to, aby zarazić część graczów Hornetsów), który rozegrał całkiem niezłe zawody, zaliczając szybkie 5 asyst. Od początku w ekipie z Nowego Orleanu grał też nasz najlepszy zawodnik Lakersów, Pau Gasol, który zaliczył zawrotne 8 punktów i 5 zbiórek, co daje mu w dwumeczu całkiem niezłe double-double 16 punktów i 11 zbiórek! (Świetnie jego postawę skwitował Jax, który na pytanie Cheryl Miller, czy Pau był/będzie agresywny w tym meczu odpowiedział krótkie: nie, bez ogródek, bez zbędnego gadania, dziwne tylko, że tak długo trzymał go na parkiecie). Gdy na krótkie fragmenty wracał Okafor, tylko po to, by wyłapać faul, to spisywał się całkiem nieźle w defensywie, a w 4 kwarcie przypomniał sobie jak zdobywać punkty i zdobył w niej swoje wszystkie 7 punktów. LAL ładnie dzieliło się piłką i na początku, na 19 trafionych koszy z gry, miało 16 asyst. CP3 był bardzo clutch w końcówkach kwart 2 i 3 i trafił dwa ładne buzzery. Został też dwukrotnie sfaulowany przez gamonia KB24 podczas rzutów za trzy, ale nie był to jego dzień na linii osobistych. Sam trafił tylko 7 z 12 prób, a cała drużyna rzucała z mierną skutecznością 62,5% i ten aspekt trzeba poprawić przed meczem numer 3. Bryant dziś z kolei zaliczył słaby rzutowo dzień trafiając 3/10 (uparci powiedzą, że za bardzo skupił się na defensywie ;)), a gdy trafiał rzut Kevin Harlan (komentator meczu) robił z tego straaaaaaaszny raban. Poza tym, pod koniec 4q Kobas pchał się na linie, aby zdobyć upragnione podwójne zdobycze punktowe, a towarzyszyły temu nieodstępujące go na krok okrzyki 'MVP' (buehehehehehe). Gorzej podopiecznym Monciaka grało się, gdy Kobe'go nie było na boisku i gdy zszedł w 3 kwarcie zacząłem się poważnie martwić, a moje przepowiednie się sprawdziły... Największy pozytyw w grze Nowego Orleanu, to postawa Trevora Arizy, który odważnie ścinał do kosza, trafiał z dystansu i świetnie bronił na Bryancie. Zawód to z kolei Belinelli, któremu wyraźnie nie siedział rzut tego dnia i tylko 2/9. W drużynia LAL wyróżniali się przede wszystkim Andrzej Bynum, Ron Ron i Lamar Kardashian.

Po dwóch meczach w Los Angeles mogę powiedzieć tylko tyle, że jestem mega zadowolony z rezultatu 1-1, choć równie dobrze mogło być 2-0. Piątkowy mecz w Nowym Orleanie trzeba wygrać, a Paul musi zagrać ostrzej niż dzisiejszego dnia i bardzo przydałaby się ławka, oraz przychylne gwizdki ;)

MVP: Andrew Bynum 17 pts i 11 reb
Najlepszy występ z ławki: Lamar Odom 16 pts i 7 reb
Najsłabszy występ: I tu niespodzianka, Pau Gasol 8 pts i 5 reb w 36 minut gry
Rozczarowanie: Cee-Lo Green kibicujący Lakersom, miast NOH... ;)
Gwizdki: Bywało lepiej, Emeka dymany jak zawsze...

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

PO czas zacząć!

CO ZA MECZ!
Wczoraj, o jakże niecodziennej dla nas porze spotkań z Los Angeles, mieliśmy okazję obejrzeć wspaniały spektakl skazywanych na pożarcie zawodników ekipy Monciaka Williamsa, przeciw murowanym faworytom do obrony misia.
21.30 czasu polskiego z wypiekami na twarzy zasiadłem (w koszulce CP3, a jakże) przed komputerem szukając dobrych streamów, co zajęło mi chwilę, ale efekt był od początku był powalający. 12-4. CP3 przejął mecz od początku, kreując jak zawsze role playersów dookoła. Potem mecz się wyrównał, ale cały czas na minimalnym prowadzeniu byli zawodnicy ekipy z Nowego Orleanu. Pau Gasol był baaaaaardzo miękki tego dnia, ogrywany przez Landry'ego. Szkoda tylko szybkich faulów twardo grającego Emeki, bo radził sobie dobrze w defensywie przeciwko Bynum'owi. Jego zastępca, Gray zagrał naprawdę świetne zawody i mam tylko nadzieję że ta kontuzja kostki nie jest poważna. Monty powiedział, że to delikatne zwichnięcie i powinien być gotowy na najbliższy mecz, gdzie bardzo by się przydał pod 'nieobecność' Gasola i Odoma. Ariza był tylko 2-13, ale nie punktów od niego wymagaliśmy, tylko skutecznego ograniczania Bryant'a. Niestety lider LAL trzymał wciąż swój zespół w grze pakując się pod kosz i łapiąc faule. Kroku dotrzymywał mu jedynie Ron Ron, który dorzucił 16 punktów i był liderem zbiórek notując ich 11. btw. Lakersi mieli zmiażdżyć Hornetsów na deskach (co poniekąd się im udało 41-33) i wykorzystać przewagę wysokich, czego jednak nie potrafili zrobić. Paul cały mecz grał wybornie, a gdy go brakło JJ2 rozgrywał bardzo udane zawody i to pokazało jaką Nowy Orlean ma przewagę na pozycji PG. Najlepiej ujął to Trevor Ariza: “Unbelievable, single handedly took over the game at the end. That’s why he’s one of the best point guards in the NBA.”

Pierwszy mecz i od razu niespodzianka. Nie wiem czy LAL zlekceważyli Hornetsów (w RS był sweep). Jeżeli nie poprawią krycia na obwodzie, a Gasol z Odomem gdzieś znikną, to Phil Jackson może mieć poważne kłopoty z sięgnięciem po three-peat.

MVP: Chris Paul 33 pts, 14 ast, 7 reb, 4 stl w 40 minut gry,
Największe zaskoczenie: 
-Aaron Gray 12 pts, 1 stl i 1 reb w 20 minut gry,
-3 straty całej drużyny Nowego Orleanu,
-fadeaway jumper DJ Mbengi ;),
Najlepszy występ z ławki: Jarret Jack 15 pts, 5 ast i 4 reb w 22 minuty gry,
Najsłabszy występ: Pau Gasol  8 pts (2-9), 6 reb i 6 ast w 38 minut od gracza, który miał być kluczem w tej serii.
Gwizdki: poprawne, ale Kobas za często wymuszał faule, nie to co zawodnicy z NO ;)




GEAUX HORNETS!